W Paryżu został nam już tylko nasz rodzynek.
Hurkacz i Zieliński na aucie.
Jakby ktoś miał wątpliwości co do tytułu, to wyjaśniam. W internecie pisze jak byk, że „place of residence” Rybakiny, mimo że ta oficjalnie reprezentuje Kazachstan, dalej jest Moskwa. No a gdzie najlepiej odpoczywać jak się jest chorym i wymagającym poprawy zdrowia? W mateczniku. Więc, zasadniczo, mój tytuł mógłby być precyzyjniejszy. Ale, ponieważ nigdy nie miałem konfrontacyjnej natury, to postanowiłem jak w sekwencji.
Zostając jeszcze chwilę przy Rybakinie. Ja absolutnie w jej nagłą zapaść nie wątpię. Takie rzeczy się zwyczajnie zdarzają. Natomiast pytam co mają do powiedzenia ci, którzy wtedy, kiedy Iga w Rzymie ewidentnie, i to na oczach wszystkich, odniosła kontuzję, z powodu której musiała mecz przerwać, gardłowali że Polka zrobiła to ze strachu będąc pewna porażki w trwającym spotkaniu? No to idąc ich tokiem myślenia i przyjmując, że się jest tak samo jak oni niepełnosprytnym, wypadałoby zapytać jak bardzo musiała się dzisiaj bać Rosjanka, że się wycofała? Na szczęście nikt normalny takiego pytania, mam nadzieję, nie zada. Ciekawe czy choć jeden z tych tak mocno gardłujących po Rzymie się na ten temat zająknie, czy znów, jak zawsze w takich sytuacjach, pochowają łby do swoich nor i wystawią je dopiero przy sprzyjających okolicznościach. Czyli jak się Idze noga, w najłagodniejszy choćby sposób, powinie.
A przechodząc do faktów. Chinka, rywalka znaczy, wysoko poprzeczki może nie zawiesiła, ale Iga przez cały mecz, może za wyjątkiem dwóch pierwszych piłek, wiedziała czego chce. I to realizowała. Że przy okazji były dwa bajgle i rower? Nie bez znaczenia, ale na pewno nie to najważniejsze. Ważne, że grała pewnie, bez nerwowości żadnej, z bardzo niewielką liczbą niewymuszonych błędów. I niech tam komentator Sidor nie opowiada. Łang nie była aż tak słaba. To Iga jej na nic nie pozwoliła. Tak jak po pierwszym meczu turnieju nie trzeba było być ekspertem, żeby stwierdzić, że to był najsłabszy mecz Polki w sezonie, tak dzisiaj też nie trzeba być, żeby zauważyć, że Iga rośnie. I to w tempie ciasta w piekarniku.
Oglądałem też mecz potencjalnych rywalek Igi w ćwierćfinale (bo oczywiście porażki Polki w czwartej rundzie z Curenko w ogóle nie biorę pod uwagę). Ta młoda Rosjanka z Syberii może być kiedyś, tak myślę, lepsza niż Gauff. Na razie przegrała i była to porażka przekonywująca. Nie na tyle jednak, moim zdaniem, by trzeba się było obawiać Amerykanki jak już dojdzie do tego ćwierćfinału z Igą (w taki skład spotkania ćwierćfinałowego akurat nie wątpię, bo Schmiedlova to nie jest tenisistka, z którą Gauff, na takim turnieju, może przegrać). Coco jest dobra, ale na Igę zdecydowanie za krótka. Z Rosjanką wygrała przede wszystkim tym, że była od niej silniejsza. Andriejewa ma 16 lat i widać, że intensywne ćwiczenia na siłowni dopiero przed nią. Po nich rywalkom będzie w meczach z nią jeszcze znacznie trudniej niż teraz. A wracając do prawdopodobnej ćwierćfinałowej konfrontacji Igi z Coco. Może kiedyś będzie inaczej, ale teraz to sobie porażki Świątek z Amerykanką nawet wyobrazić, w żadnym razie, nie mogę. Ale w końcu nie jestem Eisnsteinem.
Na rezygnacji Rybakiny najbardziej zyskały: w pierwszej kolejności Haddad-Maia, a zaraz potem Jabeur, która wczoraj z Serbką wygrała, ale też łatwo nie miała. Z tego duetu wyłoni się, moim zdaniem, półfinałowa rywalka dla Igi. Trudno sobie bowiem wyobrazić, że Brazylijka, mimo jednego meczu więcej w nogach, przegra z Sorribes Tormo, a Finezyjka nie da rady Perze. W obu przypadkach byłbym w szoku. Lekkim, ale jednak.
Tak jak napisałem w podtytule. Innych reprezentantów Polski na Roland Garros już nie ma. Iga tańczy już w Paryżu solo. O ile w wypadku Hurkacza można się było spodziewać, że wielkiej furory na francuskiej cegle nie zrobi, to odpadnięcie Zielińskiego w deblu już w drugiej rundzie, mnie przynajmniej, zaskakuje. Po wygranej w Rzymie szykowałem się na znacznie więcej. Tymczasem bryndza.
Od jutra (piszę to w sobotę tuż przed północą) runda czwarta. Iga w niedzielę odpoczywa. Gra druga połówka drabinki. No to co? Wypada trzymać kciuki przede wszystkim za Sloane. Tylko czy ona przetrzyma te wszystkie spodziewane niedzielne bombardowania i naloty? Szczerze jej życzę.
Inne tematy w dziale Sport