Jak napisał, choć może z innej okazji, współczesny klasyk: „Długośmy na ten dzień czekali”.
Ale w końcu przyszedł. Polska, po ośmiu dniach igrzysk, doczekała się wreszcie olimpijskiego złota. Wybiegała go nasza sztafeta mieszana 4x400m w składzie: Justyna Święty, Natalia Kaczmarek, Karol Zalewski, Kajetan Duszyński, Iga Baumgart, Małgorzata Hołub-Kowalik i Dariusz Kowaluk. Wymieniam siedmioro, choć w dzisiejszym finale startowała tylko pierwsza czwórka. Ale tytuł mistrza olimpijskiego i medal przysługuje również tym, którzy biegali w biegach eliminacyjnych. Zresztą. Kto wie jakby to było, gdyby nie biegali. Nie musiało by być wtedy wcale złota. Dlatego nie tylko formalnie, ale również chcąc być w zgodzie z rzeczywistością, należy ich traktować jak pełnoprawnych zwycięzców igrzysk. Mimo, że dzisiaj nie biegli. Ja mam szczególny powód do dumy, bo jedna z mistrzyń, Justyna Święty konkretnie, jest z mojej wsi. To już drugie złoto olimpijskie w historii Raciborza. Mam nadzieję, że na kolejne nie będę musiał czekać tak długo jak na drugie. O pierwszym nie wspominając. Poza tym odnotowuję to złoto bez zbędnej podniety, choć to co zrobił ten nasz Golden Boy na ostatniej zmianie, to nie jest takie częste do oglądania. Dmuchając na zimne, napiszę też tak. Zupełnie nie kupuję argumentu potencjalnych prześmiewców naszego złotego medalu, że jest to nowa, sztucznie wymyślona, konkurencja i tylko dlatego mamy złoty medal. Spójrzcie, drodzy sceptycy, ile medali w tego typu, wymyślonych naprędce, dużo bardziej abstrakcyjnych konkurencjach zdobywają inne państwa. Dzisiaj rano widziałem, na przykład, jak były jakieś mieszane konkurencje judoków. I my się mamy martwić, a jeszcze lepiej: biczować, bo żeśmy „nowy” medal zdobyli? Naprawdę nie ma się czego wstydzić. Wręcz przeciwnie. Już nie pisząc o tym, że pięknie było patrzeć jak lejemy Amerykanów. Że o rodakach Timmermansa nie wspomnę. Po tym, co zobaczyłem wczoraj i dziś, myślę, że mamy realne szanse na jeszcze jeden medal w sztafecie. Tym razem żeńskiej. Szkoda tylko, że Golden Boy nie może wystartować indywidualnie w biegu na 400m (jak może to się strasznie cieszę, ale myślę, że wątpię). Chyba bowiem nikt go do czterystu metrów indywidualnie nie zgłosił. Albo nie zrobił minimum. Jakoś tak, w każdym razie.
Nie przyniósł nam ten ósmy dzień drugiego medalu. Nie przyniósł, bo sędziowie zmuszeni byli zdyskwalifikować Piotra Myszkę w biegu finałowym po tym, jak popełnił falstart. Trochę się dziwię. Facet ma 40 lat, pływa w regatach przynajmniej od 25-ciu. Na najwyższym poziomie pływa. I nie w zawodach o Puchar Sołtysa Wąchocka. Rozumiałbym, gdyby był juniorem. Rozumiałbym też gdyby juniorem nie był, a to były każde inne zawody. Ale to był, kurwa, finałowy wyścig o olimpijski medal. Wyścig, który decydował ostatecznie o tym czy go zdobędzie, czy nie. Najważniejszy wyścig w jego życiu! Zresztą. Podobny taki wyścig, pięć lat temu w Rio, przegrał. Miał doświadczenie. Więc tym bardziej.
I on sobie robi falstart. I jeszcze próbuje winić o tę porażkę sędziów. No przepraszam. Sędziów to można winić tylko wtedy, jak tego falstartu nie było. I to, jak się tak uważa, trzeba sprawdzić. I wtedy, jeśli się ma rację, to oczywiście zasadnie żądać powtórzenia wyścigu. Ale ten falstart chyba jednak był, skoro nikt protestu nie składa. A jeżeli falstart był, to Piotr Myszka jest naprawdę mało rozgarnięty. No chyba, że oglądał wczorajsze zawody lekkoatletyczne i myślał, że jak Amerykanom wolno postępować wbrew regulaminowi, to Polakom tym bardziej, a przynajmniej też. No to już teraz wie, że się mylił. Szkoda tylko, że przez jego totalną niefrasobliwość, że się tak bardzo eufemistycznie, jak myślę, wyrażę, stracił nie tylko szanse na medal, ale sam medal wręcz. Bo tak się w tym wyścigu ułożyło, że nie tylko jego zdyskwalifikowano. Zdyskwalifikowano też Włocha i Francuza, którzy przed ostatnim wyścigiem byli przed nim. Gdyby się tak strasznie nie wyrychlał na starcie, to nawet przy słabym surfowaniu w finale, zdobyłby srebrny medal. I ten nasz żałosny, jak dotąd, dorobek byłby w tamtym momencie o 100% większy. Bo to rano było. Żeby już tego wątku nie przedłużać, to dodam, że Piotr Myszka skończył te igrzyska na miejscu szóstym.
Szkoda, ze medalu nie wypływał nam tej nocy na 100m motylem Jakub Majerski. Dużo nie brakowało. Do brązu, bo złoto i srebro poza zasięgiem. Polak był piąty i pobił rekord Polski (50,92). Również z piątym czasem, tyle że półfinałów, awansowała do jutrzejszego finału 50m kraulem Katarzyna Wasick. Na tym samym dystansie u mężczyzn finału nie osiągnął Paweł Juraszek. Zabrakło coś koło 0,06s.
Przyzwoite, bo siódme, miejsce zajął w swojej wadze sztangista Bartłomiej Adamus. Przy czym osiągnięty wynik mógł być chyba lepszy, bo rekordy życiowe ma znaczniejsze niż to, co pokazał w Tokio.
Dobrze wypadli w dzisiejszych eliminacjach, w zdecydowanej większości, startujący w nich nasi lekkoatleci. W zasadzie zawiódł tylko Paweł Wojciechowski, który odpadł w tyczce na 5,50. Tyle to skakał 45 lat temu w Montrealu Tadek Ślusarski. A Wojciechowski AD’21 nie potrafi. Robert Sobera zaliczył 5,65, ale dalej nie skakał. Przeszkodziła mu kontuzja. Psim swędem wszedł do finału Piotr Lisek, który zarówno 5,65 jak i 5,75 skoczył w trzecich próbach. Ale to jest dobry prognostyk. 10 lat temu jeszcze większym psim swędem wszedł do finału wspomniany Wojciechowski, a potem został mistrzem świata. Dużo lepiej od tyczkarzy spisali się nasi 800-metrowcy. Mateusz Borkowski był w swoim przedbiegu drugi, a Patryk Dobek trzeci. Obu zobaczymy w półfinałach. Podobnie jak Pię Skrzyszewską i Klaudię Siciarz na wysokich płotkach. Pierwsza weszła do półfinału bezpośrednio (była trzecia), druga z czasem. W półfinale pobiegnie też, na niskich płotkach, Joanna Linkiewicz. Polka była w swoim biegu czwarta i awansowała bezpośrednio. Przy okazji bijąc życiówkę (54,93s). Niestety po południu odpadła z rywalizacji na 800 m Joanna Jóźwik. Była piąta w swoim biegu, a to okazało się zdecydowanie za mało, by wejść do decydującej rozgrywki. Tak to jest jak takie kurewskie organizacje jak MKOl pozwalają półchłopom startować razem z kobietami. 5 lat temu, w Rio, Polka była w nie dość, że życiowej, to jeszcze fantastycznej formie. I co z tego? Pozwolono startować różnym Semenyom, które pokradły medale (wszystkie) normalnym kobietom i teraz Jóźwik, zamiast srebrnego medalu olimpijskiego na ścianie, ma nocnik w szafie, co to se może do niego rękę wsadzić. Tym bardziej, że po Rio przyszło pełno kontuzji i ta forma sprzed pięciu lat se już ne vrati. I jakie to ma znaczenie, z punktu widzenia Jóźwik, że teraz obowiązują już rozsądniejsze w tej mierze przepisy? Ukradłeś jej olimpijski medal i olimpijską emeryturę, panie Bach!
Wracamy do Tokio. Jeźdźcy WKKW reprezentują nas na tych igrzyskach jak zawsze, czyli na zasadzie „liczy się udział”. Kiedyś tam ustalono, że nie mamy szans nawiązać walki z konnymi potęgami i oni się tego trzymają.
Dla odmiany u naszego golfisty status quo. Przepraszam. Nie jest już 54-ty, a 46-ty.
Dostosowała się do pozostałych strzelców Aneta Stankiewicz i nie awansowała w swojej konkurencji, karabinie w 3-ch postawach, do finału. Skonczyła 16-ta.
Odpadli w repasażach nasi siatkarze plażowi Łosiak-Kantor. Jak ich tak w kilku meczach oglądałem, to wydaje mi się ze w olimpijskiej formie to chyba nie byli.
Zofia Klepacka nie poprawiła swojego 9-go miejsca w finałowym wyścigu żeglarskiej klasy RS:X. A powinna, bo nawet prowadziła. Na metę przybyła jednak w środku 10-osobowej stawki.
Nasza męska dwójka w klasie 49er popłynęła tak jak wczoraj. Raz wspaniale (wygrali) i dwa razy słabiutko (15-te i 17-te miejsce). Skutkiem czego przed finałem plasują się na miejscu 9-tym.
Damska osada w klasie 49erFX skrewiła we wszystkich trzech dzisiejszych wyścigach (20,18,19). W efekcie zakończyła rywalizację na igrzyskach na miejscu 15-tym. Na 21 załóg.
Dzięki złotemu medalowi naszych lekkoatletów odnotowaliśmy niewiarygodny awans w klasyfikacji medalowej. Jesteśmy teraz na miejscu 30-tym w otoczeniu niby bardziej cywilizowanych sąsiadów niż przedtem. Tyle samo zdobyczy medalowych co my mają bowiem Szwecja, Norwegia, Słowacja i Tunezja.
Zobaczymy jak to będzie wyglądać jutro.
Inne tematy w dziale Sport