Dzisiaj na tapecie Dawid Kubacki. Gość, który w sezonie 2019/20 dla polskich skoków i kibiców zrobił najwięcej. Po raz pierwszy od sezonu 2010/11 znalazł się w Polsce ktoś, kto osiągnięciami przebił danej zimy Kamila Stocha. I to nie w momencie kiedy nasz mistrz, niczym Kasai, na skoczni dogorywa (Stoch zresztą, mam nadzieję, nigdy sobie na to nie pozwoli) czy, tak jak Ammann, rozmienia się na niej na drobne, ale kiedy jest elementem najściślejszej światowej czołówki. A to oznacza, że miniony sezon w wydaniu Dawida Kubackiego był, krótko i treściwie rzecz ujmując i jednocześnie przepraszając za wyrażenie, ale wydaje mi się ono w tym wypadku akurat wyjątkowo trafne, za-je-bis-ty. I liczby to potwierdzają.
Polak został czwartym skoczkiem sezonu przegrywając trzecie miejsce o ledwie 9 pkt. Kto wie jakby się ta rywalizacja z Kobajaszim Lepszym skończyła, gdyby nie decyzja FIS o nie rozgrywaniu zawodów w Trondheim, gdzie było już po kwalifikacjach i praktycznie wszystko przygotowane do zawodów głównych. Ale nie ma co gdybać. Kubacki skończył sezon czwarty, co jest i tak jego najlepszym wynikiem w karierze. Pozycję niżej ukończył PŚ rok wcześniej. Dwa lata temu był na koniec sezonu 9-ty. Jeszcze dwukrotnie kończył zimę w czołowej 30-tce. W pierwszym sezonie pracy Horngachera wylądował na pozycji nr 19, a rok wcześniej, po odbudowaniu go przez Maciusiaka, jako że zakończył zmagania na miejscu 29-tym, po raz pierwszy w karierze mógł skakać w finałowych zawodach w Planicy. To był wtedy już 9-ty sezon startów Polaka w PŚ. Jak się każdy domyśla, wcześniej najlepiej więc nie było.
Wracamy do sezonu 2019/20. No więc to 4 miejsce przypadło mu w udziale po zdobyciu 1169 punktów. O prawie 200 więcej niż sezon wcześniej, który był dotąd dla niego najlepszy, i o 9 więcej niż suma punktów jaką zdobył w trzech kolejnych najlepszych, wspomnianych wcześniej, swoich sezonach.
Pucharowe konkursy wygrał Kubacki w minionym sezonie, jak pamiętamy, trzy. Tyle co Stoch, tyle co Kobajaszi. Dla nich jednak, szczególnie dla Kamila, były to tylko któreś tam kolejne wygrane zawody. Dawid miał przed sezonem tylko jedną wygraną z poprzedniej zimy w Predazzo. Więc, licząc w stosunku do całej dotychczasowej kariery, zrobił normę jak Pstrowski. 300%.
Na podium stanął w sumie 10 razy, czyli też więcej niż miał ich łącznie na koncie przed sezonem. Dało mu to trzecie miejsce w peletonie. Dodajmy – miejsce samodzielne z dwupunktową przewagą nad kolejnym rankingowiczem. To dopiero trzeci sezon, kiedy zawodnikowi z Nowego Targu przychodzi kończyć zawody wśród trzech najlepszych. Trzy lata temu stan jego licznika w tym względzie był równy zeru. Dwa lata temu były trzy podia, ale bez zwycięstwa. Rok temu sześć pudeł, w tym jedna wygrana. I teraz 10, w tym trzy wiktorie. Jakby tak próbować stworzyć jakiś sensowny ciąg, to wychodzi, że w przyszłym sezonie co? Aż nie chcę głośno o tym pisać, bo tylu podiów jednej zimy to ani Małysz, ani Stoch nigdy nie zaliczyli:). No ale skoro Kubacki mógł pobić ich rekordy jak chodzi o liczbę konkursów z rzędu, w których stali na podium, to dlaczego mamy mu odbierać szansę w tej materii?
W czołowej szóstce lądował Polak aż 15-krotnie. I tu jest jeszcze bardziej umocowany na trzecim miejscu w stadzie niż w rankingu podiumowiczów. Ma 3 pkt przewagi nad czwartym. To też wynik o 4 pkt lepszy niż jego rezultat z sezonu wcześniej. Do pozostałych sezonów nawet nie porównuję.
Podobnie z ilością miejsc w konkursowej 10-tce, gdzie też poprawił się w stosunku do poprzedniego sezonu, ale już tylko o 3 pkt. To lekkie wyhamowanie w zakresie miejsc 7-10 od razu skutkuje tym, że w rankingu sezonu za miejsca 1-10 Polaka wyprzedza Kobajaszi Lepszy, a dogania Stoch (o czym już pisałem przy okazji tekstu poświęconego Kamilowi).
W najlepszej 15-tce poszczególnych konkursów lądował Kubacki w minionym sezonie w ponad 80% przypadków co się przekłada na liczbę 22. Na 27 konkursów, przypomnę. Jak się to zestawi z Kubackim sprzed kilku lat to ten postęp musi imponować.
Nie był Kubacki w tym sezonie tak równy jak Stoch. W tym sensie, że zdarzały mu się wpadki w postaci braku awansu do finałowej 30-tki zawodów. Dwie takie zanotował. W Engelbergu i w Lillehammer. Ponieważ w dwóch innych konkursach kończył w trzeciej 10-tce, to nie dziwi, że w zestawieniu obejmującym skoczków najczęściej goszczących w konkursowej 20-tce spadł na miejsce szóste. Wyprzedził go Niemiec Leyhe. Nie pobił też Dawid życiówki w przedmiotowym zakresie, a tylko wyrównał. Sezon wcześniej też 23-krotnie był w najlepszej 20-tce zawodów.
Te kilka mniej udanych startów w sezonie spowodowało, że nie pobił, ani nawet nie wyrównał, Kubacki życiówki w liczbie punktowań w sezonie. Jego rekordem nadal jest wynik z sezonu 2018/19 (27), tej zimy był o dwa punktowane miejsca gorszy. Ale 25 punktowań pozwoliło mu wrócić na, ex aequo, piątą lokatę w stadzie. Wraz z Kobajaszim Lepszym oraz Leyhe.
Po raz trzeci w życiu i trzeci z rzędu Polak brał udział we wszystkich konkursach rozgrywanych w sezonie. W każdym przechodząc eliminacje.
Turniej 4 Skoczni to jakby osobny rozdział sezonu, niemniej jest integralną częścią PŚ. A jeśli tak to, chcąc nie chcąc, wypada osobno podkreślić z pewnością największy, oprócz ubiegłorocznego mistrzostwa świata w Seefeld, wyczyn Kubackiego w karierze, czyli wygranie przezeń całego Turnieju, w tym finałowego konkursu w Bischofshofen.
Nie będę dodawał, że w pewnym momencie sezonu, a szczególnie po wspomnianej serii 10-ciu pudeł z rzędu, Polak wydawał się bardzo poważnym kandydatem do zdobycia Kryształowej Kuli i zapowiadało się na mega sensację. Ale ponieważ miało być o faktach, a nie o emocjach, to na tym się zatrzymam.
Tak czy inaczej. Fantastyczny sezon polskiego skoczka, którego swego czasu, nie zdając sobie do końca sprawy (Tak, tak, panie Marcinie Kacprzaku! A propos jeża, to jakieś „sorry” z Twojej strony by się po latach przydało) z tego jak beznadziejnym trenerem jest pan Kruczek, potrafiłem określać mianem, cyt. „worka ziemniaków”. Zasłużenie chyba zresztą, bo tak wtedy właśnie, prowadzony przez ówczesnego selekcjonera, skakał. Skoczka, który sześć lat temu pojechał do Soczi, nie bójmy się tego słowa, niezasłużenie i dzięki jakimś dziwnym gierkom, choć w znacznie lepszej dyspozycji był wtedy Murańka. Od czasu pożegnania z Kruczkiem Kubacki zrobił postępy, o jakie nikt, oprócz Włodzimierza Szaranowicza (oddajmy panu redaktorowi, co jego, bo w każdym niemal wejściu mówił o niesamowitym potencjale Dawida, nawet kiedy ten nie wszedł do finału na małej skoczni w Predazzo’13; mówił też w każdym wejściu, co prawda, o tym, że Wasiliew prowadził po pierwszej serii w Turynie i jeszcze parę takich, ale pomińmy to milczeniem), by go nie podejrzewał.
Czego dokona Kubacki najbliższej zimy? Jednego jestem pewien. Na pewno nie zdobędzie mistrzostwa świata w Planicy. I nie wygra małej Kryształowej Kuli w lotach. Natomiast co do reszty – wszystko jest możliwe. Życzmy mu jak najlepiej, bo nie dość, że Polak, to jeszcze bardzo sympatyczny facet. I pracuś. A to trzeba cenić. Nie każdy ma taki talent jak Adam Małysz. A, na przykład, wygranych w T4S Dawid może mieć od wiślaka więcej. Oby!
Inne tematy w dziale Sport