Tak to jest, jak ja, bezpośrednio, nie oglądam meczu Magdy Linette. No ale nie mogłem. Nie było szans. Na oglądanie, znaczy. Musiałem się posiłkować przekazem internetowym i sprawozdaniem żony (w przerwach). I od razu widać efekty.
Teraz poważnie. Nie oglądałem na żywo, ale mi relacjonowano przez telefon. Polka zagrała, przynajmniej w pierwszym secie, rewelacyjnie. Cyborg z Białorusi, białoruska odmiana Williamsa, musiał się namęczyć nieziemsko. Podobno też wszystkie tryby miał dobrze nastawione. Żona mówi, że obie grały doskonale, a na końcu obu setów zwyciężała siła fizyczna która, delikatnie rzecz ujmijmy, nie mogła być po stronie Polki.
Podpadł mi ten mecz już od początku. No bo Magda, zarówno z Garcią jak i z Pliskovą, przegrała swoje inauguracyjne serwisy. A tu było odwrotnie. Wygrała serwis rywalki. Od razu poczułem się nieco nieswojo. No i faktycznie. Zaraz potem Białorusinka odrobiła straty. Żona mówi, że Magda, kiedy to było możliwe, bo przy atomowych serwisach w linię nic się zrobić nie dało, grała naprawdę nieziemski tenis. Zweryfikuję to jak wrócę do domu (chyba Eurosport puści łaskawie jakąś powtórkę z tego spotkania, zamiast pokazywać jakieś idiotyczne transmisje z rzeczy, które oglądają tylko świry), ale moja lepsza połowa twierdzi, że możemy być dumni jak z Igi.
Magda grała, wg koleżanki małżonki, najlepszy mecz w turnieju. Dużo lepszy niż z Garcią i nieporównywalnie lepszy niż z Pliskovą. Nie wygrała, bo nie pozwoliła jej na to konstrukcja fizyczna oraz rywalka grająca jak zaprogramowana i wyregulowana przez precyzyjnego inżyniera, maszyna. Momentami Polka dawała koncert, a mimo to jej fantastyczne zagrania odbijały się jak od ściany i wpadały po jej stronie w kort.
Szkoda. Było pięknie, a mogło być jeszcze bardziej. Jak wynika z relacji żony, Polka po przegranym tie-breaku w drugim secie nieco oklapła. Przede wszystkim mentalnie, ale również fizycznie. Nic na Sabalenkę nie działało. Dalej biła niczym haubica i parła „wpieriod” niczym czołg. Coś pośredniego między Williamsem i Bjoergenem. No i precyzja niczym najlepsza broń najlepszych snajperów w historii. Tych prawdziwych, a nie tych od piłki nożnej. Nie było szans.
Po nieco ponad półtorej godzinie świetnego meczu, broniąc jeszcze po drodze w siódmym gemie drugiego seta trzy meczbole i wygrywając go, wspomagana pod koniec spotkania chyba przez wszystkich na trybunach za wyjątkiem teamu rywalki (żona mówi, że nie jest pewna czy oni czasem w ostatnich dwóch gemach również nie przeszli na stronę Polki), niesamowicie waleczna Polka zeszła z kortu pokonana.
Finału oczywiście oglądał nie będę. Zostawiam to WTA, Putinowi, Łukaszence i ruskim onucom. Niech się, wraz z finalistkami, kiszą we własnym, sosie.
Czekając z niecierpliwością na, mam nadzieję, wieczorną retransmisję meczu kończę.
PS
Jak Sabalenka dalej, tak silnie i tak celnie, będzie miotać te swoje pociski, to nawet Iga w formie może mieć z nią kłopoty.
Inne tematy w dziale Sport