Na początek, na wszelki wypadek, żeby uniknąć zbędnych dyskusji, zaznaczę.
Całym sercem będę kibicował za Arabką. I nie dlatego, że jest, wg mnie, znacznie sympatyczniejsza i że ją, oraz jej tenis, od Białorusinki i jej tenisa z kolei, dużo bardziej lubię i cenię, ale z przyczyny znacznie bardziej prozaicznej. Jeśli Tunezyjka by to spotkanie wygrała, to Iga pozostanie na czele listy rankingowej WTA. W przeciwnym wypadku Sabalenka ją z królewskiego stolca, brutalnie pisząc, zrzuci. To tyle co do moich przedmeczowych sympatii. Natomiast fakty są, jak następuje.
Zdecydowaną faworytką dzisiejszego półfinału jest pupilka Łukaszenki. Grały ze sobą dotąd 4 razy. Bilans wynosi 3:1 dla Białorusinki. To nie wszystko. Ostatni (i jedyny zresztą) raz Jabeur wygrała z Sabalenką ponad 3 lata temu. I to nie na żadnej trawie, ani nawet na hardzie, tylko na paryskiej cegle. 2:1 w setach. Potem były już tylko same porażki. Pierwsza w dwóch dość krótkich setach w styczniu 2021 na hardzie w trzeciej rundzie turnieju w Abu Dhabi. Pół roku później równie pewne zwycięstwo Sabalenki w ćwierćfinale Wimbledonu. Ostatnie starcie miało miejsce na koniec poprzedniego rokuw WTA Finals. Tam było już niemal na żyletki, bo w trzech setach, z tego te zwycięskie to najpierw tie-break, i to do pięciu, i na koniec 7:5 w secie trzecim, ale znów wygrała Białorusinka.
Ma więc Sabalenka niewątpliwie przewagę psychologiczną. Jest też na fali. Wie, że wszystko zależy od niej i że nic nie zależy od Światek. Wie, o co idzie gra. Wie, że jak wygra, to stanie się światową jedynką. To, w jej sytuacji i przy jej niezaspokojonych ambicjach, którym przykładnie daje wyraz co roku w swoich wypowiedziach w Stuttgarcie, może dać jej dodatkowego kopa.
Ale może ją też sparaliżować. Tak jak ją nagle sparaliżowało w trzecim secie półfinału w Paryżu. No i jest jeszcze odrodzona Ons. Jej wczorajsza, zakończona nokautem w trzecim secie, wygrana z Rybakiną, ten jakże udany rewanż za zeszłoroczny finał, mogą wyzwolić w Tunezyjce dodatkowe siły. Bo formę, jak wykazały starcia z Kvitovą i Kazaszką, niewątpliwie już odzyskała. I przekonanie, że znów może z każdym, może oprócz numerów 1 i 2, wygrywać. Pytanie czy sił i umiejętności jest już na tyle, by pokonać nabuzowaną siłą i wyjątkowo pozytywnymi emocjami oraz niemożliwymi wręcz do niedawna do wyobrażenia perspektywami, Białorusinkę.
Tak jak napisałem. Rozum wskazuje na Sabalenkę. Serce wiadomo. A jak się to skończy powinniśmy wiedzieć najpóźniej koło siódmej wieczorem. I to tylko wtedy, jeśli oba dzisiejsze kobiece półfinały będą równie zacięte jak ostatnie dwa mecze Igi. Niech sobie będą albo nie będą. Byle wygrała Jabeur.
Oczywiście w drugim półfinale niech wygra lepsza.
Inne tematy w dziale Sport