HareM HareM
2948
BLOG

Wygraliśmy z Niemcami. I, z plusów, to by było na tyle

HareM HareM Piłka nożna Obserwuj temat Obserwuj notkę 88

Przepraszam. Były jeszcze dwa. Pierwszy, że wreszcie zdecydowano z jako-takimi honorami pożegnać Błaszczykowskiego (tu też PZPN słabo się sprężył). I drugi, że wreszcie (paradoksem jest to, że żeby to się stało, to znaczy, że żeby zrezygnować z dziadków-piłkarzy, musieliśmy zatrudnić dziadka-trenera) w pierwszym, ani w żadnym innym, składzie nie było ani Glika, ani Krychowiaka. Na tym rzeczonych plusów koniec.
Jednym zdaniem wrócę jeszcze do pożegnania Kuby. Widać było, że było o te kilka lat zdecydowanie spóźnione. Zabrakło tych, z którymi był najbliżej na boisku. Zabrakło też, z tego samego powodu, klasy piłkarskiej Kuby, do której nas przyzwyczaił. Co jeszcze? Żony i rodziny na płytę nie wpuszczono i musieli czekać na Kubę praktycznie dopiero w holu do szatni. Być może coś pominąłem i nie dostrzegłem, ale poza tym, nienaturalnych rozmiarów, „obrazem” z numerem 109, niczego mu chyba nie wręczyli. Nawet kwiatów. O jakiejś pamiątkowej paterze nie wspominając. On sam też nie wyglądał na jakiegoś specjalnie szczęśliwego i wzruszonego. Jedyny, z którym się naprawdę serdecznie pożegnał to, już poza linią boiska, Ilkay Gundogan. Lewandowski starał się być miły, ale widać było, że Kuba pewnych rzeczy nie potrafi zapomnieć. Odnosiłem wrażenie, że tak Błaszczu jak i, szeroko rozumiany,  PZPN mieli wypisane na twarzach „miejmy to już za sobą”. Nie zawiedli przy pożegnaniu jedynie kibice. Oczywiście to są tylko moje odczucia. Być może miałem w tym względzie za duże oczekiwania. Oczekiwania odpowiadające zasługom Błaszczykowskiego dla tej reprezentacji. W każdym razie to pożegnanie na miarę tych dokonań nie było. Tyle.
A teraz mecz. Krótko. Wygraliśmy, ale nie graliśmy dobrze. Przeciwnie. Graliśmy, moim zdaniem, bardzo słabo. Ja wiem, że to są Niemcy. Ale to już nie są Niemcy z roku 1974, z roku 1990 czy nawet z roku 2016. To są Niemcy kryzysowi. I ci Niemcy cały czas mieli piłkę przy nodze, cały czas prowadzili grę, a my biegaliśmy wokół nich jak durni i patrzyli czy Szczęsny nas uratuje, czy nie. W pierwszej połowie to wyglądało ciut lepiej, ale też słabiutko. Wejście Milika i Linettego spowodowało, że już w ogóle nas w tym meczu nie było. Tak jakby tych dwóch przywieźli prosto z planu „Zagubionych chłopców”. Myślę, że najwyższy czas zastanowić się nad tym, czy Milik jest jeszcze tej reprezentacji potrzebny. Jest Świderski który, jeśli wyjdzie na plac, nie zawodzi nigdy (a Milik od pięciu przynajmniej lat zawsze), w końcu, miejmy nadzieję, wyzdrowieje Buksa, słyszy się o dobrej grze Kownackiego. Po co nam napastnik, który przez sześć lat strzelił jedną bramkę?
Po raz kolejny nic nie zagrał Szymański. Ten z Feyenoordu. Są zawodnicy, którzy są świetni w klubach i nieprzydatni w kadrze. 50 lat temu kimś takim był Bronisław Bula z Ruchu. Teraz na kogoś takiego wyrasta wychowanek Legii. Nie było też na boisku, praktycznie, Zielińskiego. Dobrze, że mieliśmy do wyegzekwowania parę rogów, bo inaczej tych dwóch robiłoby w tym meczu za duchy.
Nie wiem dlaczego trener nie spróbował gry z Wieteską. Zamiast Bednarka oczywiście. Bednarek tyle w tym roku napsuł, że choćby z tego powodu można było próbować sprawdzić stopera, z którym nikt nie spadł z ligi i który w zespole środka tabeli jednej z pięciu najlepszych lig Europy za każdym razem miał miejsce. Bednarek, jak zwykle, zaprezentował wszechobecne w jego grze przynajmniej od dwóch lat „walory”: słabą zwrotność w obronie, brak umiejętności wyprowadzania piłki do przodu, notoryczne podawanie jej do bramkarza i zwalnianie każdej akcji, którą rozpoczynał.
Napisałem, że innych plusów nie było.
Przesadziłem, bo były. Kolejny już raz bardzo dobry Szczęsny. Debiutancki gol Kiwiora. Powrót Kędziory, który jako środkowy stoper nie był najgorszy. Wywalenie z kadry Gumnego – świetny ruch. Bereszyński wreszcie tam, gdzie naturalnie powinien. Kamiński i Skóraś z przebłyskami. Przy czym Kamiński jako wahadłowy to nie jest, uważam, dobry pomysł. Jako skrzydłowy – tak.
Poprawiliśmy bilans z zawsze bardzo niewygodnym dla nas  przeciwnikiem. I to jest najważniejsza korzyść. Żeby się tylko nie okazało, że kosztowało nas to tyle wysiłku (bo naprawdę biegaliśmy cały mecz bez piłki jak objuczone do nieprzytomności osły), że nie starczy nam kondycji i siły na Mołdawię. Gdyby się tak stało, to wyszłoby, że rację miał selekcjoner, który meczu z Niemcami zwyczajnie nie chciał. Przy czym nie jestem przekonany, czy to, że będzie miał rację podniesie jego akcje i autorytet. To już lepiej niech wyjdzie, że rację mieli ci, którzy twierdzili, że spotkanie z drużyną Flicka to będzie dobry sprawdzian przed kolejnym meczem eliminacji ME.
Tak czy inaczej. Z Mołdową trzeba wygrać. Innej opcji nie ma.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (88)

Inne tematy w dziale Sport