Sorry, że w takim momencie o sporcie, ale to na pokrzepienie serc.
Fantastyczny tydzień w wykonaniu naszej tenisowej gwiazdy.
Oglądałem jej wszystkie mecze w Dosze. Im lepsza rywalka, tym lepiej grała Polka. Najsłabiej poszło jej z najsłabszą rankingowo z przeciwniczek Szwajcarką Golubić (uwielbiam te typowo zachodnie szwajcarskie nazwiska). Już znacznie lepiej w kolejnej rundzie z Kasatkiną. Notabene Ameryka i Zachód powinny tak traktować Putina tak jak Iga Rosjankę. Trzy mityngi i trzy nokdauny. Być może wtedy w ogóle nie opuszczałby nory na Kremlu. Rewelacyjnie zagrała Polka z aktualnym numerem 2 na świecie – Sabalenką. Białorusinka praktycznie nie miała nic do gadania. Nieco więcej musiała się wczoraj w półfinale natrudzić z bardzo niewygodną dla siebie kulturystką z Grecji, ale też wygrała pewnie i w dwóch setach. No i przyszedł dzisiejszy finał.
Ja byłem przed meczem dziwnie spokojny, bo pamiętałem dwa poprzednie spotkania Świątek z Anetą Kontaveit. Oba wygrane w trzech setach, w różnych okolicznościach przyrody, ale oba zasłużenie.
Tą razą nasz brylancik dał koncert. A Kontaveit, póki wierzyła w zwycięstwo, wcale nie grała źle. To nie był taki mecz jak z Czeszką w Rzymie, choć do roweru, wynikowo, dużo nie brakowało. Kto nie oglądał, niech żałuje. Odnoszę wrażenie, że nasza tenisistka niesamowicie w ciągu tego turnieju dojrzała. I wzmocniła się mentalnie. A to, co zrobiła w ciągu tych kilku dni ze swoim returnem, to jest wprost nie do uwierzenia. W ćwierćfinale i dzisiaj każdy return wchodził! W półfinale niewiele mniej.
Po tym turnieju, a już miałem chwile zwątpienia, znów wierzę w to, że Iga może być światową jedynką. Jest młodsza od każdej innej tenisistki ze ścisłej światowej czołówki o przynajmniej 2,5 roku. Przez 2,5 roku to można tak okrzepnąć, że … Albo jeszcze lepiej.
Dwie rzeczy z tego turnieju mi jeszcze utkwiły. Obecność i fantastyczny doping, i to na każdym meczu, przebywającej na zgrupowaniu w katarze Anity Włodarczyk. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego autentycznego i bezinteresownego zaangażowania w dopingowanie dużo młodszej i, w sumie, nieopierzonej jeszcze, przedstawicielki innej dyscypliny sportu, u tak wybitnego, de facto jednego z najwybitniejszych w całej historii naszego kraju, sportowca. Szacun, pani Anito.
No i na koniec. Iga w „mowie końcowej” powiedziała swoje o Ukrainie. Nie patrząc czy to tym wszystkim szejkom w smak czy nie. I tak trzymać. Sportowcy wojny nie wygrają. Ale ci najwięksi muszą wykorzystywać swoją pozycję, żeby nazywać rzeczy po imieniu. Skoro najważniejsi ludzie na świecie nie potrafią.
Jednym słowem drogi w Katarze przetarte. Teraz to już tylko poczekać na decyzję FIFA w sprawie walkoweru z Rosją, wygrać ze Szwecją i zdobywamy Dohę po raz drugi. Tyle, że na jesień, a nie w zimie.
Inne tematy w dziale Sport