No i wszystko wróciło, przynajmniej na ten moment, do normy. Sabalenka też. Na swoim miejscu, w szeregu. To najważniejsze. Obita i rozbita. I tak trzymać.
Rybakina zobaczyła, że nie idzie i zdezerterowała. Żeby nie było, że przed Igą, to zrobiła to odpowiednio wcześnie. Ale było widać że, kontuzjowana czy też nie, przegrywa wyraźnie z Brazylijką. W każdym elemencie. Tymczasem dzień później Haddad-Maia wyglądała przy Tunezyjce jak uczniak.
Jednym słowem sytuacja się stabilizuje. Iga rośnie, te dwie na pewno nie grzęzną, bo dalej prezentują się, szczególnie Białorusinka, całkiem dobrze, ale już im chyba pomału przechodzi myślenie o zajęciu w hierarchii miejsca zarezerwowanego dla Polki.
Portalowe antypolskie trolle i propostsowieckie onuce pewnie też, chcąc nie chcąc, muszą stonować i swoje wraże klawiatury chwilowo uspokoić. Nie ma się oczywiście co łudzić, że przy pierwszej lepszej okazji łbów nie podniosą i ryjów nie otworzą, ale, tak jak piszę, chwilowo mamy z nimi spokój. I oby tak było jak najdłużej. Najlepiej przez najbliższe kilka sezonów:).
Cieszmy się, bo jest z czego. Iga Świątek wróciła do wygrywania. To dobry prognostyk na miesiąc przed Paryżem.
PS
Czy Iga jest w tej chwili lepsza od Sabalenki? Może jest, może nie jest. Ale jest od niej na pewno duuużo mądrzejsza. To widać, słychać i czuć.
Inne tematy w dziale Sport