Ostatnie zdanie Cz.1 okazało się klasyczną satyrą. Debile, wypowiadający się na temat kredytów denominowanych lub indeksowanych, okazali się "na wysokości zadania" i wszystkimi swoimi komentarzami jednoznacznie pokazali, że prawo w Polsce to bagno, a ci, którzy go robią i intempletują do stosowania, to kasta bezmózgowców, której nawet fizycy mogą tylko buty czyścić.
Nikt nie umiał odpowiedzieć na pytanie o genezę pojęcia "kredyt denominowany", a już tym bardziej o datę implementacji takich kredytów do praktyki bankowej,
Nikt też nie dostrzega tej kilkuletniej luki, jaka dzieli moment otrzymania kredytu denominowanego przez Państwo S (2006) od daty implementacji do "Prawa bankowego" przepisów o takim kredycie (2011).
A już zupełnym kuriozum stanowi fakt, że w 2010 sąd wydaje wyrok negujący stosowanie pewnych klauz w umowach o kredyt denominowany, ale ani słowem nie upomina się w tym wyroku o tym, że prawo bankowe nie dopuszczało w 2006 r. zawierania umów na wydawanie kredytów denominowanych.
O debilności myślenia kasty prawniczej, niech świadczy ten fakt, że wszyscy oni zarzucają mi czepianie się umów kredytowych bez uwzględnienia tego, że prawo dopuszcza dowolność zawierania umów.
Nikomu z nich nie przyszło do głowy, że takie gadanie jest dowodem ich bezmózgowości, gdyż ustawodawca uchwalając w 1997 r. prawo bankowe, a w nim art.69, dał jednoznacznie do zrozumienia, że nie ma dowolności przy zawieraniu umów kredytowych.
A w artykule 69 najważniejszym, fundamentalnym kryterium jest bezwzględne określenie waluty kredytu. To kryterium nie dopuszczało takich zmian w Prawie bankowym, jakie zostały wprowadzone do niego 29.07.2011. I do dzisiejszego dnia kilkadziesiąt sądów, tysiące komentatorów politycznych, prawowych, finansowych, i innych ani słowem nie wypowiedziało się na ten temat, chociaż klauzulami niedozwolonymi gęby sobie wycierają na prawo i lewo.
Zwracam uwagę wszystkich czytelników na absolutnie dziki sposób myślenia Sądu Apelacyjnego w Białymstoku, wyrażony w sentencji wyroku. Poniżej jeden mały przykład:
Nie było w chwili zamknięcia rozprawy (art. 316 § 1 k.p.c.) przez Sąd Apelacyjny spornym, iż w dniu 15 maja 2012 r. zostały wpisane przez Prezesa Urzędu Konkurencji i Konsumentów do rejestru klauzul niedozwolonych pod pozycją 3178 i 3179 postanowienia wzorca Banku M o treści:
Mój komentarz:
Fakt, nie było spornym że Prezes wpisał klauzule niedozwolone do odpowiedniego rejestru na pół roku wcześniej, niż odbyła się rozprawa apelacyjna w Białymstoku, ale przecież rozprawa apelacyjna dotyczy wyroku wydanego przez Sąd Okregowy w Olsztynie, na miesiąc przed tym, jak leniwy Prezes Urzędu Konkurencji i Konsumentów raczył ruszyć swoje cztery litery i wpisać odpowiednie klauzule do rejestru! (a miał na to czas od października 2011 r., a więc zmarnował pół roku, czym naraził wszystkich konsumentów na dodatkowe wydatki na rzecz mafijnych banków).
O czym świadczy takie odwracanie kota ogonem? Jednoznacznie o daleko posuniętej degrengoladzie Sądu Apelacyjnego w Białymstoku.
Sąd Apelacyjny nie miał prawa uwykorzystać ten argument na korzyść apelacji złożonej przez bank.
To jednak nie wszystko. W zanadrzu mam jeszcze lepszą perełkę dotyczącą tego wyroku.
cdn.
Inne tematy w dziale Polityka