Krótko, bo za chwilę drugi półfinał.
Rekord tylko jeden, w dodatku, bez bajgla. O rowerze nie wspominając. Słabo, nie? Malkontenci?
Coco Gauff, jak tak dalej pójdzie, wyląduje przez Polkę w szpitalu psychiatrycznym. Szósty mecz i szóste baty. Tym razem obeszło się bez seta do zera czy nawet do jednego, co nie miało miejsca tylko w ich pierwszym meczu dwa lata temu w Rzymie, ale trzeba to chyba zrzucić na karb niepełnej koncentracji Igi w połowie obu setów, kiedy już było jasne, że wynik jest w nich przesądzony.
Żal mi trochę Amerykanki, bo da się lubić, ale sorry Winnetou. Takie są prawa buszu. Jesteś słabszy – przegrywasz. A ona w każdym meczu z Polką jest słabsza. Wyraźnie.
Z nikim Iga, jak mi się wydaje, nie ma tak dobrego bilansu jak z Cori. To jest jej rekord życiowy. Rekord, jeśli się tylko na siebie natkną, do śrubowania. Gauff leży Idze, a Iga z kolei jest dla Amerykanki zaporą nie do przejścia. I nic, słownie nic, nie wskazuje na to, żeby się to miało nie tylko w najbliższym czasie, ale kiedykolwiek zmienić.
Aga miała kompleks Williams. Przegrała chyba 10 spotkań rozgrywanych w ramach WTA i nie wygrała żadnego. Teraz Iga nam to wyrównuje. Mimo całej sympatii do Coco, myślę, że spokojnie pobije rekord Radwańskiej z Williams.
A wracając do Dubaju. Podejrzewam, że jednak z Kreicikovą/ Pegulą może być trudniej. Ważne, żeby było zwycięsko.
Inne tematy w dziale Sport