Wszystko się kiedyś kończy. Właśnie skończyła się wspaniała seria Igi Świątek. Polka, po zasłużonej skądinąd porażce z Francuzką Cornet, odpadła z Wimbledonu i zakończyła najdłuższą od 25-ciu lat serię rozgrywanych, pod egidą WTA, meczów bez porażki. 37-miu meczów.
Cóż. Rywalka była niewątpliwie lepsza. Choć miała również dużo szczęścia. Na przykład w secie drugim, jeszcze przy prowadzeniu Polki, kiedy w jednym gemie wygrała dwie piłki, których wygrać po prostu, wg jakichkolwiek prawideł rachunku prawdopodobieństwa, nie miała prawa. Co akurat mogło mieć duży wpływa na wynik, jeśli nie w całym meczu, to na pewno w drugim secie.
Seria się skończyła, ale życie toczy się dalej. Trzeba o tej porażce, i tegorocznym Wimbledonie w ogóle, zapomnieć, odpocząć i przygotować do rozpoczynających się już za chwilę turniejów na nawierzchni twardej. Tyle na rzeczony temat.
W londyńskim turnieju nie ma już polskich singlistek. Oprócz Igi Świątek odpadła też dzisiaj z turnieju Magdalena Fręch. Nie dała rady Simonie Halep. W grze pozostają nam już tylko, nieliczne w dodatku, duety. Po pierwszej rundzie, którą to nasze panie przebrnęły w komplecie, zanosiło się na znacznie bardziej udany dla nich turniej. Wygórowane, jak się okazało, oczekiwania, zweryfikowały dwie następne kolejki spotkań. Dodając do tego podwójny falstart naszych panów wychodzi, że tegoroczny Wimbledon był dla polskiego tenisa udany średnio. W każdym razie znacznie mniej od kilku innych.
Nie pozostaje nic innego, jak wierzyć, że kolejny będzie znacznie obfitszy w polskie singlowe sukcesy.
Inne tematy w dziale Sport