I to wszystkie bez wyjątku.
Czwórka największych faworytów do występu w sobotę i niedzielę przeszła je wczoraj i dzisiaj w komplecie. W pozostałych czterech spotkaniach też wygrali ci, na których, po głębszym zastanowieniu postawiłaby większość. Może oprócz pół Polki z Niemiec Marii, na którą stawiało pewnie niewielu.
Ja też w siostrobójczym niemieckim ćwierćfinale obstawiałem Niemeier. Ale nie wygrała. Płakać na pewno z tego tytułu nie ma powodu. Wręcz przeciwnie. Nie wiem czy to pierwszy taki przypadek, ale matka dwojgu dzieciom to chyba jeszcze w półfinale Wimbledonu nie występowała. Chyba, że na trybunach. Takie przypadki, owszem znam. Choćby Królowa albo, dawno temu, Królowa Matka. Ale żeby na murawie, to chyba w całej historii pewne novum. Myślę o Erze Open, bo wcześniej to aż tak pewny nie jestem.
Reszty wyników można się było spodziewać. Bo rzeczywiście. Rybakina jest znacznie wyżej w rankingu od Tomljanocic. I to, że zasłużenie, to w środowym meczu potwierdziła. Norrie męczył się, męczył, ale wymęczył w końcu dużo niżej rozstawionego Goffina. Kyrgiosa od Garina dzielą w rankingu niby tylko trzy pozycje, ale jakoś sobie nie wyobrażałem, żeby wariata z Australii, skoro nadarzyła się już taka szansa, mogło zabraknąć w tegorocznym, z różnych względów lekko przecież zwariowanym, wimbledońskim Szlemie.
No i faworyci, którzy w ćwierćfinałach pokazali, dlaczego są faworytami turnieju. Każde w bardzo przekonujący, moim zdaniem, sposób. Mężczyźni w może mniejszy, ale oni najtrudniejszych rywali w drodze do finału mają już, moim zdaniem, za sobą. I w półfinałach powinni mieć już znacznie spokojniej i łatwiej. Mimo, że Djokovic będzie miał przeciw sobie oprócz rywala publikę, a Nadal będzie grał z wariatem. Słowo o ćwierćfinałowych przeciwnikach Serba i Hiszpana. Wysoko ustawili poprzeczkę. I Sinner, i Fritz. Gdyby grali z kim innym, byliby po tych ćwierćfinałach szczebel wyżej. No ale grali z kim grali. Dlatego odpadli.
Damskie faworytki ćwierćfinałów były tym razem od swoich męskich odpowiedników bardziej przekonywujące. Jabeur po raz kolejny pokazała dużą odporność psychiczną i niewątpliwie dobrą kondycję. Jej ćwierćfinałowa rywalka Bouzkova, która robiła w pierwszym secie co chciała, w dwóch kolejnych zupełnie nie istniała. No i Halep. Pomijając końcówkę meczu, kiedy chyba pomyślała, że mecz już wygrała i niepotrzebnie dopuściła do sytuacji, która mogła się wymknąć spod kontroli, Rumunka, tak jak to było w meczu z Badosą, nie dopuściła Anisimowej w ogóle do głosu.
Półfinały mają swoich faworytów. Ja podtrzymuję swoje typy z poprzedniego posta. Podtrzymuję to złe słowo. Jestem ich więcej niż pewien.
Co nie znaczy, że nie mogę się mylić. Mogę. Co mi się w sporcie najbardziej zresztą podoba
Inne tematy w dziale Sport