Mój, świętej pamięci, dziadek zwykł był mówić „Święta, Święta i po Świętach”. Na Święta Wielkanocne mówił to zaraz po tym, jak wrócił z rezurekcji (a był, pamiętam, na każdej, na której mógł być). No, ale on był ortodoksyjnym katolikiem, więc był w jakiś tam sposób usprawiedliwiony.
Ja ortodoksyjnym kibicem nie jestem. Dlatego w połowie igrzysk nie mówiłem, a tym bardziej nie pisałem, „igrzyska, igrzyska i po igrzyskach”, tym większe bardziej, że nie wyglądaliśmy wtedy najlepiej. Ale teraz igrzyska za nami, więc już tak pisać można. I nawet się zastanowić jak na nich wypadliśmy. Ale zanim o tym, to jestem stałym czytelnikom cyklu winien dwie krótkie uwagi dotyczące zamykającej olimpiadę niedzieli i polskich w niej występów. Ten ostatni dzień był tak w polskie starty ubogi, że można go zamknąć jednym akapitem. Miejmy to więc już z głowy.
Tak jak się spodziewałem, ani maratończycy, ani kolarze torowi w postaci Darii Pikulik, kariery na igrzyskach dzięki startowi w niedzielę nie zrobili. Nasz dzisiejszy kolarski rodzynek może się tłumaczyć tym, że jej nieudany występ wynikał z kraksy, w której wzięła udział i po której musiała się wycofać. Zawsze to jest jakieś, lepsze lub gorsze, ale wytłumaczenie. Marcin Chabowski takiego wytłumaczenia dać nie może, chociaż też się w trakcie zawodów wycofał. Nie ukończył maratonu. Ukończyli go dwaj inni Polacy, ale zajęte przez nich lokaty szału nie wzbudzają. Adam Nowicki zajął pozycję 38-mą, Arkadiusz Gardzielewski 63-cią.
W ten sposób, licząca 211 zawodniczek i zawodników, polska reprezentacja zakończyła swój udział w rozgrywanych w Tokio na przełomie lipca i sierpnia roku pańskiego 2021 Letnich Igrzyskach Olimpijskich AD 2020.
Zdobyliśmy na tej olimpiadzie 14 medali. 4 złote, 5 srebrnych i 5 brązowych.
Dokonajmy małej reasumcji i wymieńmy jeszcze raz tych wszystkich polskich sportowców, którzy przyczynili się do zdobycia przez Polskę przynajmniej jednego oczka w tabeli punktowej. Szczerze pisząc to nie wiem czy taka klasyfikacja jeszcze istnieje i czy jakieś oficjalne gremium ją prowadzi. Kiedyś, jak jeszcze interesowałem się igrzyskami na poważniej, to istniała i była prawie tak ważna jak klasyfikacja medalowa. Wliczało się do niej wszystkie miejsca od pierwszego do ósmego zajęte przez sportowców danego kraju. Za miejsce pierwsze przyznawano 8pkt, za drugie 7 itd. Za ósme był jeden punkt. No więc chcę dzisiaj uhonorować tych wszystkich naszych reprezentantów którzy, wszystko jedno czy ta klasyfikacja była w Tokio prowadzona czy nie, znaleźli się w którejś z rozgrywanych konkurencji na miejscach 1-8.
Oto lista:
Medale złote:
1. lekkoatletyka rzut młotem (Anita Włodarczyk)
2. lekkoatletyka rzut młotem (Wojciech Nowicki)
3. lekkoatletyka chód 50km (Dawid Tomala)
4. lekkoatletyka sztafeta mieszana 4 x 400m (Natalia Kaczmarek, Justyna Święty, Iga Baumgart, Małgorzata Hołub, Dariusz Kowaluk, Karol Zalewski, Kajetan Duszyński)
Medale srebrne:
1. wioślarstwo czwórka podwójna (Agnieszka Kobus-Zawojska, Marta Wieliczko, Maria Sajdak, Katarzyna Zillmann)
2. kajakarstwo K2 500m (Karolina Naja, Anna Puławska)
3. żeglarstwo klasa 470 (Agnieszka Skrzypulec, Jolanta Ogar)
4. lekkoatletyka rzut oszczepem (Maria Andrejczyk)
5. lekkoatletyka sztafeta 4x400m (Kaczmarek, Baumgart, Hołub, Święty, Anna Kiełbasińska)
Medale brązowe:
1. zapasy waga do 65kg (Piotr Michalik)
2. lekkoatletyka rzut młotem (Malwina Kopron)
3. lekkoatletyka bieg na 800m (Patryk Dobek)
4. lekkoatletyka rzut młotem (Paweł Fajdek)
5. K4 500m (Naja, Puławska, Justyna Iskrzycka, Helena Wiśniewska),
Czwarte miejsca:
1. wioślarstwo czwórka podwójna (Dominik Czaja, Wiktor Chabel, Szymon Pośnik, Fabian Barański),
2. kajakarstwo C1 200m (Dorota Borowska),
3. kajakarstwo K1 200m Marta Walczykiewicz,
4. taekwondo kat.+67kg (Aleksandra Kowalczuk)
5. wspinaczka sportowa (Aleksandra Mirosław)
Piąte miejsca:
1. kajakarstwo górskie C1 (Klaudia Zwolińska)
2. pływanie 100m delfinem (Jakub Majerski)
3. pływanie 50m kraulem (Katarzyna Wasick)
4. lekkoatletyka sztafeta 4x400m (Kowaluk, Zalewski, Duszyński, Jakub Krzewina, Mateusz Rzeźniczak)
5. siatkówka – męska reprezentacja
6. szpada drużynowa (Renata Knapik-Miazga, Ewa Trzebińska, Aleksandra Jarecka)
Szóste miejsca:
1. wioślarstwo czwórka bez sternika (Maria Wierzbowska, Olga Michałkiewicz, Monika Chabel, Joanna Dittmann)
2. pływanie 200m grzbietem (Radosław Kawęcki)
3. żeglarstwo klasa RS:X (Piotr Myszka)
4. lekkoatletyka skok o tyczce (Piotr Lisek)
5. kolarstwo torowe Madison (Daria i Wiktoria Pikulik)
6. tenis mikst (Iga Świątek, Łukasz Kubot)
Siódme miejsca:
1. judo (Julia Kowalczyk, Agata Ozdoba-Błach),
2. wioślarstwo czwórka bez sternika ( marcin Brzeziński, Mikołaj Burda, Michał Szpakowski, Mateusz Wilangowski)
3. kajakarstwo C2 1000m (Wiktor Głazunow, Tomasz Barniak)
4. lekkoatletyka rzut młotem (Joanna Fiodorow)
5. podnoszenie ciężarów waga do 96kg (Bartłomiej Adamus)
6. podnoszenie ciężarów waga do 109kg (Arkadiusz Michalski)
7. zapasy kat. 53 kg (Roksana Zasina)
8. zapasy kat. 65kg Murad Gadżijew
Ósme miejsca:
1. koszykówka 3x3 (Michael Hicks, Przemysław Zamojski, Szymon Rduch, Paweł Pawłowski)
2. lekkoatletyka bieg na1500m (Michał Rozmys)
3. pływanie 200m delfinem (Krzysztof Chmielewski)
Jak ktoś mi umknął, to bardzo przepraszam, a czytelników proszę o zasygnalizowanie mi tego faktu. Natychmiast jak się o tym dowiem - uzupełnię.
Oczywiście miejsce miejscu nierówne. To raz. Dwa, że są sportowcy, których na tej liście nie ma, a za to, co zrobili w Rio też należą im się duże słowa uznania. No i trzy. Pewna grupa osób, która na liście jest, nawet jeśli nie uznamy, że totalnie zawiodła, to na pewno nie spełniła pokładanych w nich oczekiwań. No i mamy jeszcze punkt czwarty. Tych, których tu nie ma. Tych też bym podzielił. Na takich do których nie można mieć pretensji i na tych, do których można. I tu znów dwie podgrupy. Pierwsza – pretensje małe. Druga - pretensje duże.
Powiem tak. Tych, do których można mieć jakiekolwiek pretensje zostawiam na żer redakcyjnym hienom. Ja będę podsumowywał tylko te dobre strony medalu. W zasadzie to kilkanaście wybranych. Wg własnego uznania. Nie będę się rozwijał nad każdym zajętym punktowanym miejscem. Nawet nad każdym medalem. Robiłem to w konkretnych odcinkach cyklu. Teraz tylko o najlepszych, których wyniki uważam za wybitne albo takie które dają duże nadzieje na przyszłość. Dziesięcioro takich osób lub grup osób sobie wybrałem. W zdecydowanej większości przypadków nie jestem zresztą specjalnie oryginalny.
Zaczynamy oczywiście od Anity Włodarczyk. Polka została mistrzynią olimpijską po raz trzeci z rzędu. I po raz trzeci z rzędu zrobiła to w sposób nie podlegający dyskusji (tę dopingowiczkę z Rosji w Londynie oczywiście pomijam). Co to za wyczyn niech świadczy fakt, że na trzeci olimpijski laur miało chrapkę pięć pań. Jamajska sprinterka, chorwacka dyskobolka, nowozelandzka kulomiotka, czeska oszczepniczka i polska młociarka. Tylko Włodarczyk wraca z Tokio ze złotem. A, jak wiemy, łatwo nie miała. Dwie operacje, rozstanie z trenerem i nagonka dużej grupy „kolegów” z reprezentacji. Chapeau bas.
Wojciech Nowicki po raz pierwszy zwyciężył w zawodach klasy mistrzowskiej i od razu trafiło na igrzyska. Z Nowickim i z Fajdkiem to prawie jak z Małyszem i Stochem. Małysz, jak Fajdek, wygrał 4 razy MŚ. Nowicki poszedł drogą Stocha. Wygrywa igrzyska. W wielkim stylu. Przecież on miał w Tokio sześć rzutów ponad 81m! Muszę przyznać, że dużo bardziej, w chwili kiedy rywal zdobył olimpijskie złoto, podobało mi się zachowanie Adama Małysza niż Pawła Fajdka. Małysz się z tego, pamiętam autentycznie cieszył. A Fajdek jak Szurkowski, kiedy złoto wywalczał Janusz Kowalski. Bolał nad tym, że nie wygrał on i tym cały czas podczas wywiadu epatował. Mimo, że jeden i drugi (Fajdek i Szurkowski znaczy) zdobyli medale!
Niesamowity i sensacyjny wynik Dawida Tomali pozwala wierzyć ,że sport dalej potrafi być nieprzewidywalny. Złoto dla gościa, który drugi raz w życiu szedł 50km! Wygrał po amerykańsku. Po prostu kompleksy zostawił na starcie w torbie ze sprzętem. Zaryzykował, poszedł od początku jak burza, a potem to wytrzymał. Spodziewam się, że teraz, być może aż do Paryża, może mieć z górki. Chód maja skrócić do 35km. A jemu w to, jak sam zresztą deklaruje, graj. Widać było, że ostatnie kilometry Polak przeszedł siłą woli i napędzany tym, że zdecydowanie prowadzi. Teraz nie będzie już ich musiał chodzić w ogóle.
Sztafety 4x400m. Można sobie tam mówić co się chce, ale na pewno trzeba te dziewczyny i chłopaków cenić za jedno. Wycisnęli z tych igrzysk co się dało. A może nawet dużo więcej. Przecież żadne z nich, może poza Natalią Kaczmarek, która taki potencjał miała, nie miało w Tokio najmniejszych szans na finał indywidualny. A co z Japonii w sztafetowym zakresie przywieźliśmy? Ja rozumiem, że Amerykanie nie wystawili w mikście najsilniejszej drużyny. Ale kogo to obchodzi? Trzeba było wystawić. Jakieś powody mieli. Może wiem jakie, ale nie powiem? A ponadto. Może gdyby wystawili nie wygraliby obu sztafet jednopłciowych?
Pierwszy w polskiej historii medal w żeglarskiej klasie 470 zdobyły Agnieszka Skrzypulec i Jolanta Ogar. To raz, a dwa w jakim stylu go zdobyły. Wygrały trzy wyścigi, ale w taki sposób ,że do tej pory nie rozumiem, czemu nie są mistrzyniami olimpijskimi. No i ten fantastyczny atak na dosłownie ostatnim zwrocie i wyprzedzenie mistrzyń olimpijskich pozwalające wyjść w generalce przed Francuzki i dające w efekcie srebro. Jedna rzecz jest w związku z tym duetem smutna. Chodzą słuchy, ze kończą karierę. Szkoda, bo dzięki nim po raz pierwszy od 25-ciu lat, znów dostrzegłem urok żeglarstwa.
Teraz o naszej jedynej pozalekkoatletycznej multimedalistce Karolinie Nai słów parę. Poprowadziła w Tokio do medalu dwie nasze osady. Niektórym przypomnę, a niektórych poinformuję, że wcześniej, w Londynie i Rio, wywalczyła już dwa brązy w dwójkach. To w ostatnich 10-ciu latach prawdziwy motor napędowy polskich kajaków. Szkoda, że takich sportowców brakuje paru innym dyscyplinom. Gdybyśmy mieli takie Naje np. w sportach walki czy konkurencjach szermierczych, to kto wie z jakim dorobkiem wracalibyśmy z Japonii.
To, czego przez ostatnie kilka czy, niech będzie, kilkanaście miesięcy dokonał Patryk Dobek, przechodzi ludzkie pojęcie. Lekkoatletyczne 800m to nie jest jakaś waga +76 w ciężarach kobiet albo, nie żebym miał coś przeciwko, drużynowy floret. Tu jest konkurencja prawie taka jak w sprincie. I ten gość, biegając całe życia 400m płotki, po kilku miesiącach treningów, robi życiówkę 1.43,73 a na igrzyskach przegrywa tylko z dwoma rodakami Kipketera i Rudishy. To jest jakiś kosmos! Aż się boję pomyśleć, co ten facet zaserwuje nam w przyszłym sezonie.
Maria Andrejczyk. Po takich perypetiach, jakie przez ostatnie lata przeszła można tylko się dziwić jak w ogóle było ją stać najpierw na rzucenie najdalej w tym roku na świecie, a potem, po kilkumiesięcznej walce z kontuzją, na powrót w bardzo dobrym stylu i tytuł wicemistrzyni olimpijskiej. Trzeba jej życzyć jednego. Żeby ten jej nieszczęsny bark się uspokoił i ustatkował. Jeśli to zrobi, Maria Andrejczyk może nam przysporzyć jeszcze znacznie więcej radości niż to zrobiła w maju i w Tokio.
Wydaje mi się, że stosunkowo bez echa przeszły bardzo dobre wyniki kilkorga naszych młodych pływaków. Myślę tu głównie o Jakubie Majerskim, Krzysztofie Chmielewskim i 15-letniej Laurze Bernat. I myślę też, że w Paryżu ci wszyscy fani pływania, którzy od lat z utęsknieniem wypatrują następców Jędrzejczak, w końcu się ich doczekają.
Last but not least. Aleksandra Mirosław. To, co ta dziewczyna potrafi w swojej koronnej konkurencji wspinaczki sportowej, zwanej z angielska speedem, to jest wręcz niewyobrażalne. W tym roku we wspinaczce liczyła się suma punktów z trójboju, więc Polka, słaba w pozostałych dwóch konkurencjach, medalu nie zdobyła, ale za trzy lata medale będzie się przyznawać za poszczególne konkurencji wspinaczki sportowej. No to ja dla naszej reprezentantki konkurencji żadnej, przynajmniej w tej chwili, nie widzę.
Tak by to było pokrótce. Bez zbędnego filozofowania.
I na koniec jedna rzecz, którą powiedzieć trzeba. Nigdy więcej takich Mistrzostw Olimpijskich jak w Tokio! Mistrzostw bez kibiców. Podziwiam tych sportowców. Skąd oni brali jakąkolwiek motywację podczas tych wszystkich meczów, biegów, skoków i wszelkich innych rywalizacji?
Nie wiem jak Wy, ale ja już takiej imprezy oglądać nie chcę. Przecież ta cała rywalizacja zupełnie traci jakikolwiek sens! Cztery czy nawet pięć lat przygotowań, maksymalnych wyrzeczeń, treningu często w chłodzie i deszczu, żeby mógł nas oglądnąć sędzia liniowy i chłopak do podawania piłek?
Veto! Nie zgadzam się!
Inne tematy w dziale Sport