Rzeczona tradycja może najstarsza na świecie nie jest, trwa bowiem dopiero 20 lat, ale za to na pewno jest nasza. Znaczy polska. Od dwudziestu lat, co igrzyska, bez żadnej przerwy, polscy sportowcy zdobywają olimpijskie medale. Wcześniej też je zdobywaliśmy, ale sporadycznie. Raz w roku 1956, dwukrotnie w 1960 i raz 50 lat temu w dalekiej Japonii. A potem była długa, mało sympatyczna, przerwa. Trwała lat 30. Do roku 2002-go.
Wtedy, dzięki Małyszowi, tę niechlubną passę przerwaliśmy. I od tego czasu szło nam z górki. Przede wszystkim dzięki skoczkom i Justynie Kowalczyk, ale nie tylko, bo przecież był i Sikora, i panczeniści.
Tej zimy wydawało się, że optymiści, również ci umiarkowani (do nich zaliczam na przykład siebie), mogą się srogo zawieść. No bo skoczkowie wypadali w PŚ jak przez okno, z short trackiem to różnie bywa (jak się zresztą wczoraj okazało, Chińczycy, kto wie czy nie inspirowani przez Koreańczyków, załatwili nas w tym temacie na cacy), a uznawać naszą alpejkę za faworytkę do medalu w slalomie gigancie, to jednak byłoby nadużycie. No wiec wyglądało to słabo. Tymczasem ledwie trzeci, a w zasadzie drugi, dzień igrzysk, a my mamy już medal w kieszeni!
Tym sposobem, co by się już w Pekinie nie stało, tradycja została podtrzymana. A wcale nie musi być tak najgorzej. Oczywiście jutro, w konkursie miksta, żadnych szans na medal nie mamy. Musiałoby chyba po jednym przedstawicielu z przynajmniej trzech, a może i czterech, i to konkretnych, reprezentacji połamać nogi. I to w pierwszej serii, bo w siedmiu skokach i tak uzyskają więcej punktów niż my w ośmiu. Ale już w sobotnich zawodach mężczyzn na dużej skoczni, zmobilizowani i niesieni dzisiejszym sukcesem (bo szóste miejsce Kamila to też jest ogromny sukces, jakby kto pytał) Kubacki i Stoch, jeśli warunki będą w miarę porównywalne, są w stanie skakać jeszcze lepiej niż dziś, a nieprzewidywalny Żyła, na którym dzisiejsze zawody i to, że w pierwszej serii Pan Puszczalski spuścił go w kanał, nie zrobiły, jak widziałem i śłyszałem, większego, a nawet żadnego wrażenia, ma cały czas potencjał, by nawet powtórzyć to, co zrobił rok temu na MŚ. Zakładając, że tak by się stało, to znaczy, ze na dużej skoczni poszłoby nam jeszcze lepiej niż dzisiaj, to nagle okaże się ,ze nasi znajdą w sobie motywację, i przede wszystkim siły, do walki również o medal drużynowy. I ten medal też nie jest wykluczony. Pod jednym warunkiem. Że w konkursie będzie skakał Wąsek i wiatr będzie pod narty. Tak myślę dzisiaj, ale po treningach na skoczni dużej moje myślenie może się zmienić.
Jest jednak druga strona medalu. Dzisiejszy i wszystkie ewentualne przyszłotygodniowe sukcesy mogą spowodować, że komuś w PZN może przyjść do głowy, żeby pozwolić dalej pracować z kadrą obecnemu sztabowi. I, co byłoby już swoistym kuriozum, na fali męskich sukcesów pozwolić zachować posadę, żeby nie napisać „nie wywalać na zbity pysk”, szkoleniowcowi kadry kobiet, któremu dwa lata wystarczyły na to, żeby tę kadrę nie tylko zupełnie rozbroić (czytaj doprowadzić do osiągania wyników na poziomie Mongolii tudzież, żeby nie było za bardzo wschodnio, Zambii), ale także, jak się słyszy, wewnętrznie skłócić. Na to pozwolić nie można.
Na koniec, bo tyle piszę, a o najważniejszym bym zapomniał. Wielkie brawa dla wszystkich naszych skoczków, ze szczególnym uwzględnieniem naszego eksportowego tria. Zrobić to, co zrobili dziś, mając za sobą taki garb i bagaż, z jakim przystępowali do dzisiejszych zawodów, potrafią tylko naprawdę wielcy mistrzowie. Kobajaszi był dziś nie do przebicia. Fettner miał dzień konia. Klimow, podobnie jak reszta Rosjan, od początku sezonu skacze na jakimś wspomaganiu. Ciekawe, że Pan Od Sprzętu, który tak szybko „wytropił” Polaków, przez trzy miesiące nie może dojść na jakim. Gdyby nie to, mielibyśmy dzisiaj przynajmniej dwa medale. Szkoda Żyły. Podejrzewam, że gdyby nie Sedlak, Polak walczyłby dziś być może, o medal. Zresztą. Stoch też, jak zwykle, w drugiej rundzie miał beznadziejne warunki.
Strasznie mnie ucieszyło, że medal zdobył właśnie Dawid Kubacki. To jest facet, który ma niesamowicie mocny mental. Przetrzyma wszystko. Wszystko jedno czy są to głupie śmichy z „fuksowatego” mistrzostwa świata czy z „oganiania się od much na belce”, czy z ciągłej, dotykającej go w tym sezonie, niezasłużonej krytyki. Niezasłużonej w tym sensie, że głównie należała się trenerom. Jak lekarz stawia mi błędną diagnozę, to stosując się do niej, nie mogę się przecież wyleczyć. No i skakał źle.
Kamilowi brązowy medal igrzysk dałby dużo mniej niż Dawidowi. Dlatego fajnie, że ten medal wywalczył dzisiaj Kubacki. I super, że w takim stylu.
Na koniec jeszcze taka oto wkrętka. Po pierwszej serii było możliwe, że przetrwa inna, dużo świeższa, zapoczątkowana w Seefeld, polska tradycja. Piotr Żyła zajmował po pierwszej serii 27-me miejsce. To by było, gdyby znów Polak, atakując z tej pozycji, zdobył na imprezie mistrzowskiej złoto. Tak się nie stało. Ale, w sumie, nic to. Kubacki nam to, jak dla mnie przynajmniej, zrekompensował.
Inne tematy w dziale Sport