Wczoraj, w Wiśle-Malince zresztą, rozpoczął się kolejny sezon Pucharu Świata w skokach narciarskich. Mówią, że zimowy. Zimowy przynajmniej z nazwy. Tylko czy można go tak traktować, skoro na dworze kilkanaście stopni w plusie, a zawodnicy lądują na wybiegu zieleńszym od pobliskiego lasu?
Więc to otwarcie to raczej takie na poły letnie było. A przerodziło się, przynajmniej dla nas, w gorące, bo Dawid Kubacki, może nie z ogromną przewagą, ale dość pewnie te zawody wygrał. Będąc zresztą najlepszy we wszystkich trzech treningowo-kwalifikacyjnych seriach dzień wcześniej.
Długośmy na ten dzień czekali. Polski skoczek nie wygrał I-ligowych zawodów od prawie dwóch lat. Na początku stycznia roku pańskiego 2020, w pierwszym z dwóch niemieckich konkursów w Neustadt rozgrywanych zaraz po Turnieju 4 Skoczni, który zresztą też wygrał, dokonał tego po raz ostatni Kamil Stoch. Od tego czasu nasi reprezentanci stali jeszcze ośmiokrotnie na pucharowym podium, ale na najwyższym już nie. A sam sobotni zwycięzca nie stał na nim w ogóle od 3. stycznia 2021, kiedy to wyskakał trzecie miejsce w Innsbrucku. Dwa dni wcześniej, w noworocznym konkursie w Ga-Pa, odniósł Kubacki swoje ostatnie (do soboty) pucharowe zwycięstwo.
No więc jest letnio-gorąco mimo, że zaczęła się zima.
Nasi zaprezentowali się podczas sobotniej inauguracji, co by nie napisać, nie najgorzej. Zwycięstwo Dawida pesymiści mogliby „zrzucić” na karb jego indywidualnych umiejętności, ale to, że w 15-tce wylądowało czterech biało-czerwonych, to już chyba po części zasługa sztabu i nad tym obojętnie przejść się nie da. Bo już nad punktami Pilcha czy Huli by się dało.
Można zapytać skąd ta niewątpliwa w stosunku do zeszłego sezonu poprawa formy zawodników kadryA? Efekt nowej miotły w postaci trenera Thomasa Thurnbichlera? Własna skocznia?
Moim zdaniem tak, ale nie tylko. Przede wszystkim lepsza i znacznie bardziej profesjonalna od poprzedniej ekipa trenerska. To oczywiście jeszcze wyjdzie w praniu, ale wydaje się, że Thurnbichler to jest szkoleniowiec, którego od dawna nam było trzeba. Młody, łebski, otwarty na najświeższe trendy, cały czas szukający nowych rozwiązań, nie zamykający, jak Horngacher, swojego warsztatu, swojej wiedzy i umiejętności, przed wszystkimi za wyjątkiem kilku najlepszych skoczków. Jednocześnie nie popadający w przestarzałe schematy i mantry, tak jak poprzednia ekipa pod wodzą Doleżala. O porównaniach do warsztatu pary innych, jeszcze wcześniejszych, polskich trenerów, już nie wspomnę. Potem mi ktoś napisze, że przecież ile to sukcesów taki Tajner z takim Kruczkiem odnieśli i znów dialog zejdzie na złe tory.
To co wyżej, napisałem przed konkursem niedzielnym. Teraz, już po nim, dopisuję resztę. Specjalnie nie mażę tego, co napisałem wyżej, a co nie do końca potwierdziło się w niedzielę.
Potwierdziła się na pewno jedna rzecz. Dawid Kubacki jest aktualnie najsilniejszym zawodnikiem w całej I-ligowej stawce. To znaczy jest najlepszym skoczkiem na świecie. To, co przez cały weekend pokazał w Wiśle, jest porównywalne z przewagami jakie w roku 2001 nad całą resztą posiadał Małysz, a w drugiej połowie sezonu 2017/18 Stoch. Pytanie czy, podobnie jak starsi koledzy, Polak będzie potrafił taką formę utrzymać przez dłuższy okres czasu. Do MŚ przynajmniej. Tego w tej chwili oczywiście nie wiemy, ale ja myślę, że są szanse na to, że przynajmniej do Czterech Skoczni Kubacki będzie rywali obijał niczym Ahonen w pierwszej połowie sezonu 2004/05. Wiem. Nakręcam i napinam. Ale co se będę żałował.
Skoro ustaliliśmy już, że skoczek z Nowego Targu jest aktualnie najlepszy na świecie, to dość łatwo powinno nam przejść przez gardło coś dużo bardziej oczywistego. To już nie Kamil Stoch jest w tej chwili liderem drużyny. Liderem jest Kubacki. To znaczy tak. Kamil, ze względu na dorobek, zawsze i bez łaski pozostanie liderem szatni i wielkim autorytetem. Ale póki zawody, i to w takim stylu, wygrywa Dawid, a Kamila co rusz dyskwalifikują, to, będąc trenerem, nawet nie wypada się zastanawiać, kogo oficjalnie ogłosić sportowym przywódcą stada. Sorry, takie życie.
I teraz a propos Kamila Stocha, którego zawsze byłem i, mam nadzieję, dalej będę zadeklarowanym i wielkim fanem. Nie pierwszy raz w ostatnim czasie został zdyskwalifikowany. I to jest bardzo niepokojące. A dzisiejsza dyskwalifikacja niepokoi szczególnie. To były zawody na polskiej ziemi, Kamil jest najbardziej zasłużonym dla skoków czynnym uczestnikiem pucharowego cyrku, jego trenerem jest obywatel państwa, które w skokach ma największe wpływy, co też nie jest bez znaczenia. Dyskwalifikacji w stosunku do takiego kogoś i w takich okolicznościach przyrody dokonuje się tylko i wyłącznie w sytuacji, kiedy jest ona „ewidentnie ewidentna” i złamanie przepisów zakrawa wręcz na bezczelność. Przynajmniej tego uczy nas historia. I mimo to Kamil został dziś zdyskwalifikowany. Nie mam pytań.
Z wczorajszych obserwacji potwierdziła się też ta, że nasz narciarski Nikifor, Piotr Żyła, jest może z formą lekko niestabilny, ale ją aktualnie niewątpliwie posiada.
I trzecia rzecz. Paweł Wąsek Kubackim, ani nawet Żyłą czy Stochem, jeszcze może nie jest, ale niewątpliwie odskoczył w tej chwili całej reszcie skoczków kadry na tyle, że jego pozycja jako czwartego do drużynowego brydża wydaje się być niezagrożona.
Chciałem coś miłego napisać po sobocie o Pilchu, to w niedzielę odpadł w kwalifikacjach. Chciałem udowodnić, że sobota w wypadku Juroszka czy Habdasa to tylko wypadek przy pracy, to znów nie zdobyli punktów. Chciałem pomyśleć na chwilę, że może weteran Hula wreszcie się przełamie i już na początku sezonu wyskacze więcej punktów niż zwykł to czynić przez całe dwa poprzednie, to mi zrobił na złość. Nie chciałem, przezornie, nic pisać o Kocie i Murańce, ale jedno zdanie muszę. Oni już tylko do końca swoich karier będą odcinali kupony. I piszę to z wielkim smutkiem i żalem. Coraz bardziej w ich stronę zaczyna dryfować Wolny. Zniszczoł czasem zdaje się wracać do żywych, po czym przychodzą takie weekendy jak ten i wszystko wraca do normy. O Stękale nie wspominam, choć może wypada zażądać, żeby za jego pobyt w Wiśle zapłacił z własnej kieszeni trener Maciusiak. Wracamy do pamiętanych doskonale z czasów trenera Tajnera darmowych wycieczek co niektórych zawodników na koszt związku?
Reasumując. Kadra A - ok. Genialny Kubacki, bardzo dobry, jak na początek sezonu, Żyła i naprawdę solidny Wąsek. Miejmy nadzieję, że do czołówki światowej doszlusuje w krótkim czasie, i bez niedozwolonych „pomocy”, Stoch.
Ale to jest czterech zawodników. Z pozostałych, na dziś dzień, można nie czepiać się Habdasa. Może Juroszka. I na tym koniec. Reszta, mimo jak zwykle, przedsezonowego, choć mniejszego niż za Tajnera, bicia piany, po tym co zobaczyłem jakiegokolwiek większego optymizmu jakoś u mnie nie wywołuje. Ale, jak to mówią, pierwsze koty za płoty. Jako niepoprawny kibic-optymista, znów im dam w Ruce szansę, by mnie pozytywnie zaskoczyli. Przynajmniej trzem, bo jedziemy w siedmiu. Trenerzy mają trzy tygodnie by oprócz żelaznej czwórki wybrać trzech takich, którzy pojadą nie po to by oglądać tam zorzę polarną, ale po to by z Finlandii przywieźć punkty.
Inne tematy w dziale Sport