HareM HareM
798
BLOG

Michniewicz jest po meczu „zadowolony”. Ja jakby mniej

HareM HareM Piłka nożna Obserwuj temat Obserwuj notkę 57

Podczas pomeczowego wywiadu udzielonego TVP Sport główny coach naszej piłkarskiej reprezentacji był uprzejmy stwierdzić, że jest z postawy swoich podopiecznych, cyt. „zadowolony”. Nie dopowiedział do końca z kogo i z czego konkretnie, ale coś takiego z siebie, z radosną dość miną, wydobył.
Mnie postawa biało-czerwonych podobała się nieco mniej.
To, co można było zobaczyć w pierwszej połowie spotkania z Chile, napełniło mnie nie tyle głębokim smutkiem, co przerażeniem. Całe szczęście, że Chilijczycy byli pod naszą bramką niczym Włosi w roku 1975. Uwaga, wtrącenie. Wtedy to prasa holenderska przed decydującym o awansie meczem ich drużyny z Italią napisała, że czterech bramek, które Włosi musieli strzelić Holendrom, żeby do finałów ME awansowała nie Holandia, a Polska, to Makarony nie potrafią strzelić nawet na… treningu. Co okazało się prawdą i na finały do Belgradu pojechali Oranjes.
Wracając do pierwszej połowy wczorajszego spotkania. Nie chodzi o sam suchy wynik. Po prostu. Reprezentanci Chile grali w piłkę nożną, a my ją kopaliśmy. Od czasu do czasu oczywiście i tylko wtedy, jak rywalom futbolówka przypadkowo uciekła poza boisko albo zakończyli akcję niecelnym strzałem bądź piłkę wybronił Skorupski.
Posiadanie piłki to nie jest, być może, aż tak miarodajny wskaźnik, ale jeśli waha się on (a tak podobno było do 60. minuty) w granicach 75-25, to to już jest, patrząc z naszej perspektywy, dramat. Bo Chile, wbrew pozorom, to nie jest Brazylia albo Argentyna. Zresztą. Nawet gdyby było, to my, podobno, nie jesteśmy Gibraltar. Chile to dopiero siódmy, na dziesięć, zespół południowoamerykańskich eliminacji rozpoczynających się za chwilę MŚ. Zespół, który przegrał te eliminacje z kretesem i któremu do piątego, premiowanego barażem, miejsca zabrakło aż 5 oczek! Do szóstego czterech! Zespół, który w 18-tu spotkaniach tych eliminacji zdobył ledwie 19 punktów! Zespół, który dodatni bilans punktów w bezpośrednich spotkaniach uzyskał tylko z Paragwajem i Boliwią.
I to Chile woziło tych naszych finalistów MŚ przez ponad 80% czasu spotkania jak chciało. Kilku wręcz ośmieszając. W zasadzie to ci ośmieszani sami się ośmieszali. W sposób niewiarygodny.
Zacznijmy od obrońców. Gumny. Coś strasznego. Surowizna godna osobnego tekstu. Przy nim taki Tomasz Kędziora wydaje się ostoją defensywy. Nie wiem co albo kto skłanił Michniewicza do wzięcia gracza Augsburgsa do Kataru, a co dopiero do wystawienia go w pierwszym składzie. Mateusz Borek?
Kamil Glik. Rzeczony redaktor w pomeczowym komentarzu rozpływał się nad walorami Glika, które ten niby w spotkaniu z Chile pokazał. Już, zastępując trenera, zdecydował nawet, że w meczu z Meksykiem Glik grać wręcz musi. Cóż. Dla mnie niekoniecznie. Może nawet przeciwnie. Jest oczywiście prawdą, że Bednarek był wczoraj beznadziejny, ale ja tam wielkiej różnicy między nim, a Glikiem nie widziałem. Obaj grają, przynajmniej od roku, podobną kaszanę i, jak dla mnie, obu spokojnie nie tylko mogłoby, ale nawet powinno w naszym inauguracyjnym meczu mistrzostw zabraknąć. Nie wiem w jakiej dyspozycji jest Wieteska, bo zamiast przynajmniej jednej połowy, dostał od trenera bodaj 11 minut. Może właśnie po to, by nikt nie mógł potem szkoleniowcowi zarzucić, że trzymał na ławce gracza lepszego kosztem Glika czy Bednarka. A panu Borkowi, że bezzasadnie lobbuje za Glikiem? Mam nadzieję, że przynajmniej to, że Kiwior nie będzie musiał patrzeć z ławki na wyczyny duetu G-B, jest już pewne. I że pierwsza połowa wyleczyła Michniewicza z gry trzema stoperami, skoro tylko jeden z nich prezentuje jakąś wartość.
Frankowski jako lewe wahadło? We wczorajszej reprezentacji Polski zupełny niewypał. Był bardzo niebezpieczny przy wyprowadzaniu akcji lewą stroną. Niebezpieczny, ale dla Polski. „Król” środka pola Krychowiak pokazał, jak to zwykł czynić przez ostatnie dwa lata w prawie każdym meczu, może poza wyjazdowym z Anglią, że nadaje się wszędzie, tylko nie jako boiskowa szóstka. Z Anglią grał zresztą trochę wyżej. Cały czas jest tak wolny, że móżnaby, bez jakiegokolwiek zwalniania obrazu,  pokazywać z nim filmy w wersji slow motion. Żurkowski w pierwszej połowie wyglądał prawie jak Gumny. Piłka odbijała się od niego jak od słupka. Widać było zupełny brak ogrania. Nie wiem jak można było zostawić w kraju pomocników grających na okrągło (czy to pełne mecze czy tylko z ławki, ale jednak) w swoich zespołach w mocnych ligach, a wziąć na mistrzostwa kogoś, kto nie gra w ogóle. To nie fair wobec tych odstawionych. Którzy w dodatku parę dobrych spotkań w reprezentacji w życiu zagrali. W drugiej połowie Żurkowski zagrał lepiej (inaczej się przecież nie dało), ale to nie jest w żadnym razie dyspozycja na pierwszy skład!
Nie wiem jak innych, ale mnie zawiódł bardzo Sebastian Szymański. Nic nie pokazał. Praktycznie go na tym boisku w ogóle nie było. To może jednak lepiej, żeby z Meksykiem nie grał? Bo jak mają grać w 10-ciu? Napastnicy. Świderskiemu wyraźnie brakowało Lewandowskiego. Milik to naprawdę dobry piłkarz. Tyle, że straszny sobek. Przynajmniej w reprezentacji. Okazuje się, że nie podaje nie tylko Lewandowskiemu. Wtedy, kiedy strzelał z 30-tu metrów, mógł pięknie obsłużyć kolegę i pewnie byłby gol. Ale Milik, w przeciwieństwie do Świderskiego właśnie, w takich sytuacjach nigdy nie poda. I dlatego nie powinien na Meksyk w żadnym razie wychodzić w pierwszym składzie. Po wczorajszym meczu powinien być w hierarchii napastników za Piątkiem. Ten ostatni widać, że się starał i kolejny raz strzelił zwycięskiego gola. Ale dla mnie drugim napastnikiem, szczególnie jeśli będzie grał Lewandowski, a chyba jednak będzie, zdecydowanie jest Świderski. Mimo, że wczoraj też niczego wielkiego nie zademonstrował. Przy czym ja uważam, że głównie dlatego, że jego partnerem był Milik.
Z przyzwoitej strony pokazał się Grosicki, ale jego możemy rozpatrywać tylko jako wchodzącego na końcówki w sytuacji kiedy chcemy poprawić wynik i ryzykujemy z tyłu. Gry w defensywie nie poprawi już bowiem chyba nigdy.
W ogóle wczorajsi rezerwowi bili graczy z pierwszego składu na głowę. Bardzo przyzwoity, przybliżający go mocno do pierwszego składu, występ Bereszyńskiego. Po wejściu Damiana Szymańskiego środek pola wyglądał na pewno lepiej w porównaniu z tym, kiedy na boisku gorszył widzów Krychowiak. Stosunkowo słabo zaznaczył swoją obecność Kamiński, ale i tak zrobił lepsze wrażenie od pozostającego dużo dłużej na placu Frankowskiego. Przynajmniej coś z jego dwóch akcji było.
Na koniec zostawiłem sobie bramkarza. Skorupski już nie po raz pierwszy udowodnił, że wystawienie go wreszcie w pierwszym składzie w ważnym meczu mistrzowskim, nie byłoby wcale czymś dziwnym. Znając jednakże upór obecnego selekcjonera w sprawie K-G-B, trudno spodziewać się po nim zmiany zapatrywań w sprawie obsady bramki. Szczęsny to jednak nie jest facet, który siedzi dwa miesiące na ławie, gra w drugiej lidze albo kopie w piaskach pustyni. To jest pierwszy bramkarz Juventusu, co by o tym Juventusie w tej chwili nie mówić. Więc jakoś ta decyzja Michniewicza się obroni. Pozytywne decyzje w sprawie tercetu K-G-B, moim skromnym zdaniem, zwiększają znacznie ryzyko kolejnej polskiej katastrofy na MŚ. Bazując na tym trzyosobowym „kręgosłupie” Michniewicz dołączy raz dwa do Engela, Janasa i Nawałki.
Jeśli chcemy coś na tych mistrzostwach zrobić, musimy dokonać rewolucji w składzie. Ale Michniewicz i lobbyści, jednocześnie apologeci trenera, typu Mateusz Borek, zdaje się na to nie pozwolą.
Dlatego ja, niepoprawny optymista, patrzę na nasze ewentualne przyszłe sukcesy w Katarze z dużym dystansem. No chyba, że Lewandowski z Zielińskim zagrają swój najlepszy futbol i natchną resztę do równania w górę. Czego im wszystkim oczywiście serdecznie życzę.
Tylko, że to będzie miało swoje konsekwencje. Kolejną kadencję Michniewicza u steru i, najprawdopodobniej, jeszcze większe wpływy Borka i jemu podobnych w TVP i nie tylko.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (57)

Inne tematy w dziale Sport