Najlepiej nazywać rzeczy po imieniu. Owijanie bowiem w bawełnę najczęściej prowadzi do nikąd. Dlatego właśnie rzecz po imieniu nazwałem.
Tytuł jest, uważam, adekwatny do tego, co się działo na placu. Iga zagrała naprawdę dobrze. Od początku była skoncentrowana, goniła rywalkę w tę i we w tę, piłka po jej precyzyjnych zagraniach lądowała w korcie. Tego zdecydowanie nie można powiedzieć o rywalce, która od początku była spięta niczym Spięty z Va Banque’u i dużo z jej uderzeń lądowało poza linią. Ze szczególnym uwzględnieniem forhendów. Miało to, to spięcie, najprawdopodobniej podłoże historyczne (trzy mecze i trzy wyraźne porażki z Polką), ale wynikało również z dyspozycji prezentowanej dzisiaj przez nasze dobro narodowe.
W efekcie Polka mniej więcej w czasie odpowiadającym, wymyślonej na wiosnę, nowej jednostce w postaci jednej Igi, pokonała gładko 18-letnią Amerykankę, ustalając aktualny bilans ich meczów na cztery do zera (chyba z nikim z szeroko rozumianej czołówki nie ma tak dobrego), a przy okazji w pierwszym secie już 20-ty w sezonie bajgiel. Rekordu świata w ilości bajgli w sezonie, na który zanosiło się w pewnym momencie na wiosnę, nasza tenisistka już, przynajmniej w tym roku, nie pobije, ale liczba, którą właśnie osiągnęła, też niczego sobie i w ścisłej czołówce osiągnięć wszech czasów damskiego tenisa. A tego wieku to już na pewno.
Ciekawostka. W każdym z rzeczonych czterech meczów Polka wygrywała w setach do zera i zawsze jeden z setów kończył się rezultatem 6:3. Bajgla w ich meczach nigdy wcześniej nie było, choć w aż dwóch przypadkach padały wyniki 6:1. Krótko pisząc. No nie należy Iga do ulubionych rywalek reprezentantki USA uznawanej powszechnie za cudowne dziecko tenisa tego kraju. Którym zresztą, myślę, z pewnością jest.
Iga Świątek przekroczyła w nocy kolejną niebotyczną granicę. Od dziś ma ponad 10 tysięcy punktów rankingowych nie tylko w rankingu generalnym WTA, obejmującym okrągły rok, ale również w rankingu WTA Race. Oznacza to, ni mniej ni więcej, że te ponad 10000 to efekt jej tenisowych wysiłków tylko w obecnym sezonie. A to już jest osiągnięcie które, i to kawałek przed końcem sezonu. mają w CV zapisane naprawdę nieliczne. Biorąc nawet pod uwagę całą historię tego cyrku.
Następny mecz z kolejną Amerykanką. Naprzeciwko stanie Jessica Pegula. Co na temat szans poszczególnych tenisistek w tym meczu ćwierkają kalifornijskie wróble? Nie wiem. Ale wiem, że z nią Iga też wygrała ostatnie trzy mecze. Wszystkie w tym roku. Nie tak wyraźnie jak z Gauff, ale też każdy w dwóch setach. Więc przesadnym pesymistą przed tym spotkaniem bym nie był. Tym bardziej, że Pegula, spytana po przegranym z Igą półfinale w Miami o sposób na Polkę w przyszłości, zalecała tylko i wyłącznie jedno. Głęboką modlitwę. To jej na Igę i tym razem, podobnie jak w Paryżu i New Yorku, może nie wystarczyć.
Inne tematy w dziale Sport