Wspomniałem, że dziś będzie głównie o pudlach. Podiumowiczach, znaczy. Dlaczego „pudle”? Bo stoją na podium, a podium to nic innego jak pudło. Jakby co, to wszelkie prawa zastrzeżone. Teraz do rzeczy.
O ile ranking dotyczący konkursowych zwycięzców można uznać za bardzo wyrównany, to klasyfikacja skoczków podług ilości zajętych miejsc na podium już tak ciasna nie jest.
Jak można wyczytać z poniższych tabel, na podium tegorocznej edycji Pucharu Świata stanęło łącznie 20-tu skoczków reprezentujących siedem krajów. Czyli przedstawiciele żelaznej szóstki + Szwajcar Killian Peier. Był to zresztą jego debiut na pucharowym pudle. Stał już na takowym, choć stopień niżej, rok temu, ale podczas imprezy mistrzowskiej. W Pucharze Świata mu się to do tej pory nie zdarzyło. Wydarzenia drugiej części ostatniego sezonu sugerują, że może mu się to już nie przydarzyć w ogóle, ale w skokach, jak mawiają starzy górale, pewne jest tylko to, że nic nie jest pewne. Zresztą. Adam Małysz miał nie takie wahania formy. I nie tylko on, zresztą.
W rankingu podiumowiczów, niestety, nie przewodzimy już nawet drużynowo. Mieliśmy w tym sezonie trzech, niech będzie dwóch i trzy czwarte, muszkietera. Czwartego do brydża, na którego rok wcześniej zapowiadał się Jakub Wolny, ewidentnie brakło. Żaden z pozostałych, startujących w Pucharze Świata, Polaków nie załapał się ani razu do czołowej 15-tki zawodów, a co dopiero na pudło. Nasza eksportowa trójka uzbierała łącznie w rankingu 16 punktów, co sadowi nas na miejscu trzecim. Za Austrią (19) i Niemcami (17), a przed Japonią (10), Norwegią i Słowenią (po 9 pudeł).
podia najefektywniejsze pudle
l.p. skoczek liczba l.p. skoczek konkursów pudeł/ /konkurs
1 Kraft 15 1 Kraft 27 0,556
2 Geiger 11 2 Geiger 27 0,407
3 Kubacki 10 3 Kubacki 27 0,370
4 Kobajaszi R. 8 4 Kobajaszi R. 25 0,320
5 Stoch 5 5 Stoch 27 0,185
6 Lindvik 5 6 Lindvik 27 0,185
7 Tande 4 7 Zajc 24 0,167
8 Leyhe 4 8 Tande 26 0,154
9 Zajc 4 9 Leyhe 27 0,148
10 Sato J. 2 10 Jelar 9 0,111
11 Prevc P. 2 11 Sato J. 23 0,087
12 Lanisek 2 12 Lanisek 25 0,080
13 Aschenwald 2 13 Aschenwald 25 0,080
14 Żyła 1 14 Prevc P. 27 0,074
15 Jelar 1 15 Hoerl 22 0,045
16 Eisenbichler 1 16 Eisenbichler 23 0,043
17 Peier 1 17 Peier 23 0,043
18 Hoerl 1 18 Hayboeck 26 0,038
19 Schmid 1 19 Żyła 27 0,037
20 Hayboeck 1 20 Schmid 27 0,037
A teraz, rozpatrując problem już indywidualnie. Przewaga Krafta jest tu już zdecydowanie wyraźniejsza niż w przypadku rankingu konkursowych zwycięzców. Wręcz niepodważalna. Stanął w tym sezonie na podium aż 15-krotnie, wyprzedzając drugiego Geigera o 4 podia, co się przełożyło na niemal 15 punktów procentowych różnicy. Na trzecim stopniu podium nasz Kubacki, który jeszcze po Sapporo prowadził, ale później złapał „zadyszkę”, z której nie wydobył się już do końca sezonu. Warto dodać, że nasz zawodnik te 10 podiów zaliczył jednym ciągiem, z rzędu mam na myśli, a to oznacza, ni mniej ni więcej, że pobił przy okazji rekord Polski w tym zakresie, więc wreszcie jakiś, mający znaczenie, rekord naszego kraju w skokach narciarskich nie należy ani do Małysza, ani do Stocha.
Tak jak duża jest przewaga Krafta nad resztą stawki, tak przewaga Geigera, Kubackiego i Kobajasziego nad pozostałymi skoczkami jest równie wyraźna. Mówi o tym dosadnie druga z tabel. Czwarty Kobajaszi stawał na podium w niemal co trzecim konkursie. Piąty Kamil Stoch robił to rzadziej niż co piąty konkurs.
Parę rzeczy po ogarnięciu zawartości obu tabel można zauważyć. Ci, którzy byli w czołówce generalki, są też w szpicy tabeli „medalowej”. Ale trudno, żeby było inaczej. Jakoś te duże punkty zdobyć musieli.
W stosunku do pozycji zajętej na koniec sezonu najgorzej z wszystkich wymienionych wypada zdecydowanie Piotr Żyła. O czym to świadczy? Że paru innych gości z tego grona skakało w tym sezonie jeszcze nierówniej niż on. No bo jeśli on skakał nierówno, a jest w tych obu powyższych zestawieniach zdecydowanie niżej niż w końcowym rankingu sezonu i, po wtóre, znacznie niżej od tych, których w generalce wyprzedził, to znaczy, że było jak piszę. Taki Tymoteusz Zając ze Słowenii na przykład. Potrafił być w tym sezonie 4 razy na podium, ale ile pucharowych podejść zakończył bez punktów, to mu z racji tego, że go lubię, wypominał nie będę. No dobra, jednak wypomnę. Sześć. A w kolejnych pięciu konkursach lądował w trzeciej 10-tce. Uczestnicząc tylko w 24 zawodach, a nie w 27-miu jak Polak. Podobnie jak z Żyłą wygląda sytuacja z Peterem Prevcem, który też lokuje się tutaj parę miejsc niżej niż w klasyfikacji generalnej. Przy czym Słoweniec był od Polaka nieporównywalnie regularniejszy, co wyjdzie na jaw w następnych odcinkach. Za to, podobnie jak Zajc, wyżej niż w generalce lokują się tutaj zarówno Sato Mniejszy jak i Daniel Tande. Generalnie z tych samych jak on powodów.
Wśród tegorocznych pucharowych „medalistów” jest wcale niemało debiutantów. Multidebiutant Marius Lindvik, któremu już poświęciłem parę linijek poprzedniego odcinka. Podwójni podiumowicze, 24-latkowie Słoweniec Lanisek i Austriak Aschenwald. Należy przede wszystkim podkreślić przełamanie Słoweńca, który słynął dotąd z talentu, ale i ogromnej labilności, a w tym sezonie był, jak na siebie niesamowicie regularny. I, gdyby nie pech w Bischofshofen, gdzie był 31-szy, zdobyłby punkty w każdym rozegranym konkursie. Aschenwald z kolei już w zeszłym roku pokazał się z dobrej strony, na przykład na mistrzostwach w Seefeld. W tym sezonie dał powody, żeby o nim mówić jako o stałym członku, niekoniecznie szeroko rozumianej, czołówki. Miejsce w 10-tce klasyfikacji generalnej na koniec tegorocznego sezonu jest tego znamiennym potwierdzeniem. Następni pierwszoroczni podiumowicze. O Killianie Peierze już wspominałem. Kolejny nowy pudel to Niemiec Constantin Schmid. Dla mnie to jest, oprócz Timiego Zajca, najlepszy materiał na przyszłego lidera tego sportu. Oczywiście wiele warunków musiałby po drodze jeszcze spełnić, ale potencjał niewątpliwie ma. Pudlem został też, w Engelbergu, Austriak Jan Hoerl. Było to podium dość przypadkowe, ale było i wymienić go trzeba. Tym bardziej, że te dwieście parę punktów w sezonie wyskakał, a to już przypadek nie jest. Z biegiem sezonu Austriak słabł w sposób widoczny i coraz bardziej oddalał się od, szerokiej nawet, czołówki, ale w pierwszej części zimy robił bardzo dobre wrażenie. No i na koniec sensacja końcówki sezonu. Kolejny Słoweniec Ziga Jelar. Tylko 9 konkursów, w każdym punktował, w paru nawet wysoko, a sezon zakończył wisienką na torcie w postaci drugiego miejsca w Lillehammer. W dodatku w wyjątkowym towarzystwie na podium. Zajął miejsce między legendą skoków a kandydatem na przyszłą legendę. Jeśli ten niespodziewany wybuch formy przerodzi się w coś trwałego, to z powodu Jelara Domen Prevc, jak się będzie chciał mieścić w składzie na konkursy drużynowe, będzie musiał wreszcie ustabilizować formę. A i to może nie wystarczyć.
O tych którzy pokazali się w sezonie z bardzo dobrej strony czy wręcz ocierali się o podium, finalnie jednak na nie nie potrafiąc się wdrapać, już w kolejnym odcinku.
Inne tematy w dziale Sport