W Londynie cały dzień pada i prawie nikt nie gra. Grają tylko na dwóch głównych kortach turnieju, bo te, w takiej sytuacji jak dziś, można przykryć dachem.
Wśród tych nielicznych, którzy dzisiaj wyszli na korty i rozegrali swoje pełne spotkania jest, niestety, Magda Fręch. Niestety, bo przegrała. Wynik tego nie oddaje, ale przegrała zdecydowanie, będąc słabszą w każdym elemencie tenisowego rzemiosła. Fakt, grała z aktualnym numerem sześć, a jeszcze niedawno numer dwa na świecie. Tyle tylko, że od pół roku Ons Jabeur, z różnych przyczyn, nie przypomina siebie, a dziś i tak grała do jednej bramki.
Oglądając to spotkanie można było się przekonać albo, jeśli ktoś do tej pory nie miał tej świadomości, zdać sobie sprawę jaka przepaść dzieli na ten moment Polkę od światowej czołówki. Polkę, która w czerwcu pobiła, o prawie 20 miejsc, rekord życiowy i gra aktualnie, być może, najlepszy tenis w życiu. A cały czas przypominam, że Tunezyjka jest daleko od optymalnej formy. O czym zresztą, jak sądzę, przyjdzie nam się przekonać w jednej z najbliższych rund.
Po pierwszym secie meczu Rybakiny z Rogers wydawało się, że może dojść do sensacji. Ale tylko się wydawało. Rosjanka/Kazaszka już parę razy pokazała, że po przegraniu inauguracyjnego seta potrafi odwrócić losy spotkania. Dokładnie tak samo było dziś. Selby Rogers natomiast po raz n-ty przegrała mecz po wygraniu w nim pierwszego starcia. Nie wiem czy ktoś nie powinien zwrócić uwagi Piotrowi Sierzputowskiemu, że w treningu tenisistów ćwiczy się nie tylko technikę, ale również kondycję. Coach Amerykanki ewidentnie wydaje się o tym zapominać. Zupełnie. To niesamowite ile takich spotkań rywalki Rogers rostrzygnęły na swoją korzyść.
Grała dziś również Sabalenka. Grała i zmiotła z kortu Węgierkę Udvardy. Trudno było się zresztą spodziewać czegoś innego. Madziarka ma w cyrku numer 82. Jakby co, to w pojedynku korespondencyjnym Białorusinka z Igą zremisowała. Straciły w pierwszej rundzie po 4 gemy. Tyle, że Świątek rywalizowała z numerem 39 rankingu.
Już dawno nie było, i to zaraz na początku turnieju, takich opóźnień. Robi się trochę nerwowo. A co to będzie jak jutro też będzie padać?
W sumie dzień-beznadzieja. Straciliśmy cnotę, cały dzień lało i jeszcze ta ogromna liczba nie rozegranych spotkań.
Nie tak to miało dzisiaj wyglądać.
Inne tematy w dziale Sport