Już tylko od Polki zależy w tym momencie, czy po Garrosie dalej będzie siedzieć na tenisowym tronie.
To znaczy tak. Jeśli Iga obroni tytuły w Rzymie i w Paryżu, to bez względu na to co zrobi we Francji Sabalenka, nasze dobro narodowe pozostanie na pozycji lidera rankingu WTA. Lepiej. Do pozostania na czele stawki wystarczy Polce obrona tytułu w stolicy Francji. Bez względu na rezultat osiągnięty w Rzymie. To informacja dla tych, których to liderowanie podnieca najbardziej.
Dla pozostałych mam taką oto wiadomość. Sabalence, wbrew temu co krzyczą co poniektórzy, daleko jednak do formy prezentowanej przez Polkę w ubiegłym sezonie. Na rozegrane w tym roku 33 spotkania, przegrała od początku roku już cztery mecze. W Ameryce z Rybakiną, a potem z Cirsteą. W Stuttgarcie z Igą i teraz w Rzymie. Oglądałem wszystkie te spotkania. W każdym z nich była obiektywnie słabsza. Jest niewątpliwie, podobnie jak Rybakina, bardzo dobra. Ale gdzie im tam do zeszłorocznej Igi? Więcej. Myślę, ze po najbliższych dwóch turniejach będziemy się już zastanawiać jak w ogóle mogliśmy, głupi, podejrzewać je o możliwość wyprzedzenia Igi będącej w formie tegorocznej. Pisząc „my” mam na myśli jej rzeczywistych fanów i sympatyków, a nie te, obecne na wielu polskojęzycznych portalach, hordy, że posłużę się użytą już w jednym z wcześniejszych moich tekstów frazą, antypolskich trolli i propostsowieckich onuc. Oni tego pragnęli. My się obawialiśmy. Taka drobna różnica.
Turnieje w Stuttgarcie i Madrycie pokazały, że na cegle nadal najbardziej trzeba się liczyć z wracającą do wielkiej formy Świątek. Mam nadzieję, że turnieje w Rzymie i Paryżu tylko to przeświadczenie potwierdzą. Lepiej. Pogłębią.
Oglądałem wczorajszy mecz Białorusinki z amerykańską Rosjanką Kenin w całości. No to, po mojemu, Kenin wygrała zasłużenie. Sabalenka grała jak w zeszłym roku. Jak jej wyszło, to weszło. W kort, znaczy. Ale bardzo dużo nie wchodziło. Dyskutowała dużo. Z teamem, ze sobą, z Bogiem też chyba. Z sędzią nie było o czym, bo spornych piłek było jak na lekarstwo. Amerykanka z kolei grała na poziomie dawno u niej nie oglądanym. Pamiętam ją z finału Garrosa z Igą. Gra się jak pozwala przeciwnik, ale teraz zaprezentowała się naprawdę o niebo lepiej. Pytanie czy to jednorazowy i przypadkowy „wybryk”, czy jednak jakaś zdecydowana odmiana na lepsze. Odpowiedź powinny dać najbliższe spotkania. Pierwsze, już jutro, wypada Amerykance, skoro pokonała nr 2 na świecie, z Kalininą wygrać. Ukrainka jest wprawdzie aktualnie w rankingu niemal 90 lokat wyżej, ale, jak zdążyliśmy się wielokrotnie przekonać, miejsce w rankingu często jedynie zaciemnia sytuację. Tym bardziej, że w bezpośrednich spotkaniach Kenin ma bilans dodatni (4:2). No i ostatnie dwa, oba w tym roku, wygrała. W drugim trafia na zwyciężczynię pojedynku między Keys i Azarenką i to będzie już poważniejszy sprawdzian.
Ale nie o Kenin ten tekst miał być. Wracamy do rywalizacji Świątek z Sabalenką. Iga ma jedną, niewątpliwą, przewagę nad rywalką. Napisałem to już zresztą w notce podsumowującej Stuttgart. Ona jest od Sabalenki dużo mądrzejsza i inteligentniejsza. Nie tylko ogólnie. Również, nazwijmy to, sportowo. To nie zawsze wystarcza do zwycięstwa (vide Madryt czy WTA Finals), ale w wielu przypadkach przesądza. Odnoszę wrażenie, że w wypadku tych dwóch zawodniczek, przesądzi jeszcze wiele razy.
Tymczasem pozostaje nam, bez specjalnej spiny, śledzić spokojnie rzymskie dokonania naszego duetu (bo przecież nie zapominajmy o Magdzie, która jest już w trzeciej rundzie i szykuje się na Haddad Maię). Chciałbym, żeby doszło do ćwierćfinału Świątek z Rybakiną. To, moim zdaniem, wyjaśniłoby definitywnie, kto będzie głównym faworytem w Paryżu. To znaczy mnie się wydaje, że wiem kto jest, ale niech wiedzą wszyscy. I żeby Magda spotkała się w IV rundzie z Garcią. W ramach rewanżu za Melbourne. Żeby nie było, że jej się wtedy udało.
Dobra. Zaczęły się już kolejne spotkania III rundy. Za godzinę gra Iga. Trza się przygotować. Przed nami, jak się wydaje, emocjonujący weekend.
Inne tematy w dziale Sport