Jak zaczniemy od tych mniej miłych newsów, to na koniec zostaną te lepsze. Więc spróbujmy w ten sposób.
Obiecałem sobie, bo przecież nie koszykarzom 3x3, którzy mnie tu nie czytają, że po ich zwycięstwie nad Rosją będę, w razie ich złych występów w kolejnych meczach, oszczędny w krytyce. No to jestem. Nie będę się długo rozwijał, napiszę krótko. Byli w stawce najsłabsi, a już na pewno najmniej inteligentni, i zasłużenie nie ma ich w walce o medale.
Szpadzistki, mimo że w I rundzie drużynówki nie trafiły na żadnego potentata, przegrały z Estonią i medale też nie dla nich. Tylko czekać jak na następnych igrzyskach przegrają z Zimbabwe. Jeśli to będzie w stanie kupić jakiś floret, przepraszam: szpadę, i wystartować.
Maja Włoszczowska zakończyła swoją przygodę z igrzyskami. Szkoda, ze w takim stylu. Zasłużyła na lepsze pożegnanie. No ale sama sobie winna.
Zdecydowanie przegrała swój bokserski pojedynek II rundy Karolina Koszewska.
Status quo u żeglarek w klasach Radial i 49erEX. Status quo, czyli odległe lokaty.
Hubert Hurkacz dobił do Igi Świątek i Magdy Linette. Przy czym odnoszę nieodparte wrażenie że, wziąwszy pod uwagę z kim przegrał, zawiódł zdecydowanie bardziej od Igi. Nie powiem, ze nie chciał wygrać. Ale on naprawdę był dziś słabszy od 143-go w rankingu ATP rywala.
Teraz te trochę przyjemniejsze wieści. W miarę dobrze idzie nam w siatkówce plażowej. To znaczy parze Fijałek/Bryl dobrze idzie. Wygrała dzisiaj swój drugi mecz w grupie i ma już dwa zwycięstwa. Druga para, Łosiak/Kantor, przegrała z Niemcami i jutro powalczy o być albo nie być w turnieju.
Rano wydawało się, że za sprawą Agaty Błach możemy mieć medal w judo. Wygrała przez ippon z Japonką i awansowała do ćwierćfinału. Tutaj, niestety, powtórzyła się sytuacja jej koleżanki z wczoraj. Porażka w ćwierćfinale, potem w repasażu i po herbacie. Siódme miejsce.
Ósma, ostatnia w finale, pozycja w stawce mikstów strzelających z karabinu pneumatycznego dla Anety Stankiewicz i Tomasza Bartnika. Szkoda, bo w eliminacjach wyglądało to znacznie optymistyczniej.
No i teraz trzy najlepsze wieści. Po kolei.
Nasza kajakarka górska, Klaudia Zwolińska, zajęła w swej konkurencji 5-te miejsce. Gdyby w czasie finałowego przejazdu dwukrotnie nie dotknęła tyczek, czy jak to się tam nazywa, to miałaby medal. Chyba nawet złoty. Ale dotknęła. Tak czy siak jest to, na ten moment, najlepszy polski wynik na igrzyskach. Tak więc brawo!
Bardzo dobrze spisał się w półfinale wyścigu na 200m delfinem nasz 17-letni pływak Krzysztof Chmielewski. Uzyskał szósty czas i popłynie, chyba w nocy, w finale. Oczywiście, żeby nam nie było za dobrze, to męska sztafeta 4x200 kraulem przypłynęła w półfinale ostatnia, 30m po wszystkich.
No i wiadomość sprzed chwili. Aleksandra Kowalczuk przegrała w taekwondo bezpośrednią walkę o brąz. Wylądowała na miejscach 5-6. Czyli wyrównała wynik Zwolińskiej. Szkoda, że niema tego medalu, bo jutro od rana byłby jakiś punkt zaczepienia.
Podobno, tak mówią, na igrzyskach liczą się tylko medale. Najbardziej złote. Więc w sumie dalej bryndza. Ale lepiej, uważam, że są dwa piąte miejsca w dorobku niż jakby ich nie było.
Co nie przeszkadza na konstatację, że w tabeli medalowej jesteśmy po dzisiejszym dniu na pozycji, ex aequo oczywiście, numer 55. Co ciekawe, jesteśmy w towarzystwie dość sporej liczby krajów europejskich. Wymieniam, żeby nie było. Kolejność przypadkowa. Monako, Portugalia, Finlandia, Albania, Słowacja, Mołdawia, Islandia, San Marino, Bośnia, Macedonia, Litwa, Grecja, Luksemburg, Malta, Szwecja, Irlandia, Białoruś, Łotwa, Liechtenstein, Andora i Haiti. Aha. Haiti nie, bo to, w przeciwieństwie do Izraela i Azerbejdżanu, nie Europa.
Głowa do góry! Nie jest tak źle! A od jutra ma być lepiej. Tak słyszałem.
Inne tematy w dziale Sport