Z dużej chmury, jak się okazuje, duży deszcz. Nawet bardzo duży. Ale tylko w pierwszym secie. Potem było już z górki. I wcale nie dlatego, że Chinka złapała kontuzję. Znam Chińczyków po linii zawodowej. To są szczwane lisy. Kiedy mogą, to łżą i wszystkich wykorzystują. Nie oni jedni zresztą, ale są pod tym względem w światowej czołówce. Przynajmniej w mojej hierarchii. Nikt mi nie powie, ze można w drugim secie tak kuleć, a potem, nagle, zerwać bandaż i biegać jak w pierwszym. Po prostu. Była tak zmęczona setem pierwszym, że musiała odpocząć. I przy okazji chciała uśpić Polkę. Poświęciła drugiego seta, żeby w ogóle dojść do siebie. I doszła. Tyle że, po pierwsze, Świątek poprawiła, wcale przyzwoitą przecież, swoją grę oraz, a może przede wszystkim, taktykę, a dwa, że nie można przez cały mecz grać tak jak Chinka w secie pierwszym. Bo organizm ma jednak swoje ograniczenia. Nadal kiedyś takowych nie miał, ale moim skromnym zdaniem bardziej zawdzięczamy to Fuentesowi niż organizmowi Hiszpana. W każdym razie Iga zabiegała Chinkę, w efekcie czego zrównała się w liczbie zwycięstw z rzędu z drugą pod tym względem w wieku XXI-szym Belgijką Henin. Wiemy już też, że nie będzie miała odpisanego ani jednego punktu z zeszłorocznych paryskich zdobyczy. Jej ranking po Paryżu może więc już tylko co najwyżej wzrosnąć.
I odnośnie tytułu od razu. Oczywiście, że wiem, że na razie to Polka dotarła dopiero szczebel niżej niż w rzeczonym tytule. Natomiast oglądałem, naprzemianlegle ze spotkaniem Rune - Cicipas, mecz Peguli z Begu. Jakby Iga miała w środę z Amerykanką przegrać, to ja, w ramach pokuty za wyrażaną w tej chwili bezkompromisową opinię, na kolanach pójdę nie tylko do Canossy, ale na Kreml przez Donbas. Tak jestem pewny tej wygranej, że nawet o takie rzeczy mogę się zakładać. Mimo, że w Miami, w drugim secie, różnie to wyglądało.
Niezależnie od tego jak się Zheng zachowała, to trzeba się pochylić nad jej klasą. To jest materiał na godną przeciwniczkę dla Polki na lata. Nie jakieś przereklamowane Raducanu, nie Badosy, nie napompowane na jeden sezon sterydami Sakkari. Właśnie Zheng, ktoś taki jak Jabeur, za niedługo na stałe Coco Gauff, na twardych kortach może Anetka, na cegle spisująca się świetnie w Paryżu, a wcześniej w Rzymie, Kasatkina. W nich widzę najgroźniejsze, w wyobrażalnej perspektywie, rywalki dla Świątek.
W półfinale czekać będzie przeszkoda w tej chwili, moim skromnym zdaniem, nie do zlekceważenia. Daria Kasatkina, nad którą Iga ma, co prawda, ogromną przewagę psychologiczną z powodu regularnych batów, jakie Rosjance w ostatnim czasie sprawia. I to, oprócz wysokiej formy rzecz jasna, powinno być niebagatelnym walorem Polki w ich półfinałowej rywalizacji. Oczywiście wcześniej Rosjanka musi jeszcze pokonać swoją rodaczkę Kudermietową, która po wygraniu z Badosą dołożyła dzisiaj wygraną nad zupełnie nieprzewidywalną Keys. Moim zdaniem Kasatkina Kudermietową, i to bez większych kłopotów, powinna pokonać. A jak nie pokona, to Polce będzie w półfinale łatwiej, więc za specjalnie Kasatkinie w ćwierćfinale kibicować nie zamierzam. Ale za zdecydowaną faworytkę tego meczu ją cały czas będę uważał.
Te moje przewidywania z fusów, co do potencjalnego składu ćwierćfinałów w Paryżu znaczy, to się jednak, generalnie i w większości, sprawdziły. W każdym razie na pewno bardziej niż góralskie prognozy pogody:). Wczoraj obie czarne Amerykanki wygrały swoje pojedynki. Z kolei Anisimowa, której udziału w półfinale byłem prawie pewien, przegrała i nawet ćwierćfinału nie zobaczy.
Siłą rzeczy muszę zweryfikować swoje wróżby co do Fernandez. Nie podejrzewałem jej o nic większego jak trzecia runda, a ta, nie dość, że ograła Bencić, to potem jeszcze Anisimową i wystarczy jej teraz wygrać z Włoszką, a będzie w półfinale. Wyniki uzyskiwane przez nią w Stanach oraz ostatnio w Madrycie i Rzymie nie sugerowały wielkiej formy. Choć, gdyby się przyjrzeć bliżej z kim w tych turniejach przegrywała, to okaże się że, oprócz Magdy Linette, same uznane firmy. O finał będzie ciężko, bo sąsiadki z USA wyglądają równie dobrze jak Kanadyjka, ale ten półfinał, moim zdaniem, ma w kieszeni. Oglądałem całe bite spotkanie Trevisan z Sasnowicz i było dokładnie tak, jak przewidywałem w poprzednim poście. Przegrała ta jeszcze słabsza od drugiej. Mecz wielkich emocji i ciągłych błędów. Tak bym to określił. Dlatego w tej połówce, jeśli w ogóle miałbym typować, to półfinał będzie wyglądał tak: Fernandez i, mimo wszystko, Gauff, choć wczorajsze pobicie Teichmann przez Stephens musiało zrobić wrażenie. To powinno być karalne!
Skład finału proponuję omówić najwcześniej koło czwartku. Będziemy wtedy mogli definitywnie wyeliminować z niego kolejne cztery osoby.
Teraz Hurkacz i jego ferajna. Pisząc tytuł w części jemu poświęconej miałem oczywiście na myśli fakt, że na mączce Polak mistrzostwa (w sensie mistrzostwa), niestety, nigdy nie osiągnie. Na trawie i na nawierzchni twardej może. Przy bardzo sprzyjających okolicznościach. Ale na cegle nigdy. Dzisiaj to po raz któryś z rzędu udowodnił i potwierdził.
Zaimponował mi, w przeciwieństwie do Hurkacza właśnie, Duńczyk Rune. Był w każdym calu lepszy od naprawdę dobrze grającego Cicipasa. Marzyliśmy o ćwierćfinale Polaka z Grekiem, a tu ani jednego nie ma już w turnieju. I bardzo najlepiej, bo do tego ćwierćfinału awansowali rzeczywiście od nich lepsi. Żona oglądała mecz Hurkacza z Norwegiem. Różnica była, jak twierdzi, ogromna. A że ja mojej żonie wierzę zawsze i we wszystkim, to tak być musiało.
Szkoda Sinnera. Przez tą jego kontuzję znów będziemy mieli, tak jak u pań, ruski ćwierćfinał. Bo nie podejrzewam Miedwiediewa, żeby chciał rzeczywiście przegrać z Cilicem (choć widzę, że pierwszego seta przegrał, a w drugim też mu się do wygranej specjalnie nie spieszy).
A jutro dwa wielkie mecze. Pierwszy to oczywiście Djoko z Nadalem. Mam nadzieję, że Serb mu nawtyka. A dwa dni później nawtyka Alcarazowi, który dwa dni wcześniej, czyli jutro, nawtyka Zwieriewowi.
Życzyłbym sobie finału Djoko – Duńczyk, ale pewnie będzie o to trudno. O tym finale też, jak w przypadku kobiet, porozmawiamy w osobnym poście.
Inne tematy w dziale Sport