Wczorajsza, przedostatnia w sezonie, eliminacja żużlowych MŚ przesądziła definitywnie o trzecim już mistrzowskim tytule Polaka. Ma tyle punktów przewagi nad wiceliderem, że w finałowych zawodach sezonu może w ogóle nie startować, a i tak nikt mu już wygranej w generalce nie odbierze.
Pamiętam, kiedy byłem dzieckiem, Polska żyła żużlem. Naszym żużlowcom daleko było może do Nowozelandczyków Maugera czy Briggsa, ale generalnie należeliśmy do szeroko rozumianej czołówki, a czasem nawet, jak na przykład na początku września 1973 roku na Stadionie Śląskim, mieliśmy dzień konia. Polak, po raz pierwszy w historii, zdobył tytuł mistrzowski. Wtedy się to inaczej odbywało. Były tylko jedne zawody. W nich się wszystko decydowało. Teraz tych zawodów wyłaniających mistrza jest przynajmniej 10, więc nikt przypadkowy nie wygra. Wtedy wygrał. I to nikt z dwójki najlepszych wówczas Polaków (Plech, Jancarz), ale Jerzy Szczakiel, który nie wiem czy miał nas w ogóle w tych zawodach nie reprezentować, a miejsce w drużynie wywalczył na ostatnim treningu. Głowy nie dam, ale tak jakoś to było. To był w ogóle jakiś szczególny dla polskiego sportu dzień. Tak, sportu, nie tylko żużla. Na najniższym podium, po lewej stronie Szczakiela stanął bowiem Zenon Plech, a po drugiej stronie Europy, w tym samym dniu nawet chyba, też po raz pierwszy w historii tego sportu, mistrzem świata w kolarstwie został Ryszard Szurkowski. Jak komu mało, to drugi na mecie wyścigu był równie wielki Staszek Szozda. Wracamy do żużla.
Na kolejny tytuł mistrzowski musieliśmy czekać aż 37 lat. Po wielu latach prób i nieudanych podejść, w roku 2010 po mistrzostwo sięgnął wreszcie Tomasz Gollob. Żużlowiec na pewno najlepszy w całej historii tej dyscypliny sportu w Polsce. Dość powiedzieć, że oprócz tego złota, szkoda że też jedynego, bydgoszczanin stał na pudle MŚ jeszcze sześciokrotnie. Dwa razy był drugi, i cztery razy trzeci.
Napisałem najlepszy, bo rzeczywiście był. Do czasu. Rok po największym sukcesie Gollloba na światowych torach, na początku juniorskich, pojawił się Zmarzlik. Po pięciu latach był pierwszy medal MŚ, brązowy, a od roku 2018 do teraz, Polak nie schodzi z końcowego podium MŚ. Najpierw srebro, potem dwa złota, znów srebro i wczoraj kolejne mistrzostwo. W liczbie medali mistrzowskich na razie więc Gollob jeszcze z przodu, ale jeśli, odpukać, Zmarzlika ominą kontuzje, to wydaje się, że w najbliższych latach wyprzedzi nie tylko starszego kolegę z reprezentacji, ale może stać się nawet najlepszym żużlowcem w historii całej dyscypliny.
Na razie, z tymi trzema tytułami, dwoma wicemistrzostwami i jednym brązem jest w tabeli wszech czasów, podaję za TVP Sport, ósmy. Ex equo z Brytyjczykiem Woffindenem, którego zmienił trzy lata temu na fotelu światowego lidera i z którego to (fotela, nie Woffindena) nie chce zejść.
Żeby wyjść na czoło klasyfikacji wszech czasów, Polak musiałby zrobić niemal drugie tyle co dotychczas. To znaczy zdobyć jeszcze trzy mistrzostwa i raz być drugi. Prowadzący bowiem w tym rankingu (i główny powód tego, że Gollob jest w tej klasyfikacji dopiero 18-ty, a nie, na przykład, 5-ty) Szwed Rickardson, zwyciężył w MŚ 6-krotnie, 3 razy będąc jeszcze drugi i dwa razy trzeci.
Bartosz Zmarzlik ma 27 lat. Z ośmiu zawodników, którym dane było do tej pory zostać trzykrotnym mistrzem świata, żaden nie osiągnął tego sukcesu w tak młodym wieku. Więc szanse niewątpliwie są. Choć może się okazać, że za rok czy dwa znów wyskoczy, niczym z rękawa, taki nowy Zmarzlik i się okaże, że z wielkich planów nici.
Tymczasem nikogo takiego na horyzoncie nie widać, co czyni takie przewidywania jak moje dość realnymi. Jak będzie – się zobaczy. W każdym razie w niewielu sportach mamy takie przewagi jak obecnie w żużlu. Więc zamiast plwać na ten sport niczym obywatel pseudoekspert Kowalczyk Wojciech (ktoś pamięta jak się niecywilozowanie burzył, kiedy Zmarzlik został po raz pierwszy mistrzem świata i pokonał Roberta Lewandowskiego w plebiscycie na Sportowca Roku?), cieszmy się, że oprócz rzeczonego Roberta i nierzeczonej w tym tekście dotąd Igi, mamy takich sportowców jak Zmarzlik, jak Stoch czy wcześniej Małysz, jak Fajdek i jeszcze paru innych. Bo co by ten nasz sport bez nich znaczył? …..
No. To już wiemy.
Inne tematy w dziale Sport