Dotychczas w tym sezonie zawsze bywało tak, że bezpośrednio po skokowym weekendzie popełniałem tekst natury bardziej ogólnej, gdzie głównie chodziło mi o to, by przedstawić swoje pierwsze po zawodach wrażenia (podobno pierwsze wrażenie jest najważniejsze i najbardziej wiarygodne, z czym nie do końca pewnie trzeba się zgadzać), a dopiero kilka dni później następował tekst tyczący statystyk.
Teraz niby, przynajmniej sądząc z moich tytułów, jest podobnie, ale jednak, ze względu na specyfikę tekstu bezpośrednio po konkursach w Hesji, część, nazwijmy ją, techniczną muszę zacząć od dokończenia artystycznej, bo nic nie napisałem tam o samej, czysto sportowej, rywalizacji. A ta, wbrew pozorom, też była i, przynajmniej w niektórych przypadkach, stała na bardzo wysokim poziomie.
Wypada skupić się głównie na jednym skoczku, a przy okazji posypać trochę głowę popiołem. Choć z tym popiołem to, na razie, jeszcze byłbym dość ostrożny. Z tym jednym skoczkiem już, być może, nie.
Halvor Espen Granerud wygląda w tym momencie na kogoś, kto nie tylko pobije wszelkie, ustanowione w skali jednego sezonu, historyczne osiągnięcia Ahonena, Małysza i Prevca, ale na kogoś, kto wyśrubuje takie rekordy, których w przyszłości nie będzie w stanie pobić już nikt.
Muszę przyznać, że jestem tym zaskoczony. W końcu po pełnym miesiącu rywalizacji, tuż przed Turniejem 4 Skoczni dokładnie, wydawało mi się, nawet byłem przekonany, że zdecydowanie najlepszym skoczkiem tej zimy będzie Dawid Kubacki. Wszystko zresztą na to wskazywało. A już przewaga Polaka nad Norwegiem, który był wtedy jeszcze nawet poza podium generalki, wynosiła prawie 250 oczek. Nawet jeśli przyjąć, że Norweg mógłby mieć ich kilkadziesiąt więcej (trochę dziwaczna dyskwalifikacja w Ruce), to około 200. A przecież Kubackiemu odebrano jeszcze dwie wygrane, bo dwa razy powinien wygrać z Laniskiem, a przegrał. Czyli w tamtym momencie mogło być nawet koło trzystu punktów różnicy. Czy to nie były wystarczające przesłanki, by być pewnym Kryształowej Kuli dla Polaka?
Okazuje się, że zdecydowanie nie. To, co pokazuje Norweg począwszy od inauguracyjnego konkursu T4S, nawiązuje do najlepszej, przerwanej na chwilę wybrykiem Tepesa seniora w Oslo, serii Adama Małysza z sezonu 2006/07 oraz tego, co robił Kamil Stoch pięć lat temu, też od Oberstdorfu. Tyle, że obaj Polacy mieli te serie krótsze. Małysz, bo ją później zaczął, a jak już był w transie, to skończył się sezon, a Stoch, bo po T4S miał dołek, i dopiero potem znów był najlepszy.
Norweg od 30 grudnia bije wszystkich na głowę. Z potwierdzającym regułę wyjątkiem na Innsbruck oraz z potwierdzającym, że sędziowie patrzą przez palce na różne szwindle faworytów gospodarzy, Sapporo. Ale, tak w Innsbrucku jak i w Japonii, za każdym razem stał na podium. 12 razy z rzędu, w tym ośmiokrotnie na najwyższym. Rywale narzekają na warunki, na wiatr, na brak wiatru, na sędziów, na śnieg, na rozbieg i na wybieg. Z reguły oczywiście słusznie. A Granerud? Też narzeka, ale za każdym razem wygrywa. Za każdym razem wyraźnie, skacząc (często z niższej belki) kilka metrów dalej od najgroźniejszych rywali.
Czy można będzie z nim w tym sezonie wygrać? Moim zdaniem więcej zależy od niego samego niż od pozostałych. Dwa lata temu, kiedy w pewnym momencie też był w podobnej formie, nagle okazało się, że można. Tylko, że nie w skali całego sezonu. Tym razem będzie jeszcze trudniej. Gość jest teraz dużo mocniejszy psychicznie. I chyba lepiej podrasowany. Ale próbować cały czas trzeba.
Miejmy nadzieję, że przynajmniej Kubacki dalej w to wierzy. I zrobi wszystko, żeby wykazać, że chciał do końca. A jakie będą efekty? Się zobaczy. Ma teraz do Graneruda, mniej więcej, tyle straty ile miał nad nim przewagi przed T4S. Jak nie spróbuje odwrócić kart, to na pewno nie będzie pił szampana. Proste. Jak spróbuje to też niekoniecznie będzie pił, ale co takie próby komu szkodzą?
No to teraz już statystyki.
1. 145. pucharowe „złoto” wyskakał dla Norwegii w sobotę Halvor Golas Granerud. Wyskaka tej zimy jeszcze sześć(teraz już pięć) i Norwegia wreszcie, po latach starań i wyrzeczeń, wyprzedzi w klasyfikacji „medalowej” Pucharu Finlandię. W tych, już od niedzieli 146., norweskich zwycięstwach Granerud ma udział zdecydowanie największy, wygrał bowiem 22 konkursy. Dalej, ale w sporej odległości, kroczą: Ljoekelsoey (11), Jacobsen (10), Ruud (9), Tande, Bredesen, Romoeren i Lindvik (po 8), Bardal z Opaasem (po 7) oraz oraz Pettersen z Bremsethem (po 6). Łącznie przynajmniej jedne I-ligowe pucharowe zawody potrafiło wygrać 31 Norwegów. Spore rozbicie dzielnicowe, trzeba przyznać. Ale Król jest oczywiście jeden.
2. Sobotnie „srebro” Anze Laniska było z kolei równo 230. „medalem” Słoweńców w historii ich startów w PŚ. Lanisek jest na ten moment piątym najbardziej „medalodajnym” Słoweńcem w ich pucharowej historii. W zasadzie to nawet ex aequo czwartym, bo wyskakał Słoweńcom tyle samo pudeł co Ulaga, tyle że o 5 mniej wygrał. Za to w rodowych „srebrach” jest drugi zaraz za Pero Prevcem.
3. Polacy też w sobotę z podobnych powodów mogli świętować. Dzięki trzeciej lokacie Kubackiego. Od soboty liczba wywalczonych przez nas najniższych podiów jest okrągła i wynosi 85. Największy udział ma w tym oczywiście Małysz (26), potem Stoch (19), Kubacki (17), Żyła (13) i Piotr Fijas(6). Po jednym „brązie” zdobyli dla nas Stanisław Bobak, Jan Ziobro, przedstawiony w sobotnim studio Eurosportu jako „działacz”, gość tego programu, Janusz Malik oraz młodszy z braci Fijasów, Tadeusz.
4. Wygrywając w sobotę Granerud stał się 15. najlepszym killerem w historii skoków narciarskich. Oprócz tego wskoczył też w sobotę do czołowej 35-tki najwybitniejszych klasycznych punkciarzy w historii. Wyprzedził po sobotnim konkursie, m.in., Hayboecka i Tande. Dla tego ostatniego było to równoznaczne z wypadnięciem z rzeczonej top-35 (na jeden dzień, bo w niedzielę wrócił tam kosztem Hayboecka).W niedzielę z kolei Granerud stał się 41. zawodnikiem, który może się pochwalić większym dorobkiem punktowym niż 5000 oczek. Przy okazji wyprzedził Forfanga, który akurat miewał już lepsze występy niż w niedzielę (choćby w sobotę), a o którym trochę niżej. Aktualny lider klasyfikacji generalnej zaliczył też w niedzielę 55. obecność w czołowej szóstce konkursu. W czołowej siódemce zmieścił się po raz 60. Sobotnia wygrana z kolei to było jego 110. punktowanie.
5. Marius Lindvik w słabszej formie to i jubileusze na jej miarę. W sobotę po raz 25. kończył zawody główne bez punktów. Ponieważ się tego pewnie wstydził, to w niedzielę od razu okrągłość zlikwidował.
6. W niedzielę, w 20. pucharowym podejściu, Kristoffer Sundal po raz 10. wylądował w trzeciej 10-tce zawodów.
7. Sobotnie podium Anze Laniska pozwoliło mu wejść do top-45 najlepszych pucharowych pudli. Ponieważ zrównał się z aż pięcioma emerytami (był od nich w rankingu niżej ze względu na mniejszą liczbę zwycięstw), to, siłą rzeczy, podium niedzielne wepchnęło by go od razu do top-40. I siedziałby na ogonie Wellingerowi. A tak nie siedzi. Słoweniec dołączył też w sobotę do tych, którzy w ciągu kariery wyskakali przynajmniej 800 klasycznych punktów. Jako 59. w historii. Zaliczył też 10. pudło w sezonie oraz, po raz pierwszy w życiu, przekroczył jednej zimy próg tysiąca punktów. Punkty zdobył w sobotę po raz 125.
8. Dawid Kubacki, po paru tygodniach przerwy, wrócił w sobotę na podium. O niedzieli, poza tym, że po obu skokach Polak był bardzo zły i tym, że był to jego 295. kontakt z Pucharem Świata, niewiele więcej chce się powiedzieć.
9. Im bliżej najważniejszej imprezy sezonu, tym bardziej rzuca się w oczy Johann Forfang. Wyrasta na zdecydowanego wicelidera Norwegów. To znaczy wyrastał do soboty, bo w niedzielę znów im się, Wikingom znaczy, hierarchia lekko przestawiła. W każdym razie w sobotę znów był w czołówce. Pozwoliło mu to na wskoczenie do top-40 klasycznego rankingu pudli wszech czasów. Wyprosił stamtąd Martina Kocha. W zwykłej klasyfikacji punktowej, mimo wyprzedzenia w sobotę Romana Koudelki, do top-40 Wiking jeszcze nie wskoczył, ale za to został 42. skoczkiem w historii, który przekroczył barierę 5000 punktów w karierze. Po niedzieli, do 40. w rankingu Parmy brakuje mu ledwie niecałe oczek. No ale znów jest 42., bo wskoczył przed niego Granerud. Więc, żeby być w tej 40-tce, będzie musiał najprawdopodobniej wyprzedzić nie tylko Parmę, ale i Jacobsena (aktualnie 39. z 5179. punktami). No chyba, że Golas dostanie zakwasów i stanie w miejscu. Za czym bym jednak, nawet przymuszany, niechętnie optował. A co do okrągłości i jubileuszy, to u Forfanga po Willingen same takie. Za nim 200 konkursów i 175 punktowań. W sobotę po raz 90. wyskakał miejsce w czołowej 10-tce, w tym po raz 75. poza podium. W niedzielę po raz 25. ulokował się między miejscem 21. a 30. No to, żeby było jeszcze okrąglej, to dodam, że ma poza tym na koncie 60-krotną obecność w drugiej 10-tce konkursów i 25 razy nie zdobywał punktów w konkursach. Same okrągłości, a ten dalej taki chudy.
10. W tej samej klasyfikacji do najlepszej 170-tki wskoczył po sobocie Ziga Jelar. Poza to grono Słoweniec wypchał świeżo upieczonego emeryta, średniego z braci Prevców. Świetny niedzielny konkurs Jelara (najlepszy w tym sezonie) zaowocował jego awansem do top-170 również w zwykłej punktowej tabeli wszech czasów. Ucierpiał na tym Francuz Descombes-Savoie, który z rzeczonej grupy był wypadł. W sobotę Słoweniec ukończył konkurs w drugiej 10-tce po raz równo 25.
11. Kilkadziesiąt pozycji awansował w tym samym zestawieniu, po zajęciu w sobotę wysokiego miejsca, Philipp Raimund. Miejsce w rankingu na razie bardzo odległe, w piątej setce ledwie, ale dlaczego o tym piszę. Gdyby Niemiec był kolarzem, to bym napisał, że wozi się zwyczajnie na rodzinie Bresadola. Wyskoczył bowiem tuż zza pleców Davide i teraz, jak przed finiszem, ulokował się tuż za Giovannim. Tylko co to za finisz z czterysta trzydzieści którejś tam pozycji? Przy czym w niedzielę Raimunda do finiszu nie dopuścili. Poruszając się dalej w klimacie kolarskim: nie utrzymał koła w I serii. Sam zainteresowany skłania się raczej ku twierdzeniu, że to Sedlak mu dętkę przebił. I trudno mu odmówić racji. Aha. To był 20. kontakt Niemca z Pucharem.
12. Trochę fajnych liczb związanych z kolejnym z Niemców, Eisenbichlerem. Sobota: 225. styczność z Pucharem i 215. konkurs w karierze, setna obecność w najlepszej 10-tce i 150. w najlepszej 20-tce. Dodatkowo w niedzielę 185. punkty w I-ligowym życiu.
13. Andreas Wellinger skakał już w paru tegorocznych konkursach lepiej niż w Willingen, ale oba jego uzyskane tam rezultaty i tak mieszczą się w najlepszej 10-tce startów w sezonie. W niedzielę 10 raz w życiu wylądował na miejscu 11. i po raz 70. w drugiej konkursowej 10-tce.
14. Po sobotnich zawodach Rioju Kobajaszi jest już w gronie 25. najwybitniejszych (zwykłych) punkciarzy w historii. Wyprzedził zasłużonego Ari-Pekkę Nikkolę. W niedzielę Samuraj, oprócz tego, że stanął na podium, zaliczył 95. obecność w czołowej 10-tce i 160. konkurs w karierze.
15. Paweł Wąsek po sobocie awansował w dwóch klasyfikacjach. W tej ważniejszej, punktowej wszech czasów, wszedł do czołowej 350-tki. W wewnętrznej, polskiej, hierarchii punkciarzy wyprzedził Jana Kowala i zajmuje w tym momencie miejsce nr 16. Piętnasty jest Aleksander Zniszczoł, który też punkty ostatnio zdobywa. Być może stanie się tak, że obaj będą w tej czołowej 15-tce. Bardzo jednak wątpię, że nastąpi to tej zimy. No chyba, że jakiś wybuch formy nam obaj zaserwują. Czternasty w przedmiotowej klasyfikacji jest Wojciech Skupień i ma w dorobku 418 zwykłych pucharowych punktów. Po niedzieli Zniszczoł ma ich dokładnie sto mniej, strata Wąska jeszcze o 60 oczek większa. Trochę dużo zważywszy na to, po ile ich teraz obaj zdobywają w zawodach. Niedzielne punkty Zniszczoła to jego 25. obecność w trzeciej 10-tce konkursowych zmagań.
16. 330 konkurs Piotra Żyły w karierze przyniósł w niedzielę plon w postaci 110. już zajęcia miejsca w czołowej 10-tce, a równo dwusetnego w czołowej 20-tce. Pytanie czy te wyniki muszą być uzyskiwane w stroju sfotografowanym przez Ahonena, a niewiele różniącym się od kombinezonu Geigera na igrzyskach. Wyśmiewaliśmy Graneruda, że latał swego czasu bez żadnego stroju, ale tak se myślę, czy to nie był czasem słuszny kierunek? Przynajmniej byłoby pewne, że nikt nie oszukuje. Okaże się, że Norweg nie tylko, że najlepszy, to jeszcze najuczciwszy chciał być:):):). Dobre, co? Uczciwy norweski sportowiec.
17. Po raz, chwała Bogu, 15. w sezonie i 95. w karierze Sabidżan Muminow nie przeszedł w sobotę kwalifikacji. W niedzielę, oczywiście, tę okrągłość zniwelował. Boję się tylko, że działaczom Kazachstanu skończy się wreszcie do skoczka cierpliwość i z wyczekiwanej przez mnie od początku sezonu wielkiej fety z okazji „Wielkiej Sety” mogą być nici. W każdym innym przypadku Kazach w z pewnością spełni moje oczekiwania. BTW. W niedzielę zaliczył 125. pucharowe podejście. Dla tych, którzy zgadną ile z nich było punktowanych, nie przewidziałem nagród. Ale jak ktoś chce wziąć udział w konkursie, to proszę bardzo. Można się pomylić o 125. W końcu niech chłop ma. Tyle jego.
18. Rodak Muminowa, Siergiej Tkaczenko, skakał w niedzielę w czwartych dopiero w tym sezonie kwalifikacjach, ale za to skuteczność ma imponującą. Cztery na cztery. Zawalone, znaczy. A łącznie dobił do okrągłych 45. W tym Kazachstanie to muszą być na tych trenerskich stołkach ludzie „nastajaszcziej nomienkłatury”. Przecież ten chłopak miał naturalny talent. Sam z siebie zdobył to, co teraz Habdas. Brąz na MŚJ, znaczy. I zobaczcie co się dzieje. Tego młodego Wasiliewa też tak zniszczą. Tacy trenerzy jak ten dyrektor z filmu „Poszukiwany, poszukiwana”, którego grał Dobrowolski. Projektując osiedle, jeziora chciał przestawiać. Ciekawe co oni wymyślają, żeby podopieczni mieli takie sylwetki w locie. Kij w zupę? Trochę ciężko tak z kijem, nie?
19. Witalij Kaliniczenko w sobotę obchodził jubileusz mniejszy, a w niedzielę większy. Pierwszy związany z oblanymi kwalifikacjami w sezonie (jubileuszowe dziesiąte), a drugi z kwalifikacjami oblanymi ogólnie (jubileuszowe trzydzieste piąte). Do końca poprzedniego sezonu Ukrainiec robił za lidera zespołu. Wygląda na to, że to se ne vrati, pane Havranek. Młodszy kolega z drużyny jest teraz wyraźnie lepszy już nie tylko na mamucie.
20. Wspomniany wyżej, choć nie z nazwiska, Jewhen Marusiak, który zrobił taką niespodziankę w Kulm, skończył sobotni konkurs na pozycji nr 46. To był jego piąty konkurs w karierze (jednocześnie 30. pucharowe podejście) i drugi, ex aequo, najlepszy w życiu. W niedzielę też przebrnął kwalifikacje, ale o konkursie w jego wydaniu tym razem lepiej nie wspominać. Choć, w sumie, też był jubileuszowy. Piąty bezpunktowy.
21. Również do pięciu zwiększył w sobotę liczbę bezpunktowych startów w pucharowych konkursach Luca Roth. W tym sezonie okazji do poprawy wyniku już najprawdopodobniej nie będzie.
22. Rumun Daniel Cacina to taki mały, chociaż jest bardzo duży, Muminow się robi. Jak nie lepiej. W sobotę zawalił 35. już kwalifikacje. A proszę zauważyć, że w niedzielę miało miejsce jego dopiero 40. pucharowe podejście. Notabene jubileuszowe w dwójnasób, bo to jednocześnie jego piąty bezpunktowy konkurs był.
23. Z zawodów na zawody coraz gorzej skacze Turek Muhammed Bedir. W sobotę dobił do 10. nieudanych kwalifikacji. W 15. podejściu. W niedzielę zlikwidował obie okrągłości.
24. Soboty nie będzie też dobrze wspominał Szwajcar Dominik Peter. Po raz 35. nie zdobył w tym dniu punktów w konkursie.
25. Niewątpliwie w czołówce skoczków czynnych, którzy zawalili najwięcej kwalifikacji jest Casey Larson. A już jak się zestawi to z liczbą pucharowych podejść, to w ogóle. W sobotę Amerykanin świętował 45. już eliminacje, których nie przebrnął. Wniedzielę uzyskał najlepszą lokatę w sezonie. Co oczywiście nie oznacza, ze zdobył w konkursie jakieś punkty. Co to, to nie.
26. Andrew Urlaub ma tych nieprzebrniętych kwalifikacji sporo mniej, dokładnie trzy razy, ale jubileusz okrągły w sobotę też miał. Z pewnością nie to natchnęło go do rewelacyjnego, jak na niego, występu w niedzielę, kiedy po raz pierwszy w życiu zdobył pucharowe punkty. I to pięć naraz! Ja bym zresztą w ogóle nie szukał rozwiązania w natchnieniu, a raczej w mocno sprzyjającym Amerykaninowi tego dnia wietrze.
27. Domen Prevc jest, po zawodach w Willingen, kolejnym ze skoczków, którego klasyczny punktowy dorobek stał się większy niż 600 oczek. Na ten moment mamy, w całej historii, takich skoczków 76. A sam Słoweniec zaliczył w sobotę 35. konkurs, w którym wylądował w trzeciej 10-tce stawki. W niedzielę natomiast po raz trzeci w sezonie ukończył zawody w czołowej 10-tce. W równo 140. zawodach głównych w całej karierze.
28. Ależ ten czas szybko leci. Lovro Kos przed chwilą, wydawałoby się, w Pucharze debiutował, a tymczasem w niedzielę doczekał się już 50. konkursu w karierze!
29. Kiepski weekend rekonwalescenta Clemensa Aignera. Dwa najsłabsze w sezonie, pierwsze od zeszłorocznego Oslo niepunktowane, zawody. Te niedzielne to 70. I-ligowy konkurs w karierze Austriaka.
30. Michael Hayboeck zaliczył w niedzielę 265. Kontakt z Pucharem. Po raz 70. wylądował w 10-tce, ale poza pudłem.
31. Nie wywołał szału w Willingen, jak z reguły zresztą, Stefan Kraft. Myślę, że nieco inaczej wyobrażał sobie swój okrągły, 250., konkurs w karierze. No bo z 220. obecności w czołowej 20-tce aż tak bardzo ktoś taki jak on cieszyć się nie musi. Mógł sobie zafundować bardziej spektakularny jubileusz.
32. Bardzo słabo wygląda po trzymiesięcznej przerwie w skakaniu Daniel Huber. Coś jak Wolny, rzekłbym. Obawiam się, że sezon może spokojnie spisać na straty. Ze statystycznego punktu widzenia to zaliczył w niedzielę 135. pucharowe podejście.
33. Manuel Fettner najpierw po raz 90. w karierze nie wszedł do rundy finałowej, a na drugi dzień po raz piąty w życiu (i trzeci w sezonie) skończył zawody tuż za podium.
34. Stało się! Simon Ammann wykorzystał to, że w niedzielnym konkursie punkty mógł zdobyć praktycznie każdy, również on albo pani Gienia spod baru, i je zdobył. To 90. zawody główne, w których Szwajcar ląduje w trzeciej 10-tce stawki. O sobocie w jego wykonaniu można w takim razie nie mówić. Z czego się pewnie też cieszy.
35. Timi Zajc nie mógł walczyć w sobotę i niedzielę o wygrane, bo był ofiarą piątkowych bezeceństw Pertile i Sedlaka. Dlatego zamiast, być może, ogłaszać po Willingen jego dwa kolejne pucharowe zwycięstwa, przychodzi mi odnotować, że w niedzielę miał miejsce setny w karierze Słoweńca I-ligowy konkurs. I to wszystko.
36. Kamil Stoch tak fatalnie w Willingen nie skakał. Nigdy. Chyba nie napiszę mu okolicznościowej laurki na 40. pucharowe zwycięstwo. Nie żebym nie chciał. Wręcz przeciwnie. Tylko jak on je ma niby w aktualnej dyspozycji wyskakać?
37. Po raz 90. nie zdobył w niedzielę punktów w konkursie Roman Koudelka. Było to jednocześnie jego 35. pucharowe podejście.
38. Dla Arttu Aigro niedzielne zawody główne były już 45., w których nie udało mu się zdobyć punktów. Dzień wcześniej Estończyk po raz 15. wylądował w trzeciej 10-tce konkursu.
39. Identyczną liczbę konkursów bez punktów skompletował w niedzielę Niko Kytoesaho. Jeśli chodzi o konkursy punktowane to lepszy z tej dwójki jest Aigro. Ma na koncie o dwa więcej. I o 12 pucharowych punktów.
40. 55. punkty w karierze w sobotę, 115. konkurs w karierze w niedzielę. Taki jest powillingenowy obraz okrągłości innego z Finów, Antti Aalto. Przy czym tej pierwszej po niedzieli już nie ma.
41. Niemiec Constantin Schmid zdobył w niedzielę pucharowe punkty po raz 90. Ale to wcale nie znaczy, że pojedzie do Planicy na MŚ. Ja widzę na ten moment w ich ekipie pięciu lepszych od niego. Tylko chyba nie cała piątka jest ulubieńcami Horngachera. A on jest.
42. Dwa najlepsze wyniki, choć nadal nie są to miejsca w czołowej 10-tce, uzyskał w Willingen Stephan Leyhe. No ale gdzie je miał uzyskać? W Vikersund? To tak jakby ktoś się dziwił, że zakopiańczycy najlepiej skaczą na Krokwi. A Wiślacy na Malince.
43. Już po raz 15. Karl Geiger wylądował w sobotę w I-ligowym konkursie na piątym miejscu. Żadnego innego nie zajmował tak często.
Inne tematy w dziale Sport