HareM HareM
2056
BLOG

T4S. Triumf Kubackiego, ale jest po herbacie, niestety

HareM HareM Skoki narciarskie Obserwuj temat Obserwuj notkę 28
W Innsbrucku, podobnie jak w Oberstdorfie i Garmisch, zwyciężył najlepszy skoczek konkursu.

Po pierwszej serii trzeciego konkursu w Turnieju wydawało się, że powtórzenie scenariusza sprzed dwóch lat jest zupełnie możliwe. Tyle, że w roli Kamila wystąpił tym razem Dawid. Wtedy, przypomnę, Stoch odrobił do Graneruda 27 pkt i wyszedł na prowadzenie, które w Bischofshofen jeszcze powiększył. Dzisiaj Kubacki odrobił w pierwszym skoku do Norwega połowę straty, którą miał po dwóch konkursach tegorocznej edycji Turnieju. Czyli prawie 13 punktów.
W serii finałowej sprawa się rypła. To znaczy rypła się o tyle, że najlepszy skok serii oddał Wiking (notabene miał też szczęście, bo skakał w zdecydowanie najlepszych warunkach) i odrobił straty z pierwszej kolejki. Mimo świetnej drugiej próby Polaka (nie poszczęściło mu się w niej do warunków) duża część przewagi poszła z dymem. Na szczęście nie cała i dzisiaj, podobnie jak w dwóch poprzednich konkursach Turnieju, zwyciężył w tym dniu najlepszy.
Zwycięstwo Kubackiego to oczywiście wspaniała sprawa. Natomiast w kontekście liczby odrobionych punktów wygrana Polaka niczego w Turnieju nie zmienia. Póki piłka w grze nie dzieli się skóry na niedźwiedziu, ale ja podzielę i napiszę, ze Granerud już ten 71. Turniej 4 Skoczni wygrał. Podejrzewam zresztą, że nie jestem w tej opinii specjalnie oryginalny.
Norweg ma przed ostatnimi zawodami aż 23,3 punktu przewagi. Nad Kubackim oczywiście, bo nad resztą jego przewaga jest o niebo wyższa. Co musiałoby się stać, żeby nie wygrał całego Turnieju?
Jest wariant z zawalonymi kwalifikacjami. Tyle, że to mogłoby się stać, tylko i wyłącznie, z ogromnym udziałem Sedlaka. Kubacki nie jest Austriakiem, żeby ktoś na to Sedlakowi pozwolił. To raz. A dwa, że Granerud nie jest w formie Geigera, tylko w swojej.
Jest wariant z nie dostaniem się Norwega do drugiej serii w piątek. Równie nieprawdopodobny, bo nawet jak się wywali i fiknie ze dwa kozły, to i tak zrobi to w takiej odległości od progu, że dwudziestu z tych, którzy się nie przewrócą, pokona na pewno. Ale on się oczywiście w tej pierwszej serii nie wywali.
Została nam do szukania dziury w całym seria finałowa. Tutaj szanse są jeszcze mniejsze. No bo jak będzie po pierwszej serii prowadził, to pójdzie na całość i wygra, a jak nie wygra bo się wywróci, to straci koło 21 punktów za styl, co jest za mało, żeby go w generalce pokonać. A jak nie będzie prowadził, to skoczy bezpiecznie, to znaczy odpuści walkę o zwycięstwo w konkursie, a skupi się na tym, by odebrać w tymże Złotego Orła.
Piękny był, patrząc od naszej, polskiej strony, ten konkurs. Pomijając oczywiście wyczyny Huli i Habdasa, ale ten drugi przyjechał w końcu na Turniej po naukę, a ten pierwszy na wycieczkę.
Żyła przez oba treningi i kwalifikacje kaleczył, nic mu tu nie pasowało, ale na konkurs sprężyć się zdążył. Przynajmniej na tyle, żeby znów zmieścić się w czołowej 10-tce zawodów. Od startu sezonu w Wiśle cały czas w niej ląduje. Stracił podium w generalce Turnieju i ciężko mu będzie straty do trzeciego Laniska odrobić, ale widać, że jest chłop w sztosie. Nawet jak mu nic, a tak chyba było na Bergisel, nie pasuje, to walczy jak lew. I tego spodziewam się po nim w finałowym konkursie Turnieju. I kolejnej lokaty w czołówce.
Kamil Stoch z każdym kolejnym skokiem rośnie. Tak jak pisałem wcześniej. Nie jest to może forma na pucharowe podium, ale właśnie osiągnął poziom jego okolic. Biechofshofen jest jak jego matecznik, więc tu może być faktycznie jeszcze lepiej. Przy czym ponowne wyprzedzenie kogokolwiek z top-5 aktualnej klasyfikacji generalnej PŚ trzeba będzie uznać, tak jak w Innsbrucku, za wielki sukces.
Paweł Wąsek nie pierwszy raz drugi skok ma gorszy od pierwszego. Pewnie się boi reakcji starszych kolegów na to, jakby wyprzedził któregoś z nich i znalazł się zamiast niego w 10-tce. Nie powinien. Po pierwsze nikt nie będzie miał do niego pretensji, bo to sami porządni goście są. A po drugie wpłynęłoby to na takiego przegonionego delikwenta tylko i wyłącznie mobilizująco.
Znów wysoko większość Austriaków. Tym razem już na czele z Kraftem, który co roku powinien obchodzić Nowy Rok 2. stycznia, nie pierwszego.
Czwórka Słowenców w 15-tce, choć tylko jeden w 10-tce. Nieźle.
Norwegowie silni tym razem nie tylko Granerudem. Lindvik w szóstce, Forfang w 15-tce. Niewiele gorsi Johansson i Tande, choć temu ostatniemu akurat to wiatr mocno pomógł.
Niewyraźni wręcz Niemcy, z których najlepszy jest ten o najlichszym stażu, a ich lider nie wchodzi w ogóle do konkursu. Pan Horngacher mówił przez Turniejem o bardzo silnym zespole, jaki nań przywozi. Wyobrażam sobie co by było, jakby przywiózł zespół nieco słabszy.
O Japończykach już, przez grzeczność pisał nie będę.
Napisać za to wypada o tym, że w dniu dzisiejszym punkty (trzy, co prawda) zdobyło naraz, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów, jeśli się to w ogóle kiedykolwiek wcześniej zdarzyło (jeżeli już, to Salumae i Juris, ale wątpię), dwóch Estończyków. A Kevin Maltsev (muszę to tak pisać, bo to nie Rosjanin, a Estończyk) zdobył dziś (przy ogromnym łucie szczęścia, dodajmy) swój pierwszy punkt w karierze. W 47. pucharowym podejściu! Notabene ciekaw jestem, w którym zdobędzie drugi. Przy czym w wypadku Aigro też się wydawało, że drugiego razu może nie być, a tymczasem estoński skoczek zapunktował dzisiaj już po raz 17!
Statystyki z Innsbrucku przedstawię razem z tymi z Bischofshofen. Inaczej się nie wyrobię.
Coś mi mówi, że w Bischofshofen, jeśli będzie przyzwoita i sprawiedliwa pogoda, może być (sam konkurs mam na myśli, bez turniejowych odniesień) jeszcze lepiej niż dzisiaj. I to też (zważywszy co się tam przez ostatnie 6 lat, wyjąwszy może ostatni sezon, działo) nie jest specjalnie odkrywcze.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (28)

Inne tematy w dziale Sport