1.
1981
Jestem w trzeciej klasie. Jadę z matką zatłoczonym autobusem linii 164. Wracamy ze szkoły. Tłok jak co dzień. Kierowca ma radio. Serwis informacyjny: „Generał armii Wojciech Jaruzelski został wybrany na pierwszego sekretarza KC PZPR. Generał Jaruzelski jednocześnie pozostaje prezesem Rady Ministrów oraz ministrem obrony”. Matka mówi, że może czas, żeby wojsko zrobiło z tym wszystkim porządek. Mimo moich dziewięciu lat czuję, że nie ma pojęcia, o czym mówi.
2.
1981
Niedzielny poranek. Nie działa telewizor. „Teleranka” i tak bym nie oglądał, bo za późno się obudziłem. Później telewizor zaczyna działać. Idzie spektakl Wojtyszki o Gżdaczach. Okazuje się, że przez jakiś czas nie będzie szkoły. Jest super.
3.
1981
Osiedle, na którym mieszkam wybudowano obok podkrakowskiej wsi. Są tam dwa sklepiki. Obok jednego na drzwiach stodoły ktoś napisał: „Ani Wałęsa, ani Rulewski nie będą rządzić, tylko Glemp, Jaruzelski”. „A, tam taki wariat mieszka” – tłumaczy sprzedawczyni.
4.
1982
Matka jest stroicielem. Pewnego dnia przynosi skądś historię o fabryce fortepianów chyba w Kaliszu. Komisarz wojskowy, widząc wielkie magazyny drewna, polecił sprzedać je na opał, bo kraj potrzebuje opału. Nie przyjął do wiadomości, że drewno na instrumenty musi leżeć nawet kilkadziesiąt lat.
5.
1986
Łażę za grupą studentów politechniki. Jeden przyprowadza chromego kolegę. To Marek. Jest inwalidą wojennym. Wcielili go w stanie wojennym, wpadł pod syrenkę i teraz może wszystko kupować bez kolejki.
6.
1989
Krakowskie zadymy w maju 1989 roku. Wydaje mi się, że na przedzie demonstracji z transparentami WiP-u i Federacji Młodzieży Walczącej idzie jeden z ministrów obecnego rządu. Demonstracja zbliża się do kordonu zomowców – „Demonstracja pokojowa, Jaruzelski będziesz wisiał” – krzyczą uczestnicy.
7.
1989
Wracam autobusem z Bułgarii, w Czechosłowacji zaczyna działać polskie radio. Zgromadzenie narodowe wybrało na stanowisko prezydenta Wojciecha Jaruzelskiego. Myślę, że to niefajnie.
8.
1990
Leżę w szpitalu. Poznaję człowieka. Opowiada mi swoje życie, które tak właściwie skończyło się 13 grudnia 1981 r. Wcześniej z rodziną postanowili emigrować do Australii. Bilety mieli właśnie na 13 grudnia. Kosztowały chyba cały zgromadzony wcześniej majątek (mieszkanie, samochód). O stanie wojennym dowiedzieli się na lotnisku. Zamkniętym. Linia lotnicza zwróciła pieniądze za bilety. Państwowy bank wymienił dolary na złotówki po oficjalnym kursie. Starczyło na weekend w hotelu. Rodzina się rozpadła. Opowiada prawie płacząc. Wygląda na dziesięć lat więcej niż ma.
9.
1990
Słyszę, że prezydent Jaruzelski przysłał do Sejmu projekt ustawy skracającej kadencję jego urzędu. Myślę, że to w porządku.
10.
1995
Impreza z okazji pięciolecia tygodnika „Nie”, na terenie wyścigów na Służewcu. Tłumy pijanych facetów w źle skrojonych garniturach z pasującymi do nich kobietami. Pojawia się generał Jaruzelski. Ze swoją dystyngomaną sztywnością zupełnie tu nie pasuje. Robię mu zdjęcia, ochroniarz prosi, żebym przestał, bo generał źle znosi błyski fleszy.
11, 12, 13, 14, 15,
2007
Jestem już dorosły. Pracuję w telewizji. Przygotowuję materiał o broni jądrowej, w jaką wyposażono Ludowe Wojsko Polskie. Zastanawia mnie, jak to możliwe, że Sowieci przygotowując interwencję, nie wywieźli z Polski głowic. Nie brali pod uwagę ryzyka, że podczas zawieruchy ktoś będzie chciał magazyny przejąć?
Rozmawiam o tym z moim starszym kolegą. On wszelkie moje wątpliwości co do groźby interwencji kwituje: „Gdybyś pamiętał, jak wtedy było, to byś wiedział, że interwencja była wręcz pewna”.
Zaczynam grzebać. Dokopuję się analizy CIA z jesieni 1981 roku. „Całkowicie wykluczamy możliwość wejścia wojsk sowieckich do Polski”. „Interwencja spowodowałaby osłabienie sił Układu Warszawskiego tak, że przywrócenie równowagi trwałoby osiem lat”.
Starszy kolega mówi, że Amerykanie nie mieli pojęcia ani o ówczesnej Polsce, ani Związku Radzieckim.
Gdy pytam go, czy istnieje jakikolwiek dowód, który przekonałby go o tym, że interwencji miało nie być – odkłada słuchawkę.
Rozmawiam z usuniętym z wojska w 1968 roku wyższym oficerem żydowskiego pochodzenia. Mówi, że część uderzeniowa LWP była jakby wyjęta ze struktury PRL, Polska Ludowa fundowała wyposażenie, dostarczała poborowych, jednostki były podległe Sowietom z dowództwa Układu Warszawskiego. Trudno było mówić wtedy o polskich generałach. To byli sowieccy generałowie polskiego pochodzenia.
Rozmawiam z oficerem, który w latach 80. dowodził kompanią czołgów. „Każdego dnia byliśmy gotowi zaatakować Europę Zachodnią. Byliśmy przygotowani do walk z użyciem taktycznej broni jądrowej. Alarmowy wyjazd z koszar ćwiczyliśmy co kilka tygodni”.
Były korespondent w Moskwie: „Na koniec rozmowy z jednym z ministrów spraw zagranicznych ZSRR już przy wyłączonym magnetofonie usłyszałem »Związek Radziecki w swojej historii bał się tylko jednego Polaka – marszałka Piłsudskiego, postanowiliśmy więc zrobić sobie własnego – i zrobiliśmy towarzysza Jaruzelskiego«”.
17.
2007
Ojciec opowiada mi o swoim znajomym z Long Island. Witek był pilotem su-20. Dumą wsi, z której pochodził. 13 grudnia oficer polityczny podczas specjalnej odprawy powiedział: „Towarzysze, przysięgaliście bronić ojczyzny przeciw wrogom zewnętrznym i wewnętrznym. Dziś zaatakował ten wewnętrzny. I partia postawiła zadanie, żeby ojczyznę przed tym wrogiem wszelkimi siłami obronić”. Witek zapytał: „To znaczy, że jeżeli partia rozkaże mi zbombardować chałupę mojej matki, to mam to zrobić?”, „Tak jest” – odpowiedział polityczny. „No to ja pierdolę taką partię” – powiedział Witek i rzucił legitymacją.
18.
2008
Mechanik samochodowy, który przyznaje się do tego, że był podsekretarzem stanu w MON za Olszewskiego: „Uważam, że ktoś powinien zrobić badania DNA Jaruzelskiego, są poważne podejrzenia, że to podstawiony przez ruskich agent”.
19.
2009
Ojciec opowiada mi o pułkowniku Kantku, szefie łączności w WUSW w Krakowie, który 13 grudnia 1981 roku nie wykonał rozkazu wyłączenia wszystkich telefonów w mieście. Zostawił włączone automaty telefoniczne. „No przecież jakby ludzie mogli wezwać pogotowie” – tłumaczył. Ledwo uniknął sądu wojennego. Później w radio słyszę, że nikt nie policzył, ile osób w kraju zmarło, bo nie było jak wezwać pogotowia.
20.
2009
Dzwoni kolega. Był na premierze „Domu złego” Smarzowskiego. Jest wściekły. Mówi, że nie wie po co się robi takie filmy. Odpowiadam, że stan wojenny na prowincji wyglądał nieco inaczej niż w Warszawie. „Ale ja nie chcę o tym wiedzieć” – prawie krzyczy.
21.
2010
Dzwoni inny kolega: byłem 13. pod domem generała. Było nas parę tysięcy ludzi. Niesamowita atmosfera. Duch w narodzie nie ginie.
22.
2011
Dostałem od Rogera Boyesa „Noc generała” Gabriela Mérétika. Czytam, że internowani funkcjonariusze PZPR oraz doradcy Solidarności trafili do wojskowych ośrodków wypoczynkowych. Zwykli członkowie związku do więzień bądź specjalnie przygotowanych obozów.
23.
2011
Rozmawiamy z kolegą. Mówi, że wszystkie grzechy generała, te z lat 40., udział w antysemickich czystkach, w masakrze 1970, nawet ofiary stanu wojennego można mu wybaczyć, bo najpierw uchronił kraj przed sowiecką interwencją, a potem pokojowo oddał władzę. Pytam, a co jeżeli interwencji miało nie być, a władza wysunęła mu się z rąk, bo się posypał ZSRR? Odpowiada, że woli wierzyć, że tak nie było. Bo inaczej całe 20 lat wolności by było chuja warte.
Inne tematy w dziale Kultura