Od dzisiaj będzie mniej danych statystycznych, a więcej pokonkursowych refleksji. Zobaczymy jak i czy się to na cokolwiek przełoży.
Mówi się, że w Oberstdorfie na pewno nie można wygrać Turnieju 4 Skoczni, ale można go tam spokojnie przegrać. W tegorocznej edycji powiedzenie to sprawdziło się najpierw, we wtorkowych eliminacjach, w stosunku do Timiego Zajca i Andreasa Wellingera. Po środowym konkursie dołączyli do nich, przede wszystkim, Kamil Stoch i Piotr Żyła. Ale również Manuel Fettner i Constantin Schmid. A ekstremalnie utrudnili sobie zadanie, czyniąc go możliwym do wykonania tylko teoretycznie, inni wielcy ostatnich lat tj. Johann Andre Forfang, Dawid Kubacki, Anze Lanisek, Peter Prevc, Daniel Andre Tande, a nawet Stefan Kraft. Praktycznie na wygraną w całym Turnieju, jeśli w którymś z pozostałych konkursów nie będzie jakiegoś, wywołanego warunkami, trzęsienia ziemi, szanse ma jeszcze tylko sześciu, niech będzie Eisenbichlerowi siedmiu, skoczków. Ósmy Daniel Huber notuje bowiem stratę do lidera rzędu 33pkt. To jest przepaść.
Napisałem do lidera, ale do szóstego skoczka zawodów w Oberstdorfie, bohatera wtorkowych treningów Lovro Kosa, Austriak stracił tych punktów prawie 20! Pozostało więc w grze, biorąc jednak dalej pod uwagę wspomnianego Niemca, 6,5 skoczka.
Jak wszyscy zdążyli chyba zauważyć, wczorajszym występem naszej ekipy specjalnie zbudowanym być nie można. Ani wczorajszym, ani przedwczorajszym zresztą, ale we wtorek skutkowało to tylko dla Stękały, który po raz 10-ty w karierze odpadł w pucharowych kwalifikacjach.
W środę najlepszym z naszych i jedynym, który zapunktował, był Kubacki. Zajął w konkursie 28-me miejsce. To najgorszy konkurs Polaków, jako drużyny, od sezonu 2014/15, gdzie w jednym z konkursów w Niżnym Tagile nasz dorobek był zerowy. Przy czym, na przykład, taki Kamil Stoch w tamtych zawodach nie startował. Wracając do Kubackiego, to zapunktował w Oberstdorfie po raz siódmy. Wszystkie pozostałe punktowania były znacznie w punkty obfitsze. Szczególnie pięć poprzednich. W trzeciej 10-tce zawodów Dawid znalazł się po raz okrągły. 45-ty dokładnie.
Dla Piotra Żyły brak punktów w Oberstdorfie to żadne novum. Już piąty raz kończy tu zawody bez zdobyczy punktowych. Tyle, że ostatni raz miało to miejsce 6 lat temu. Za Kruczka.
Kamil Stoch ostatni raz nie zdobył punktów w Oberstdorfie lat temu 12. Na miejscu 41-szym też tu raz wylądował. Pod koniec stycznia 2007 roku. W tamtym sezonie na Schattenberg Schanze rozegrano aż trzy konkursy. Dwa w miejsce tych na oberstdorfskim mamucie. Jeden z nich wygrał zresztą Małysz rozpoczynając swój wielki i udany pościg za Jacobsenem. Najsłabszy z Polaków w konkursie, i na dodatek bez punktów, Stoch też już był, w grudniu 2015 w Lillehammer na przykład, ale jest to jednak zjawisko, ze względu na swoją rzadkość, godne wzmianki.
Jakub Wolny i Paweł Wąsek też zawiedli, choć na tle Stocha i Żyły zaprezentowali się na pewno nieźle. Ale są to już duzi chłopcy i pucharowe punkty, skoro zdobywa je nawet Turek, powinny się ich trzymać, jak przystało na reprezentantów skokowego potentata, na okrągło. Tymczasem są rzadkie niczym… Daruję sobie.
Żeby nie było, że uważam, że nasi są najgorsi w stawce, to krótko o Koreańczyku Czoju. Czoj, żeby nie przedłużać, dalej świruje. Przepraszam. Śrubuje. Rekord zawalonych kwalifikacji śrubuje. Jak się to śrubowanie sensownie zaokrągli, to nie omieszkam poinformować. Trzymam rękę na pulsie.
A teraz już o tych lepszych. Lepszych od naszych. Zacznę od Turka Ipcioglu. Zdobył w środę pierwsze pucharowe punkty dla tego kraju. W serii finałowej bohatersko, rzutem na taśmę, wyprzedził go Kubacki i dlatego turecki skoczek nie może się jeszcze pochwalić w CV tym, że wygrał w konkursie ze wszystkimi zgłoszonymi do zawodów Polakami. Przy czym w sobotę kolejne zawody.
A teraz jeszcze o paru całkiem najlepszych.
Mój aktualny,od początku sezonu, faworyt do wszelkich tegorocznych trofeów, Rioju Kobajaszi, wygrał już w Oberstdorfie po raz trzeci w ciągu czterech lat. To już jego 40-te pucharowe podium. Zrównał się pod tym względem z Hannawaldem, ale jest już przed nim, bo ma od Niemca więcej wygranych konkursów. Liczbą zwycięstw zrównał się natomiast z Ammannem, Morgensternem i Prevcem, ale jest za nimi, bo ma na liczniku mniej drugich miejsc. Żeby awansować w tabeli wszech czasów najwybitniejszych konkursowych zwycięzców do czołowej 10-tki, musi albo raz wygrać (co wysforuje go na miejsce 9-te) albo być… 22 razy drugi. Wtedy wyprzedzi i Austriaka, i Słoweńca. Żeby wyprzedzić Szwajcara nie wygrywając konkursu, Japończyk potrzebuje jednego drugiego miejsca więcej niż w wypadku Morgiego. Środowa wygrana to był 135-ty kontakt Samuraja z Pucharem i jego setna zdobycz punktowa. I jeszcze , jako 37-my (z 36-ciu rywali Koudelkę od razu wyprzedził) w historii, przekroczył granicę 5000 pkt w karierze. A w ogóle to widać, że za tydzień możemy, pierwszy raz w historii, świętować fakt wygrania przez tego samego skoczka wszystkich czterech konkursów Turnieju 4 Skoczni dwukrotnie. Osobiście, jeśli Polacy mają skakać tak jak wczoraj, to jestem zdecydowanie za.
Zaimponować mógł w środę również Halvor Granerud. Jeśli jest ktoś, ktoś może Kobajasziemu pomieszać szyki w Turnieju, to na pierwszym miejscu widziałbym właśnie Norwega. I nie tylko dlatego, że w środę był drugi. Skacze od pewnego czasu tak, jakby chciał po skoku wypaść przez prawą burtę ograniczającą wybieg skoczni, ale skacze bardzo daleko i dobrze stylowo. A statystyki? Po Oberstdorfie bardzo okrągłe. 35 lokat w czołowej 10-tce, 55 razy w 20-tce, 75-krotnie zdobyte punkty. I na koniec 110 kontaktów z Pucharem Świata. Już w tej chwili obecny sezon jest drugim najlepszym w całej historii jego pucharowych startów.
Pierwsze pudło w sezonie i 15-te w karierze. To efekt oberstdorfskiego występu Roberta Johanssona. Było to też 130-te punktowanie Wikinga. Nie wydaje mi się, żeby mógł tegoroczny T4S zdominować, ale na czołową szóstkę końcowej generalki w obecnej dyspozycji na pewno go stać.
Skocznia w Oberstdorfie bardzo odpowiada Mariusowi Lindvikovi. W środę po raz kolejny mieliśmy na to dowód. Wiking po raz czwarty w karierze zajął w konkursie czwarte miejsce. W 80-tym kontakcie z PŚ. Nie zdziwiłbym się, gdyby w kolejnych konkursach T4S reprezentant Norwegii zajmował jeszcze wyższe pozycje niż w środę. Co zresztą w każdym z jego dotychczasowych startów w Ga-Pa, Innsbrucku i Bischofshofen miało miejsce. Jeszcze jedno. Lindvik dołączył w środę do skoczków, których pucharowy dorobek punktowy jest większy niż 2000 pkt. Takich gości jest 103-ch.
Karl Geiger padł na swojej skoczni ofiarą chorego od początku do końca przepisu pozwalającego sędziom na manipulowanie belką w czasie trwania poszczególnych serii. No i Niemcy znów w stresie, choć sześć punktów straty do Samuraja niczego jeszcze, w kontekście całego Turnieju, nie przesądza. W każdym razie konkurs w Oberstdorfie na pewno Geigera do przełamania 20-letniej turniejowej klątwy nie przybliżył. Wręcz przeciwnie. A sam Geiger, który po raz 10-ty w karierze zajął w I-ligowych zawodach miejsce 5-te, zaliczył dodatkowo 80-tą bytność w czołowej 10-tce. Ma też po środzie na liczniku 195 pucharowych podejść.
Pobił w Oberstdorfie rekord swojej krótkiej pucharowej kariery 22-letni Lovro Kos. W Wiśle wydawało się, że przebił sam siebie, a tymczasem minęło kilka tygodni i Słoweniec zajął jeszcze lepsze miejsce w konkursie. A przypomnijmy, że na treningach był jeszcze wyżej. Mimo wszystko nie wydaje mi się, żeby Kos był w stanie utrzymać taki poziom przez wszystkie konkursy Turnieju. Powinien się, moim zdaniem, skupiać na kolejnych zawodach, nie myśląc w ogóle o klasyfikacji generalnej Turnieju. Na sukcesy w całym Turnieju ma czas. Tym bardziej, że rywale do końcowej wygranej w tym roku wydają się wyjątkowo mocni. Dzięki środowemu wynikowi Kos przekroczył próg pierwszych stu punktów w karierze. Na dziś takich skoczków jest, wg moich obliczeń, 493-ch. Słoweniec z dorobkiem 132-ch oczek jest aktualnie na miejscu, ex aequo, 443-cim. Razem z dwoma rodakami Urbancem i Jekovcem oraz z nie tak dawno czynnym jeszcze Japończykiem Sakujamą.
No i proszę! Przez poprzednie trzy konkursy wydawało się, że Marcus Eisenbichler wpadł w dość głęboki i szeroki dołek, a tu patrz Pan. Cudownie się odnalazł. Co roku zresztą tak ma. Ni stąd, ni zowąd zaczyna skakać źle, a potem z takiego samego ni stąd, ni zowąd, bardzo dobrze. Przy czym 20 pkt straty na starcie to jest, tak czy siak, bardzo dużo.Siódme miejsce w zawodach zajął Niemiec po raz siódmy w karierze.
Jutro kwalifikacje, a w Nowy Rok konkurs w Ga-Pa. To może być dla naszych decydujący moment sezonu. Albo w prawo, albo w lewo. Albo coś się ruszy, albo sezon, jak to mówią Czesi, „do prdeli”. Choć pan Topór po Oberstdorfie już asekuracyjnie w Eurosporcie zapowiedział, żeby nie spodziewać się w Ga-Pa żadnych rewolucji.
Dopisek dotyczący Niemców na koniec. Skłaniałbym się ku opinii, że przyjdzie im przełożyć marzenia o wygranej w klasyfikacji generalnej Turnieju o kolejny rok. No i jako zespół wypadli chyba gorzej niż zakładał sobie Horngacher. Wellinger nie wszedł do konkursu, Freunda zdyskwalifikowali, Schmid poza serią finałową, Paschke też już bez szans na cokolwiek w generalce. Pewnie nie tak wyobrażał sobie austriacki szkoleniowiec tę inaugurację. Ale co ja się właściwie tak o nich martwię? Chcielibyśmy mieć takie problemy...
Inne tematy w dziale Sport