W wigilię święta pracy i "pokoju", Ziemski Sąd Wiednia odmówił FBI w ekstradycji "króla" rynku gazu Ukrainy, Dmitro Firtasza. Amerykanie argumentowali swój wniosek o ekstradycję bardzo prosto:
Firtasz korumpował urzędników rządu Indii, którzy odpowiadali za decyzje o przyznaniu prawa na wydobycie tytanu, wręczając im łapówki w wysokości 18,5 mln USD.
Rozprawa sądowa trwała ... 1 dzień. Przed sądem zeznawali między innymi następujący świadkowie zgłoszeni przez obronę Firtasza (komanda adwokatów liczyła 20 osób, w tym były minister sprawiedliwości Austrii):
- I prezydent Ukrainy – Krawczuk;
- Kierownik Administracji Janukowicza – S. Lewoczkin;
- Mer Kijowa – Kliczko;
- Deputat Rady Najwyższej Ukrainy – M. Lewoczkin (siostra S. Lewoczkina):
- Kierownik frakcji "Opozycyjny Blok" – były minister paliwa i energetyki Bojko.
Już ten skład świadków świadczy o tym, że obrona zrobiła z kryminalnego procesu polityczny cyrk, w którym rolę klounów odegrali były i aktualny prezydent Ukrainy, oraz kolejny "kosmiczny" mer Kijowa.
Ziemski Sąd Wiednia nie tylko odmówił FBI w ekstradycji. On oddał Firtaszowi paszport, tym samy zezwolił mu na wyjazd z Austrii.
To na czym polega to plunięcie w lico Ukraińcom (żywym i martwym)? Na decyzji Ziemskiego Sądu Wiednia?
Ależ nie! Ta obraza polega na tym, że ukraińska prokuratura została zablokowana przez Poroszenkę i nie wnioskowała do Ziemskiego Sądu Wiednia o ekstradycję Firtasza do Ukrainy.
A argumenty w rękach ukraińskiej prokuratury byłyby tysiące razy silniejsze niż u FBI.
Rezultat: Firtasz oświadczył, że rozważa powrót do Ukrainy.
Inne tematy w dziale Polityka