Strasznie ciężko mi się na ten temat pisze, bo Kamil Stoch to jest ktoś przez naprawdę wielkie „K”. Sportowców wybitnych mieliśmy w Polsce, na przestrzeni mojego życia, sporo. Sportowców wybitnych o takim charakterze, kulturze bycia, takcie, geście czy wreszcie, co może najważniejsze, zasadach, dużo mniej. Któregokolwiek wybitnego polskiego sportowca nie wziąłbym na tapetę, to w zestawieniu z Kamilem Stochem wymięka. Przynajmniej u mnie. Do każdego się można o coś przyczepić. Do Kamila nie.
I taki ktoś, w momencie kiedy wszyscy życzyliby sobie, żeby był w najlepszej formie w życiu, żeby zakończył karierę mocnym, a najlepiej kilkoma mocnymi, akordami, przeżywa kryzys porównywalny jedynie z tym, co spotkało go sześć lat wcześniej za Kruczka. Wtedy jednak Kamil był w kwiecie sportowego wieku, mógł liczyć na wsparcie Małysza i na to, że PZN w końcu sprowadzi mu trenera, na jakiego zasługuje, co się zresztą stało. Dzisiaj, miesiąc przed ostatnimi igrzyskami Kamila w karierze i dwa miesiące przed, być może, jego ostatnią wielką imprezą światową, w której weźmie udział, 35-letni Stoch może liczyć tylko na siebie. Nikt w PZN nie ma pomysłu na cokolwiek, żadne plany B na wypadek niepowodzeń nigdy nie istniały i nie istnieją, a żaden poważny trener z klasą nie będzie ryzykował reputacją i nie przyjedzie „naprawić” Polaka w tak krótkim czasie.
Nie będę pisał w tej chwili o pozostałych Polakach, choć problem złego przygotowania do sezonu dotyczy każdego z nich. Ten tekst jest tylko i wyłącznie o Kamilu. I o tym, że to strasznie przykre, będąc zakochanym w tej dyscyplinie i w tym genialnym skoczku kibicem, patrzeć na to co dzieje się teraz z polskimi skokami i ich wizytówką, za którą od dokładnie 10-ciu lat Stoch przecież robi.
To nie to samo oglądać przegrany mecz ze Szwecją, czy nawet ze Słowacją, na ME, a patrzeć na to, jak w Turnieju, który rok temu pewnie wygrał, nasza ikona nie potrafi zdobyć choćby punktu. I jak na skoczni, na której dokładnie rok temu odniósł pucharowe zwycięstwo, mając, w przeciwieństwie do wielu rywali, bardzo dobry wiatr pod narty, zajmuje 59 miejsce w kwalifikacjach.
Długo starałem się trzymać nerwy na wodzy. Ale po dzisiejszych kwalifikacjach nie ma co się czaić. Sztab trenerski odejść w tej chwili nie może, bo to nie piłka nożna. Ale dzień po sezonie tych wszystkich panów w siedzibie związku ma nie być. Ich czas minął. Pozwolili na to, by największy skoczek minionego 10-lecia na świecie został dziś ośmieszony jak sztubak. Tego im wybaczyć się nie da i nie można.
Inne tematy w dziale Sport