Męskiego finału tegorocznego US Open, przyznam się bez bicia, nie oglądałem. Wróciłem z weekendowych wywczasów co prawda przed 22-gą (nawet parę godzin wcześniej), ale o tej porze nie miałem siły nawet ruszyć powieką (choćby jedną), a co dopiero obie otworzyć i trzymać je cały czas otwarte.
No więc wstałem rano rześki i pełen ochoty do wszystkiego. Szczególnie do otwarcia komputera oraz nabycia, i to za darmo, informacji, która wydawała się oczywistą oczywistością. O tym, ze Novak Djokovic skompletował Wielkiego Szlema w jednym roku kalendarzowym oraz został samodzielnym liderem klasyfikacji wszech czasów w liczbie zdobytych tytułów wielkoszlemowych. Co by się akurat w tym wypadku przekładało na wielkoszlemowe oczko.
Otwieram „flashscore’a” i czytam: 4:6, 4:6, 4:6. Z pozycji Serba patrząc.
Humor mam na cały dzień z głowy. Nie, żebym jakoś specjalnie nie lubił Miedwiediewa. Ale mógł se chłop darować. Ja, na ten przykład, bym se na jego miejscu darował. Tym bardziej, żebym specjalnie nie musiał dużo w tym kierunku robić, bo gram w tenisa na poziomie przeciętnie uzdolnionego 12-latka.
Żarty żartami, ale wielka szkoda. Nole, mimo że co rusz udowadnia, że jest najlepszym tenisistą w historii, przynajmniej tej nowożytnej, ma przez całą karierę pod górkę z tym całym Zachodem, który taki strasznie demokratyczny, ale Słowianom (oprócz Rosjan, rzecz jasna) zawsze kłodę pod nogi w prawie każdej sprawie rzucić nie tylko umie, ale, i to nie dziwnym trafem, rzeczywiście rzuca. W sporcie, w tym w przedmiotowym tenisie, też zawsze byli równi i równiejsi. W ostatnich kilkunastu latach bez szczególnego wysiłku intelektualnego dało się zauważyć różnicę w traktowaniu Serba i pozostałych dwóch z trzech muszkieterów tenisa XXI wieku. Traktowaniu przez ATP, przez sędziów i, wreszcie, przez kibiców. Dwie święte krowy, jedna ze Szwajcarii, druga z Hiszpanii oraz czarna owca z Serbii.
Kontrastuje to trochę z tym co usłyszałem rano od kolegi, że amerykańska publika była wczoraj za Nole, ale jeśli nawet (co muszę jeszcze zweryfikować) tak było, to był to rzadki wyjątek od reguły. No a ponadto może rzeczona publika zdała sobie w końcu sprawę, że Djoko nie gra tą razą o czapkę gruszek.
Zasugerowałem w tytule, że szansa się nie powtórzy. I tego się będę trzymał. Novak Djokovic ma już skończone 34 lata. W następnych latach młodszy nie będzie. Nie odmawiam mu prawa do wyśrubowania rekordu świata wygranych Wielkich Szlemów nawet, a co mi tam, do okrągłych sztuk 25-ciu (przy czym jeśli ktoś w to z lekka wątpi, to go wcale nie potępiam). Ale 4-ch turniejów wielkoszlemowych w jednym roku to on już nie zdobędzie. Nigdy. I nad tym boleję. Byłby europejskim pionierem. I trzecim w tym względzie, po Donie Budge’u i Rodzie Laverze, tenisistą w historii. Trzecim, ale chyba najważniejszym. Bo co innego było zdobyć Klasycznego Wielkiego Szlema przed II wojną albo nawet 50 lat temu niż teraz. Póki co jednak, dwukrotny zdobywca Szlemowej Korony, Rod Laver, nie zwalnia tronu. I pewnie, w takiej sytuacji, parę dobrych lat jeszcze na nim posiedzi.
Inne tematy w dziale Sport