Ring co prawda zielony, ogrodzony tylko w jednej czwartej (i to nie od widowni, a od rywali), dodatkowo boks odbywał się w parach i nikt, ani nasz bohater ani pozostałe bohaterki, nie miał rękawic, tylko rakiety. Ale dałbym głowę, że w jednej z tych osób rozpoznałem Tysona.
Wyjątkowo masywnie (przynajmniej w porównaniu z pozostałą trójką na planie) zbudowany, jak przystało na prawdziwego osiłka wagi superciężkiej wolny jak żółw, za to silny jako drzewiej bywało, czyli jaki był przed 40-tką.
Jak tak patrzę na tego Tysona, to stwierdzam, że bokserzy po 40-tce nie powinni jednak stawać w szranki. Bo te ich podrygi w rzeczonym ringu to jak słoń w składzie porcelany. No i wziąłby się porządnie, a nie byle jak, ogolił, a nie zacięcia w aż trzech miejscach. Potem to trzeba maskować nie poprawiającymi image’u plastrami. Jak się wraca na ring po długiej przerwie, to wypada wyglądać lepiej. Naprawdę. Każdy to wie. Z wyjątkiem Tysona.
Gdzieś czytałem, że są tacy, którzy obstawiają, że nasz Tyson w najbliższej przyszłości szkód wielkich rywal(k)om narobi. Bzdety. Po tym, co można było zobaczyć dzisiaj, jego powrót na wielką scenę i w wielkiej krasie jawi się cokolwiek wątpliwy. No chyba, że w pierwszej rundzie najbliższego turnieju trafi na Gołotę. Gołota nie musi być z Polski, ważne żeby się Tysona bał. Niczym duchów.
To jest jedyna szansa starego mistrza. Strach rywal(k)i. kto się go nie wystraszy w szatni przed meczem, ten na pewno z nim wygra.
Inne tematy w dziale Sport