Zerknąłem sobie dzisiaj, nie wiem już czy przez przypadek czy nie, na statystyki dotyczące polskiego snajpera podczas niemieckiej części jego dotychczasowej piłkarskiej kariery.
Okazuje się, że polski napastnik zdobył już dla niemieckich klubów łącznie 350 bramek. Ta jubileuszowa padła w zeszły piątek w otwierającym sezon spotkaniu z Schalke. Notabene był to też jubileuszowy, 20-ty, gol Polaka w historii jego gier przeciw zespołowi z Gelsenkirchen.
103 bramki strzelił Lewandowski w koszulce Prus (tak brzmi po polsku, jakby kto nie wiedział, dumna nazwa Borussia) z Dortmundu, a 247 w dresie Bawarii (Bayern) z Monachium.
Jakby to tak podzielić ze względu na rodzaj rozgrywek, w których te bramki padały, to bundesligowych goli jest w tym dorobku 237 (74+163), w Pucharze Niemiec strzelił ich 39 (10+29), w europejskich pucharach 69 (18+51), przy czym jeden z tych 18-tu dla Borussi, jako jedyny z całej 69-tki, nie był zdobyty w Lidze Mistrzów, no i 5 (1+4) w Superpucharze Niemiec.
Lewandowski rozpoczął 11-ty sezon w Bundeslidze. W Bayernie, do którego przyszedł z Borussi w lecie 2014-go roku, jest jeszcze znacznie skuteczniejszy niż w zespole z Dortmundu, choć u Watzkego też strzelał znacznie częściej niż w co drugim meczu (103:187). W Bawarii ten współczynnik ma dużo wyższy (247:290).
W ostatnim spotkaniu z Schalke Polak przekroczył również stu asyst w barwach niemieckich drużyn. Ma ich dziś dokładnie 101 (42+59).
Uff…. Niesamowite liczby.
I pomyśleć, że w pierwszym roku pobytu w Westfalii, Niemcy nazywali go Lewandoofskim. Mimo, ze strzelił wówczas aż 8 goli grając praktycznie same ogony. Wyśmiewali się z niego wtedy, ile mogli. Filmy o nim kręcili. Takie, że gdybyśmy to my nakręcili podobny o jakimś Niemcu, to nie wiadomo czy by Berlin nie zerwał stosunków z Warszawą, a Rada Europy czy inny Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej nie rozpatrywały tej obrazy na zwołanym naprędce specjalnym posiedzeniu.
Warszawa, jak wiemy, stosunków dyplomatycznych z Berlinem nie zerwała, a Lewandowski stał się najlepszym piłkarzem Bundesligi. Oczywiście nie tylko w roku 2020, kiedy mu taki tytuł oficjalnie przyznano. Dla mnie osobiście jest najlepszym piłkarzem ligi niemieckiej całego ostatniego 10-lecia. No bo kto, jak nie on? Jedynym, który mógłby stanąć w szranki jest, uważam, Neuer. Ale i on jest zdecydowanie za krótki, by ta walka mogła być wyrównana. Tym bardziej, że ponad sezon nie grał, a kilka innych miał przeciętnych. A Lewy takich zwyczajnie nie miał. To, że w jakichś tam posezonowych rankingach umiejscawiano go niżej niż zasługiwał, nie wynikało z prezentowanej przezeń w danym sezonie formy, tylko z tego, że (z racji jego konfliktów z prasą bądź wodzami Bayernu), chciano mu pokazać miejsce w szeregu.
Oliwa jednak zawsze na wierzch wypływa. I w tym sezonie wreszcie wypłynęła. Wyszło, że w sporze z monachijskimi bossami dotyczącym strategii klubu rację na pewno miał Polak, a Lewy osiągnął jeszcze wyższą dyspozycję. Dyspozycję, w jakiej jeszcze nie był. Owoce poznaliśmy w lecie.
Dziękować Lewemu Niemcy, myślę, nie muszą. Bierze za swoją grę odpowiednie pieniądze. Ale przeprosiny z ich strony za to jak go próbowali ustami i piórami dziennikarzy gnoić, mu się jak najbardziej należą. Jak psu buda. Takie szczere i pokutne, a nie jakieś zdawkowe „entschuldigung”. Tylko, że oni, zdaje się, przepraszać zwyczaju nie mają. Więc bym się jednak nie spodziewał.
Wracając do meritum. Niemiecki licznik Lewandowskiego wskazuje równe 350. Sam zawodnik mówi, że jego forma w najbliższych sezonach będzie jeszcze rosła i może być jeszcze lepszy. Jeśli nie bluffuje, to zastanawiam się, ile ten jego licznik wykaże za, powiedzmy, 4 lata. No bo gdyby szedł w tym tempie co przez ostatnie cztery, to… Strach się bać, panie Mueller. Panie Gerardzie Mueller, nie Tomaszu.
Tuszę, że odliczanie zacznie się od dzisiejszego meczu z Sevillą.
…….
No dobra, z tym Muellerem to żartowałem. To by było przecież przegięcie strącać z piedestału ikonę. Nikt na to nie pozwoli. Lewandowski i jego organizm chyba jednak też.
Inne tematy w dziale Sport