Tegoroczną edycję wyścigu Tour de France można, zasadniczo, po dzisiejszym etapie uznać za zakończoną.
Jadący w żółtej koszulce od tygodnia Duńczyk Vingegaard nie tylko utrzymał ponad dwuminutową przewagę nad uznawanym przed wyścigiem za jego głównego faworyta Słoweńcem Pogacarem, ale powiększył ją jeszcze o kolejne 60 sekund.
Dwa lata temu tenże Pogacar, dzięki fantastycznej jeździe na kilku ostatnich etapach, jadąc praktycznie sam przeciwko niezwykle silnej, z bardzo mocnym liderem Roglicem, przewyższającej jako drużyna resztę o klasę, Jumbo-Vismie, wygrał Wielką Pętlę po raz pierwszy. Po roku wyczyn powtórzył wygrywając cały wyścig w cuglach.
W tym roku Słoweniec miał teoretycznie znacznie silniejszy zespół. Z Majką i McNultym na czele. Ale zespół się posypał. Zaraz na początku dwóch pomocników wypadło z powodu COVID-u. Przed Pirenejami rozchorował się Soler, a w samych Pirenajach, w najważniejszym bodaj momencie wyścigu, kontuzji doznał główny pomocnik lidera UAE Emirates – nasz Majka. Po tym fakcie zespół Pogacara jechał praktycznie w trójkę, bo Szwajcar Hirschi, notabene jedna z większych nadziei kolarstwa, przyjechał na Pętlę zupełnie do niej nieprzygotowany i zamiast pomagać stanowi balast.
Jumbo przyjechało do Francji z silnym postanowieniem rewanżu. I, jak zwykle, z bardzo mocną drużyną. Jechali na dwóch liderów. Głównego, Roglica, i Vingegaarda, który rok temu, kiedy kraksa wyeliminowała Słoweńca, zajął jego miejsce w stadzie i skończył Pętlę zaraz za Pogacarem. Dość szybko okazało się, że w tym roku znów liderem zespołu będzie Duńczyk. Powód ten sam. Różnica była taka, że Roglic jechał w tegorocznym TdF parę dni dłużej. Zanim się wycofał, zdążył jeszcze mocno popracować na rzecz kolegi. Podobnie jak drugi z wycofanych Jumbowców, Kruiswijk. Przy czym zwracam uwagę, ze Jumbo jechała w pełnym składzie pełne 14 etapów!
W Pirenejach Pogacar jechał już praktycznie z jednym pełnowartościowym pomocnikiem przeciwko doborowej szóstce Jumbo. Oprócz lidera stanowili ją genialny van Aert, rewelacyjny w górach Kuss i bardzo przydatni w mrówczej pracy Benoot, Laporte, i Van Hooydonck. I tej drużynie Pogacar zwyczajnie nie sprostał.
Żeby być sprawiedliwym. Pogacar był chyba słabszy niż w dwóch poprzednich latach, a Duńczyk mocniejszy niż rok temu. Ponadto Słoweniec trochę za bardzo trwonił siły w pierwszej połowie Wyścigu, niepotrzebnie ścigając się o byle jakie miejsca i nadwątlając siły. Za to zresztą zapłacił później na jednym z alpejskich etapów. Tym niemniej jeszcze raz podkreślę, że Pogacar przegrał z Vingegaardem głównie z tego powodu, że zespół UAE Emirates wystawił znacznie słabszy zespół niż Jumbo-Visma.
No i mamy. Może nie sensację, ale niespodziankę to na pewno. Pytanie jak wyniki Wielkiej Pętli wpłyną na skład Emiratów w kolejnych wyścigach.
Inne tematy w dziale Sport