W piątek wyglądało na nieoczekiwaną zmianę miejsc w polskiej kadrze. I na to, że Stoch zwyczajnie może nie skakać na MŚ w Oberstdorfie. Chyba, że pojedziemy do Oberstdorfu w szóstkę. W sobotę, na chwilę, wszystko wróciło do normy. A w niedzielę mieliśmy powtórkę z rozrywki. Czyli z piątku. I tak nie wiem do końca. Śmiać się czy płakać. Czy Stękała to ten Stękała z piątku czy z niedzieli? Stoch to ten z soboty czy piątku i niedzieli? Murańka w rzeczywistości skacze tak jak w piątek i niedzielę czy tak jak w sobotę? Czy Zniszczoł rzeczywiście jest taki słaby czy zwyczajnie miał cały czas pecha?
Strasznie nie lubię Willingen. Tam, jak sięgam pamięcią, prawie nigdy nie było sprawiedliwego konkursu. Zawsze jakieś niestworzone historie i niesamowite numery. Nie jeden tracił tam rytm, a że często zawody odbywały się tuż przed imprezami mistrzowskimi, to i na tych imprezach też już dobrze nie wypadał.
W tym roku, na szczęście, po loterii w Willingen jest jeszcze parę konkursów, choć usytuowanie zawodów w najbliższy weekend w Klingenthal zakrawa na zagranie z serii „z deszczu pod rynnę”. Albo i lepiej. Jeśli jest na świecie skocznia bardziej niesprawiedliwa niż ta w Willingen, to z pewnością kandydatem numer jeden jest obiekt z byłej NRD. Oczywiście w żaden sposób nie chciałbym się między najbliższym piątkiem i niedzielą przekonać, że mam stupocentową rację. Więcej. Nie chciałbym się przekonać, że mam rację chociaż w jednym procencie. Ale w Klingenthal zawsze, jak pamiętam, jest tak jak… w Willingen. Albo, ewentualnie, znacznie gorzej. Dlatego każdy jeden konkurs rozegrany tam w normalnych warunkach trzeba traktować jak bonus dla kibiców. Miejmy nadzieję, że takich zawodów w najbliższym tygodniu się doczekamy.
Covid wyciął z rywalizacji w Willingen całą rodzinę Prevców. I nie po raz pierwszy okazało się, że wcale nie tak łatwo ich zastąpić. Mimo, że od kilku dobrych lat daleko im, szczególnie najstarszemu i najmłodszemu, do swojej najlepszej formy. Rozpowszechniane przez niektórych ich rodaków pogłoski o bardzo znikomej przydatności kranjskiego tria dla słoweńskich skoków, już po raz któryś tam, okazały się jednak z lekka przesadzone.
Tymczasem wróćmy do statystyk. Wg reguł wyznaczonych w pierwszym odcinku serialu. Zaczynamy.
• Klasyczny ranking punktowy wszech czasów
1. W pierwszym z willingenowskich konkursów Rioju Kobajaszi, jako 48-my w historii, przekroczył barierę dziewięciuset klasycznych punktów w karierze. W klasyfikacji skoczków czynnych Japończyk był w tym momencie 15-ty. Krótko, bo w niedzielę zmienił go na tej pozycji, a liczbę skoczków z dorobkiem przekraczającym 900 oczek zwiększył do 49-ciu, Markus Eisenbichler. Obaj wyprzedzili w rankingu Romoerena, który jednak dalej utrzymuje miejsce w czołowej 50-tce rankingu. Nie wiadomo jednak jak długo, bo z tyłu atakują Kubacki i Geiger.
2. A propos tych dwóch. Tasują się w tej klasyfikacji jak mogą. Od początku sezonu. W Lahti Niemiec kolejny raz wyprzedził Polaka, teraz, w Willingen, Kubacki znów skutecznie, choć na dwa razy, skontrował. W sobotę przygotował akcję lewym hakiem, a w niedzielę wystrzelił prawym prostym. Nie najmocniejszym, ale skutecznym. Największym przegranym tej przepychanki jest… Wellinger, którego obaj rywalizujący skoczkowie wypchnęli z top-55 rankingu. Patrząc na to, co się w tym sezonie z Niemcem dzieje, to chyba nieprędko do tego grona powróci. Aha. Do wspomnianego wyżej Romoerena Kubackiemu i Geigerowi brakuje, odpowiednio, 70 i 75 pkt. Były, nawet w tym sezonie, takie chwile, że w obu przypadkach powiedzielibyśmy, że w przeliczeniu na konkursy to, żeby zniwelować tę różnicę, będą potrzebować trzech rywalizacji. W tej chwili skłaniałbym się jednak do nieco większej liczby zawodów.
3. Już w sobotę do top-115 rankingu awansował Marius Lindvik.
4. Inny z Norwegów, Daniel Tande, po sobocie został 10-tym najlepszym czynnym klasycznym punkciarzem. O punkcik wyprzedził Daiki Ito, który klasycznie nie punktuje od ponad roku.
5. Na 20-te miejsce tego samego rankingu wskoczył w sobotę Robert Johansson. Zmienił w 20-tce Andersa Fannemela, który przed Willingen, mimo że mieli tyle samo punktów, wyprzedzał go większą ilością zwycięstw.
6. W niedzielę dwóch skoczków, Daniel Andre Tande i Piotr Żyła, przekroczyło próg tysiąca klasycznych punktów wywalczonych podczas całej kariery. Norweg ma od niedzieli 1003, a Polak 1001 klasycznych oczek na liczniku. Na dziś zajmują dwie ostatnie lokaty wśród 38-miu, którzy tą barierę pokonali. Ich aktualna forma daje podstawy do myślenia o tym, że to nie jest ich ostatnie słowo w tym sezonie.
7. Maciej Kot wypadł był w niedzielę z czołowej setki przedmiotowego rankingu. Wyrzucił go z niej bezceremonialnie Halvor Granerud, który jednocześnie, jako sto pierwszy skoczek w historii, przekroczył pułap czterystu klasycznych punktów. Norweg, z dorobkiem 408 oczek, jest aktualnie 99-ty, bo wyprzedził jeszcze Stanislava Dluhosa. A propos Polaka, to od niemal trzech lat twardo stoi na straży 402-ch punktów. Ostatnie klasyczne punkty złapał w Lahti na początku 2018-go roku.
8. Po niezbyt udanych dla siebie zawodach w sobotę, dzień później Pius Paschke kończył konkurs w zupełnie innym nastroju. Ósme miejsce, które zajął, pozwoliło mu na wskoczenie do czołowej dwusetki klasycznych punkciarzy PŚ. Jest nawet 198-my mając tyle samo punktów (116), co będący lokatę wyżej Norweg Boegseth.
9. Do 50-ciu oczek doprowadził w niedzielę swój klasyczny punktowy dorobek Ziga Jelar. Przełożyło się to na top-290 tej klasyfikacji.
10. Kejczi Sato dołączył z kolei w niedzielę do grona skoczków z klasycznym dorobkiem przynajmniej 20-tu punktów. Takich skoczków jest w tej chwili 412-tu. Przy czym równe 20 ma, oprócz Japończyka, 12-tu narciarzy. Wśród nich Aleksander Zniszczoł.
• Ranking punktowy wszech czasów stosowany obecnie
1. Dawid Kubacki czwartą zimę z rzędu zdobywa w sezonie więcej niż 500 punktów. Piotr Żyła też czwartą zimę, ale nie z rzędu. Po sobocie obaj, jako szósty i siódmy skoczek cyrku, dołączyli do „klubu-500”. W niedzielę wiślak poszedł piętro wyżej i, jako czwarty tej zimy, został członkiem „klubu-600”. Członkiem takiego klubu jest trzeci rok z rzędu.
2. Już 126-ciu skoczków zdobyło w ciągu swojej kariery więcej niż 1600 pucharowych punktów. Tym 126-tym został w sobotę Anze Lanisek. W niedzielę Słoweniec z lekka punktów dołożył i wylądował w top-125 rankingu usuwając stamtąd słynnego, głównie ze zwycięstwa (nad niezwyciężonym wtedy Małyszem) w Willingen właśnie, Fina Ville Kantee.
3. Już w pierwszym z konkursów w Hesji Marius Lindvik awansowął do top-135 przedmiotowego rankingu. Zrównał się punktami z Veli-Matti Lindstroemem (mieli ich po sobocie po1481), ale to on, a nie Fin, był w czołowej 135-tce. Wygrał dotąd 3 konkursy. Lindstroem nie wygrał, i już nie wygra, ani jednego. Po niedzieli nie miało to zresztą znaczenia, bo Norweg swój stan posiadania w drugim konkursie powiększył. Na tyle nieznacznie jednak, by nie awansować w klasyfikacji.
4. Pius Paschke dołączył w niedzielę do tych, którzy w karierze wywalczyli więcej niż 800 pucharowych punktów. Wraz z nim takich skoczków jest po ostatnim weekendzie, wg moich szacunków, 183-ch. Niemiec jest 182-gi (807), cztery oczka przed swoim rodakiem Krausem, którego był właśnie w niedzielę wyprzedził.
5. Gregor Deschwanden wskoczył w sobotę do grona zawodników, którzy w karierze zdobyli więcej niż 700 pucharowych punktów. Tego typu osobników naliczyłem 199. W niedzielę nic się w tym względzie nie zmieniło.
6. Ponad 100 punktów w sezonie i awans do top-225 punktowej klasyfikacji wszech czasów. To efekty niedzielnego konkursu w wykonaniu Jakuba Wolnego.
7. Po wielomiesięcznych trudach Władymir Zograwski zmęczył wreszcie granicę pięciuset punktów zdobytych w ciągu kariery. Sezon zaczynał z dorobkiem 496-ciu. Do T4S nie punktował. W Oberstdorfie był 29-ty. Potem w pierwszym z konkursów w Neustadt 30-ty. I tak stał na tych 499-ciu oczkach niczym statek uwięziony w porcie przez sztorm. I pewnie stałby do tej pory gdyby nie zmienny wiatr w Willingen. Okoliczności pomogły jednak Bułgarowi i od soboty może się w końcu pochwalić, że ma w dorobku ponad 500 pucharowych punktów. Razem z nim takich skoczków jest w sumie równe 250. Na ostatniej pozycji w tym peletonie, z dorobkiem równych 500 punktów, Jan Wyklęty (przez PZN i Horngachera) Ziobro. A Bułgar w niedzielę powrócił do formy, którą pokazuje przez cały sezon. Był od punktów wyjątkowo daleko. Ale, co ciekawe, skończył między Zajcem, a Sato Mniejszym. W innych okolicznościach przyrody mogłoby to sugerować całe stado punktów. Ale w niedzielę to ci dwaj dobili do niego, a nie on do nich.
8. Rekord życiowy Bora Pavlovcica, bo takowy ustanowił zajmując czwarte miejsce w sobotnich zawodach, pozwolił mu na ogromny awans (o prawie 40 pozycji) w hierarchii najlepszych punkciarzy. Słoweniec awansował po sobocie do top-350. Z czołowej 350-tki wypadł Norweg Robin Pedersen, który po obiecującym poprzednim sezonie w tym nie r(R)obi, nomen omen, nawet za tło. Przyjechał do Wisły, wypadł jak przez okno i od tego czasu Stoeckl w ogóle nie bierze go pod uwagę. W niedzielę Słoweniec aż tak rewelacyjnie jak dzień wcześniej się nie spisał, ale dzięki dobremu skokowi jest już w „klubie-250”(ma 257 oczek, o 6 więcej niż nasz Zniszczoł), do którego od niedzieli należy już 345-ciu skoczków.
9. Rekord życiowy ustanowiony z kolei w niedzielę przez Klemensa Murańkę musiał mieć też, siłą rzeczy, swoje przełożenie na punktowy ranking wszech czasów. Polak, po pierwsze stał się jednym z 280-ciu skoczków, którzy wyskakali w karierze przynajmniej 400 pucharowych punktów, a ponadto wskoczył do top-270 tej klasyfikacji.
10. Do 322-ch wzrosła po tym weekendzie liczba skoczków, którzy w historii swych pucharowych startów mają w dorobku 300 i więcej punktów. Do grona tego dołączył w niedzielę Sato Wyższy. Przy czym od razu usadowił się na miejscu 316-tym.
• Podiumowicze PŚ
1. Halvor Granerud jest 20-tym skoczkiem w historii, który załapał się do mojej, autorskiej, klasyfikacji najwybitniejszych zawodników jednego sezonu. Jeśli ktoś nie czytał poprzednich edycji mojego cyklu, które zamieszczałem na innych portalach, a większość pewnie nie czytała, to podaję, ze warunkiem umieszczenia kogoś w tym rankingu jest wygranie przezeń przynajmniej siedmiu konkursów w sezonie. Przypadek Graneruda jest 30-tym w historii, bo kilku skoczków dokonało takich wyczynów więcej niż raz. Niektórzy (Małysz, Nykaenen, Schlierenzauer) nawet 3-krotnie. Nikt z tej 20-tki, po sobocie, nie ma gorszego wyniku od Norwega, ale po niedzieli jego wynik jest już 19-tym z 30-tu, a gdyby liczyć po nazwiskach, to nawet 14-tym. Wyprzedził w niedzielę Nieminena, Bulaua, Weissfloga, Peterkę, Widhoelzla i Ljoekelsoeya. Z wymienionych tylko Nieminen miał na koncie, tak jak Granerud w tej chwili, osiem wygranych w jednym sezonie. Pozostali mieli ich po siedem. Z Finem Norweg wygrywa w tej chwili liczbą miejsc na drugim stopniu podium. Jak już przy tym jesteśmy. Kamil Stoch figuruje w tym rankingu dwukrotnie. Żeby znaleźć się tam po raz trzeci musiałby zwyciężyć w tym sezonie w jeszcze czterech konkursach. Nie jestem do końca przekonany, że mu się to uda. Najpoważniejsza przeszkoda? Właśnie Granerud, ale chyba nie tylko. Również to, co nasz mistrz pokazuje od trzech tygodni, nie napawa największym optymizmem. W którymś z następnych odcinków wrócę jeszcze do tej tabeli. Oby to było z powodu Kamila.
2. Sobotni „brąz” Stocha spowodował, że Polska zaokrągliła liczbę swoich pucharowych podiów do 230-tu. Czyli mieliśmy ich w tym momencie dokładnie o 20 mniej od Japończyków. W niedzielę, za sprawą Piotra Żyły, okrągłość znikła, a nasza strata do Japończyków zmalała.
3. Znów o Granerudzie, bo dawno nie było. Siódma wygrana w sezonie (ale i w całej karierze, bo przecież do tej zimy ni razu nie stał nawet na podium) pozwoliła mu w sobotę doszlusować w tym zakresie do takich skoczków jak Bardal, Tande, Geiger, Kranjec i Opaas. W rankingu konkursowych zwycięzców wszech czasów obecny lider PŚ był z nich najniżej, bo miał najgorszy bilans pozostałych podiów. Zajmował miejsce 45-te. Teraz, po niedzielnej wygranej, jest już przed nimi wszystkimi. I zajmuje równo 40-tą pozycję. Najniższą z wszystkich, którzy wygrali w karierze 8 konkursów. Oprócz niego są to (w kolejności miejsc w rankingu): Richard Och Jak Ten Horngacher Mnie Nie Lubi Freitag, Bredesen, Neuper, Hoellwarth i Romoeren.
4. Po sobotnim konkursie Kamil Stoch wyszedł samodzielnie na piąte miejsce w rankingu na pudla wszech czasów. Do tego momentu miał na koncie tyle samo podiów co Nykaenen i Morgenstern. Austriaka wyprzedzał, Finowi ustępował. Wiadomo dlaczego. Teraz od czwartego Ammanna dzielą Polaka trzy podia.
5. 35-tym najlepszym pudlem w historii PŚ stał się natomiast po sobotnich zawodach Daniel Andre Tande. I 10-tym czynnym. Przed nim tylko Schlierenzauer, Ammann, Stoch, Kraft, Kasai, Prevc, Freund, Kobajaszi i Wellinger. Przy czym od Niemca dzieli go tylko jedno podium. Jeśli Norweg stanie na jakimkolwiek jego stopniu, to Wellingera wyprzedzi. Ma po prostu na liczniku więcej zwycięstw.
6. W niedzielę Piotr Żyła okrągły raz, bo piąty, stanął na drugim stopniu pucharowego podium. Przez chwilę wydawało się, że może nawet po raz trzeci w życiu zawody wygra, ale Golas z Norwegii szybko te nadzieje rozwiał.
7. I znowu o Granerudzie, a w zasadzie o Norwegach z jego, i nie tylko, powodu. W sobotę Norwegowie, za sprawą lidera PŚ, po raz 125-ty wygrali pucharowe zawody. A za sprawą Daniela Tande po raz 160-ty stanęli na drugim stopniu podium. Co ciekawe, Wikingowie, jeśli chodzi o zwycięstwa, są w stawce dopiero na miejscu czwartym i ich strata do trzeciej Finlandii wynosi po niedzielnych zawodach 25 oczek. Natomiast w liczbie miejsc drugich są na miejscu drugim. Przy czym tracą do Austriaków w tej materii aż 100 punktów. Niedzielny triumf Graneruda, oprócz tego, że odokrąglił liczbę ich konkursowych wygranych, to zaokrąglił łączną ilość pudeł, na których dotąd stali. Do 435-ciu.
• Inne ciekawostki
1. W piątek zadebiutowało w tegorocznej pucharowej edycji trzech skoczków. Dwaj Kazachowie Sabidżan Muminow i Danił Wasiliew oraz, wypełniający lukę po chorych Prevcach, Lovro Kos. Dla Słoweńca i 16-letniego Kazacha były to zresztą debiuty absolutne. Na otwarcie cała trójka przepadła w kwalifikacjach.
2. Piątek okazał się też niezbyt łaskawy dla Szwajcara Dominika Petera. Dyskwalifikacja zaokrągliła liczbę nieprzebrniętych przezeń do tej pory w karierze kwalifikacji do równych 10-ciu. Same statystyczne krągłości Helweta ostatnio spotykają. Szkoda, że te z ciemnej strony Księżyca. Przypomnę, że w Lahti zaokrąglił liczbę bezpunktowych konkursów.
3. W sobotę sensacja-rewelacja. Simon Ammann dostał, musi, nowy sprzęt i od razu, w skali sezonu tylko oczywiście, zwyczajnie przyszalał. Gdyby to było 10 lat temu to pewnie by zaczął wygrywać. Dzisiaj stać go tylko na miejsca na granicy pierwszej i drugiej 10-tki. Ale i tak jestem pełen uznania dla szwajcarskich technologów i inżynierów. Czapki z głów. A sobotnie 12-te miejsce to był już 110-ty przypadek lądowania Helweta w drugiej 10-tce i jego jeszcze bardziej okrągła, bo 290-ta, obecność w czołowej 20-tce zawodów. Z tym nowym sprzętem to wygląda, że jeszcze w tym sezonie, bez wysiłku, do trzystu dociągnie. W niedzielę Szwajcar skończył przecież jeszcze wyżej, bo w czołowej 10-tce. Na 9-tym miejscu ukończył zawody 10-ty raz w karierze. Jeszcze przed chwilą wydawało się, że ze względu na prezentowaną formę nie ma najmniejszych szans na to, by w punktowej klasyfikacji wszech czasów przegonił Małysza, ale skoro w jeden weekend śmignął ponad 50 punktów… Patrz Pan ile w życiu tego człowieka dokonała technologia. Przeciętniak i na dodatek oszust (ciągle markowany telemark i oceny, nie wiadomo za co, po 19 pkt albo i 19,5 punktu w szczycie kariery), który dzięki niej, tej technologii znaczy, ma najwięcej w całej historii skoków indywidualnych złotych medali olimpijskich. Więcej niż Nykaenen, więcej niż Stoch… W tej chwili jego strata do Adama to niecałe 400 oczek. Aha. W sobotę Ammann zaliczył jeszcze jedną okrągłość. To był jego 450-ty konkurs w karierze. Niedzielna 9-ta lokata to był jego najlepszy występ w Willingen od 10-ciu lat.
4. Do 35-ciu wzrosła liczba konkursów, w których Alex Insam nie zdobył punktów. Stanowią one 5/6 wszystkich konkursowych prób Włocha.
5. Po niemal dwumiesięcznym zesłaniu wrócił do rywalizacji Timi Zajc. Wrócił do rywalizacji to jest mocno powiedziane, bo w sumie rywalizował sam ze sobą. W zasadzie ze swoimi słabościami. Statystycznie też miło nie było, bo w 75-tym pucharowym podejściu zaliczył w niedzielę 15-ty konkurs bez punktów. W Willingen skakał po raz szósty i siódmy i były to jego dwa najgorsze występy na tej skoczni.
6. O dwa punkty więcej niż w najlepszym dla niego punktowo w dotychczasowej karierze poprzednim sezonie, uzbierał już tej zimy Anze Lanisek. Rekord pobił w swoim jubileuszowym, 120-tym, I-ligowym konkursie. Odwrotnie niż w przypadku Zajca, sobotnio-niedzielne konkursy były dla niego najlepsze z wszystkich, które odbył w Willingen.
7. Bor Pavlovcic miał do Hesji w ogóle nie przyjeżdżać ale, na szczęście dla niego, a na swoje nieszczęście, zacovidowała rodzina Prevców. No i Słoweniec pobił z tego wszystkiego życiówkę. A już wszyscy, na czele ze mną, chcieli na nim, po beznadzieji jaką zaprezentował w T4S, krzyżyk postawić. A tu proszę. W Willingen nie tylko miał miejsce jego najlepszy konkurs, ale ogólnie najlepszy weekend. Do tej pory najwyższe miejsca jakie zajął w ciągu dwóch dni to było 7 i 17. Teraz było lepiej. 15-ta lokata w niedzielę to był też jego 15-ty punktowany konkurs w karierze. W sobotę po raz trzeci wyskakał miejsce w 10-tce (wszystkie trzy w tym sezonie), w niedzielę po raz 10-ty zmieścił się w 20-tce.
8. Od początku sezonu bardzo przyzwoity poziom utrzymuje Ziga Jelar. W niedzielę, w swoim 45-tym pucharowym podejściu, po raz 10-ty w karierze, zakończył zawody w drugiej 10-tce. Jednocześnie, po raz 5-ty w tym sezonie był w 20-tce.
9. Denis Korniłow wyśrubował w niedzielę rekord konkursów, w których nie wszedł do rundy finałowej, do 120-tu. To absolutny rekord świata wśród skoczków czynnych. Drugiego w tej klasyfikacji, Sędziwego Samuraja (jeśli można go jeszcze w ogóle nazywać żywym, a co dopiero czynnym), Rosjanin wyprzedza o 13 oczek. Trzeciego Stefana Hulę o 14. Co nie zmienia faktu, ze był to najlepszy weekend Korniłowa od prawie 35-ciu miesięcy.
10. Dawid Kubacki startował w sobotę w I-ligowym konkursie po raz 225-ty. Innych statystycznych haków na niego tym razem nie znalazłem.
11. Kamil Stoch w niedzielę po raz 50-ty wylądował w trzeciej konkursowej 10-tce.
12. Dla Piotra Żyły drugie miejsce w niedzielę to najlepsza lokata na Müllenkopfschanze, choć na podium w Willingen stanął już po raz trzeci. Polak po raz 10-ty w tym sezonie ukończył konkurs w najlepszej 10-tce. W sobotę Żyła już po raz 65-ty trafił do czołowej 10-tki, jednocześnie nie stając na pudle.
13. Do 40-tu zaokrąglił w niedzielę Aleksander Zniszczoł liczbę konkursów, w których brał udział, a nie punktował. Mimo to uważam, że zastąpienie go w Klingethal swoim siostrzeńcem będzie jednym wielkim świństwem, panie Małysz. Aha. W niedzielę skoczek z Cieszyna celebrował jeszcze, albo i nie, 80-ty kontakt z Pucharem.
14. Wygląda na to, że powoli stabilizuje formę Jakub Wolny. Na sześć konkursów, od kiedy wrócił do PŚ, w pięciu zapunktował. I to nie byle jak. Po niedzieli ma na liczniku 90 pucharowych podejść i 80 konkursów. W sobotę po raz 20-ty skończył zawody w 20-tce. Co ciekawe jeszcze nigdy wcześniej w karierze nie był ani 17-ty, ani 18-ty. Teraz może już powiedzieć, że żadna z lokat w drugiej 10-tce nie jest mu obca. W trzeciej oczywiście też, ale to już nie jest zasługa ostatniego weekendu.
15. Pomyślałem sobie, że w końcu jest okazja, żeby nic nie napisać o Andrzeju Stękale, ale właśnie odkryłem, że ma za sobą okrągłą liczbę 45-ciu pucharowych podejść. Chyba od niego w tym sezonie nie odpoczniemy.
16. Klemens Murańka nie dość, że w piątek pobił rekord skoczni, który był przecież „nie do pobicia”, to w niedzielę zrobił życiowy wynik i, na dodatek, zarobił okrągłe, bo 40-te, w karierze punkty. Oby te zawody okazały się punktem zwrotnym jego kariery. Bo znudziło mi się już czytanie o niespełnionym cudownym dziecku polskich skoków. „Czytać hadko”.
17. Andrzej Zając, zwany z norweska Andersem Haare i pełniący w tym sezonie w norweskim teamie funkcję efektywnego do niebotyczności zapchajdziury, wrócił w Willingen do I-ligi, dwukrotnie zapunktował i, w nagrodę, znów dostał kopa do Pucharu Kontynentalnego, bo do Klingenthal nie jedzie. Młody Norweg startował w tegorocznym PŚ siedem razy, punktował pięciokrotnie. Klęska urodzaju w tym sezonie w Norwegii, jak widać.
18. Nie uczcił jak należy swojego 150-go kontaktu z Pucharem w sobotę Johann Andre Forfang. Podobnie jak dzień później nie uczcił jak należy 155-go pucharowego podejścia. No, ale w niedzielę przynajmniej jakieś punkty zdobył. Nie wiem dlaczego to on, a nie Haare, jedzie do Willingen. To znaczy wiem. Ale nie powiem:).
19. Wyglądało w weekend na lekką zadyszkę Roberta Johanssona. Taką w stylu Kamila Stocha z Zakopanego i Lahti. Ale to się może wiązać ze skocznią, za którą Norweg, jak wskazują jego dotychczasowe na niej wyniki, zwyczajnie nie przepada. W niedzielę Johansson zaliczył 135-ty konkurs w karierze.
20. Po weekendzie w Hesji Marius Lindvik ma na liczniku 60 I-ligowych konkursów. 45 z nich spieniężył. Miałem napisać, że zdobył w nich punkty. Przy czym oba zdania są prawdziwe.
21. My się tu dziwimy jak pięknie skakał w weekend Daniel Andre Tande, a to jest nic innego, jak jego skocznia! Skakał tu sześć razy i nigdy nie zajął pozycji gorszej niż szósta! W sobotę, oprócz tego, że wylądował na podium, po raz równo 50-ty Norweg zakończył rywalizację w czołowej szóstce. W niedzielę zapunktował po raz 120-ty i po raz 10-ty w karierze zajął miejsce piąte.
22. No to może o Halvorze Granerudzie, bo tak rzadko o nim… W niedzielę zaliczył jubileuszowe, 10- te, pudło w sezonie. No i, też jubileuszowe, też 10-te, w karierze. No to drugie może zaryzykuję tezę. Norweg właśnie przesądził o zdobyciu Kryształowej Kuli. Gdybym takie ryzyko jak w tym wypadku podejmował na różnego rodzaju giełdach, to podejrzewam, że byłbym teraz jak Gates. Bogaty, nie mądry. Mądrości nie nabiera się na giełdach. Chyba. Nie wiem, bo nie gram.
23. Już po raz 90-ty Władymir Zograwski nie zdobył w niedzielę punktów w konkursie. Dogonił w tym względzie Jerneja Damjana i dzielą między sobą szóstą lokate wśród skoczków czynnych. Przed nimi, o cztery oczka tylko, Deschwanden i Boyd. Obu Bułgar może w tym rankingu w nieodległym czasie przegonić, bo skaczą, jak na siebie, wyjątkowo przyzwoicie. A on nie.
24. Nie układa się w tym sezonie Janowi Hoerlowi, nie układa. W Willingen też mu się zupełnie nie ułożyło. W niedzielę Austriak zaokrąglił liczbę konkursów, w których nie zdobył punktów do 20-tu.
25. Słabiutko wypadł w Hesji Michael Hayboeck. Ale przynajmniej statystycznie się w kilku obszarach pozaokrąglał. Najpierw liczbę zawodów w których punktował (190), a na drugi dzień liczbę konkursów w których startował (225) oraz tych, w których punktów nie zdobył (35).
26. Daniel Huber ma najlepszy sezon w karierze, ale cały czas odnoszę wrażenie, że jego potencjał jest znacznie wyższy niż to, co udaje mu się z siebie wydobyć w konkursach. Tak czy inaczej Austriak w sobotę zanotował jubileuszowe, 70-te punktowanie. W niedzielę, zaliczając przy okazji swój 10-ty (ex aequo) najlepszy rezultat w karierze, wyrównał swój punktowy rekord z poprzedniego sezonu. Tej zimy na zdobycie 417-tu punktów potrzebował 14-tu konkursów. Ubiegłej aż 26-ciu. Nie licząc jednych nieudanych kwalifikacji. Więc, co by nie pisać o niewykorzystanym potencjale, postęp jest widoczny. Skoczek z Salzburga nie lądował w tym sezonie niżej niż na 17-tym miejscu.
27. O Stefanie Krafcie dwa zdania, choć nie wiem czy aż tak sobie zasłużył. W sobotę 205-te punktowanie. Dzień później po raz 10-ty szóste miejsce w stawce.
28. Zadebiutował w tegorocznej edycji Pucharu Sabirzan Muminow. Wejściem smoka bym tego debiutu nie nazwał. W niedzielę, głównie dlatego, że odwołano kwalifikacje, Kazach zaliczył 15-ty konkurs w karierze. Do rundy finałowej, podobnie jak we wszystkich poprzednich 14-tu, nie wszedł. To był debiut Muminowa na Mühlenkopfschanze. Skocznia w Willingen jest 25-tym pucharowym obiektem, na którym Kazach w trakcie swej I-ligowej kariery wystąpił.
29. Do 70-ciu konkursów w karierze zaokrąglił swoje pucharowe konto Constantin Schmitt. Tyle, że pięciu z rzędu bez punktów, odkąd skacze w I lidze, to w poprzednich sezonach jeszcze nie miał. Nawet czterech. A tej zimy najpierw czwóreczka, a teraz już pięć. Jestem ciekaw na ile wyśrubuje rekord w Klingenthal. O ile tam w ogóle pojedzie. Ale jak znam Horngachera to, choćby skały grały (a może wrzały?), nie da się wykazać Freitagowi i w zaparte będzie stawiał na tych, na których postawił na początku sezonu. Bo on się przecież nigdy nie myli. Dlatego Constantin, którego zresztą od początku jego kariery uważam za duży talent, ma na ten wątpliwej wartości „śrubunek” duże szanse. Dzięki, a jakże, trenerowi.
30. Pius Paschke celebrował w Willingen statystyczne kragłości dwukrotnie. W sobotę z okazji 20-tej obecności w trzeciej 10-tce, a w niedzielę z okazji 10-tej bytności wśród 10-ciu najlepszych konkursowiczów. Nawet w celebrze potrafi mieć w tym sezonie progres.
31. Do roli zdecydowanego lidera swojego teamu wrócił definitywnie Markus Eisenbichler. W niedzielę nie dość, że skończył na podium, to jeszcze „powalczył” w obszarze statystycznym: 170-ty pucharowe podejście, 160-ty konkurs w karierze i 70-ty raz w czołowej 10-tce zawodów. Sobotnie ósme miejsce (notabene wywalczył je po raz 10-ty) to było już 135-te punktowanie Niemca w I lidze.
32. Tak jak Eisenbichler u Niemców, tak u Samurajów do roli zdecydowanego lidera wrócił Kobajaszi Młodszy. Pomaga mu w tym jak może Sato Mniejszy, który z zawodów na zawody puchnie niczym, swego czasu, Jacobsen w rywalizacji z Małyszem. Tymczasem Rioju po raz 50-ty skończył w sobotę zawody w czołowej siódemce, a w niedzielę zaokrąglił liczbę swoich punktowań do 85-ciu. Ma niby tylko 7 oczek więcej od Krasnala, ale w przeciwieństwie do kolegi z drużyny, jego dyspozycja jest bardzo stabilna. Forma Sato natomiast, opadła ostatnio jak szczęka Dustina Hoffmana na widok nagiej Mrs Robinson.
33. Miniony weekend nie był dla Antti Aalto specjalnie udany. Nie był dla niego udany nawet średnio. Ale ze statystycznego punktu widzenia zaliczył dwa zaokrąglenia. W sobotę po raz 40-ty nie zdobył punktów w konkursie. W niedzielę mógł się cieszyć z udziału w 85-tych zawodach głównych. Mógł, ale się pewnie nie cieszył, bo znów obyło się bez choćby punkcisza.
34. Po kilkutygodniowej przerwie zdobył w niedzielę punkty Artti Aigro. W jubileuszowym, 25-tym, konkursie w karierze uzyskał trzeci najlepszy rezultat w życiu. Wszystkie trzy wyniki to miejsca w drugiej 10-tce zawodów.
35. Już 55 konkursów, w których nie udało się zdobyć żadnego punktu ma po ostatnim weekendzie na koncie Cestmir Kozisek. Obawiam się, że liczba ta może się w tym sezonie znacznie jeszcze powiększyć. No chyba, że będzie odpadał w kwalifikacjach. Co nie jest aż takie pewne zważywszy dyspozycję pozostałych Czechów i kilku skoczków z innych krajów.
Koniec .Kropka.
Inne tematy w dziale Sport