Jelena Switolina to na pewno jest dobra tenisistka. Może nawet bardzo dobra.
Ale Ukrainka, po pierwsze, miała ponad rok przerwy w grze. Nie byle jakiej. Po drugie (może za wyjątkiem trzeciego seta, choć też nie całego) wcale nie grała w tym meczu dobrze. Za to na pewno zrobiła dużo mniej PI-RA-MI-DAL-NYCH wielbłądów.
Osobiście jestem porażką Igi Świątek bardzo zawiedziony. Nie dlatego, że przegrała, tylko tym, w jaki sposób to zrobiła. Grała, moim skromnym zdaniem amatora, źle. Może nawet bardzo źle. Wyglądało jakby Wiktorowski jej źle struny w rakiecie ponaciągał. Te ciągłe forhandy w trybuny bądź wyraźne auty zirytowałyby nawet gościa w śpiączce. Masa niewymuszonych błędów. Naprawdę niewymuszonych, a nie tak zinterpretowanych przez jakiegoś statystyka. Bardzo nierówna gra w gemach serwisowych. Wyjątkowo nieudolne czytanie gry rywalki. Jednocześnie sporo piłek kierowanych w zasięg rywalki wtedy, kiedy można było grać w, opuszczoną już przez tę, odkrytą część kortu (to akurat Iga prezentuje przez cały turniej z konsekwencją godną lepszej sprawy).
Jednym słowem Iga zasłużyła na tę porażkę. Należało jej się tym razem. Po takiej grze nie wypada awansować do półfinału Wielkiego Szlema. Szczególnie jak się jest numerem 1 na świecie. Po drugim secie wydawało się, przez chwilę, że może się jednak w sobie zbierze, ale nic z tych rzeczy. Trzeci set, zamiast wykazać jej zdecydowaną wyższość nad Switoliną, jeszcze bardziej obnażył jej dzisiejsze braki.
Porażka Igi powoduje, że rysuje się, mniej lub bardziej, ale jednak realna szansa na zmianę liderki światowego rankingu. Moim zdaniem Sabalenkę może zatrzymać tylko i wyłącznie rywalka półfinałowa. Czyli Tunezyjka albo Rosjanka z obcym paszportem. Dobrze by było, żeby jutrzejszy ćwierćfinał wygrała Jabeur, bo przynajmniej będzie pewność, że się w imię ideologii w półfinale nie podłoży (taki żart, żeby sprawdzić reakcję onuc). Ani Keys, ani przeciwniczka w finale, wszystko jedno czy będzie to Switolina czy Vondrousova, nie mają na to, moim zdaniem, żadnych szans. Przy czym ja już w tych swoich przewidywaniach na Wimbledon popełniłem kupę wielbłądów. Może nie tyle, co dzisiaj Iga, ale kupę. Typowałem finał Igi z Kvitovą, tymczasem żadnej nie ma nawet w czwórce, a Czeszka odpadła wczoraj w kompromitującym wręcz stylu. Jedyne co mi wyszło, to przestrzeganie przed lekceważeniem Jabeur i zwycięska, w zestawieniu z Krejcikovą i Potapową, Andriejewa. Trochę mało. Więc mną się proszę nie przejmować i śmiało obstawiać zwycięstwo końcowe Ukrainki lub Czeszki. A nóż widelec tak będzie i wtedy ktoś z Państwa będzie sobie mógł kupić samochód. Jak to jeszcze dzisiaj obstawi, to dobry:).
Tymczasem, kibicując jutro i w ewentualnym półfinale tylko i wyłącznie Ons Jabeur, czekam na poniedziałkową kolejność rankingu WTA. Ale bez dygocących rąk. Co będzie, to będzie.
Inne tematy w dziale Sport