Bayern trzeci raz z rzędu poza czwórką.
Przesądzone. To znaczy z tym Bayernem to jeszcze nie na sto procent. Ale z Włochami to już tak.
Benfica będąca, przynajmniej w oczach polsatowych ekspertów, przed meczem zdecydowanym, jeśli nie stuprocentowym, faworytem spotkania z Interem, nie sprostała wyzwaniu, nie udźwignęła ciężaru i przegrała u siebie 0:2, co powoduje, że o to, ze mój tytuł się z pewnością obroni, gotów jestem postawić dolary przeciw orzechom. W półfinale bowiem Inter, który właśnie, uważam, do niego był wczoraj wszedł, trafia na zwycięzcę dzisiejszej potyczki Milanu z Napoli. A co by nie mówić o Neapolitańczykach, to też są Włosi. Może nawet bardziej typowi od tych z Mediolanu?
Co do podtytułu to, jak zaznaczyłem, do końca tego aż tak pewny nie jestem. Pamiętam sytuację z roku 2019, kiedy Barca (byłem wtedy nawet w stolicy Katalonii) definitywnie, jak się wydawało, posprzątała w pierwszym meczu, również 3:0, Liverpool. Notabene byliśmy z synem w pubie (o biletach i wejściu na stadion zapomnij), jako kibice Blaugrany, we dwóch, i mieliśmy przeciw sobie przynajmniej stówkę zaciekłych fanów zespołu z Anfield. Po bramce Messiego na trzy do ucha młody wyskoczył w górę niczym strzała wypuszczona przez Wilhelma Tella, ale kibole (bo to nie byli żadni tam letni kibice) the Reds przyjęli to bez specjalnych powikłań i ze zrozumieniem. No i ta Barcelona, z Messim i Suarezem w składzie, w rewanżu dała sobie strzelić cztery gole. Więc ja bym się jeszcze tak do końca na miejscu fanów City nie podniecał. Tyle, że nie każdy ma takich słabiaków jak ówczesny Pique z garbem, w postaci Lengleta, na stoperze.
Obawiam się jednej rzeczy. Że ManCity, jak to miał ostatnio parę razy w zwyczaju, posprząta po największym rywalu, a potem znów da do wiwatu i przegra z Realem albo inną, podobną, formacją nie dorastającą mu aktualnie do pięt. Tak się działo w sezonie 2019/20, kiedy nie przeszedł Lyonu, tak było dwa lata temu, kiedy w finale przegrał z Chelsea, i tak było rok temu, kiedy w niepojęty sposób pozwolił się pokonać Realowi.
Wszystko wskazuje na to, że Obywatele jednak ćwierćfinał przebrną. Mimo że wynik, uważam zważywszy na to co się działo na boisku do momentu zdobycia drugiego gola, nieco za wysoki i dlatego łatwo im w rewanżu być nie musi. Ale przebrną. Pytanie czy półfinał, a trafią właśnie albo na Real, albo na Chelsea (ja bym jednak zdecydowanie optował za tymi pierwszymi), też przebrną.
Finał z kolei to jeszcze inna, a nawet insza, inszość. Gdyby się w nim jednak Manchester znalazł, czego z całego serca Guardioli życzę, to, po pierwsze, musi się modlić, żeby Pep znów nie przekombinował. Po drugie musi być bardzo staranny w obronie. Wczoraj, na ten przykład, wcale nie był. Coś mi podpowiada, że Napoli bez Osimhena do finału dojść musi niekoniecznie. A zespołom z Mediolanu (wszystko jedno, który stanie naprzeciw umownych Anglików), żeby zdobyć trofeum, nie pozostanie nic innego jak próba bezwzględnego catenaccio. Murarka, znaczy. A w takich wypadkach jeden skuteczny wypad, czasami bo nie mówię, że z reguły czy zawsze, może doprowadzić kibiców z Etihad Stadium do szału. No bo tym razem, jak ich piłkarze nie zdobędą Ligi, to szał będzie, nomen-omen, też murowany.
Żeby tak się nie stało, to niech jednak Manchester zdobędzie w końcu ten tytuł. W sumie mu się, za te wszystkie lata bicia łbem o ścianę, należy.
Inne tematy w dziale Sport