Wielu użytkowników Salonu (a w szczególności fizykaliści i ich klakierzy) dziwi mi się, że zadaję tak dużo pytań i nie przyjdzie im do głowy, że ja mogę kierować się w życiu wskazówką ich Guru, Alberta Einsteina, który w przypływie szczerości powiedział:
Najważniejsze, abyśmy nigdy nie przestali zadawać pytań. Ciekawość ma swoje własne racje istnienia. Nie sposób nie oniemieć z zachwytu, gdy kontempluje się tajemnice wieczności, życia, czy też wspaniałej struktury rzeczywistości. Wystarczy spróbować pojąć choćby drobny fragment tej tajemnicy każdego dnia. Nigdy nie wolno utracić tej świętej ciekawości.
Gdy opublikowałem notkę o prawdzie objawionej, głoszonej przez "wybitnego" fizykalistę, natychmiast na moim blogu i Salonie pojawiła się szarańcza, która postanowiła nauczyć mnie rozpoznawania potencjałów.
Wiedząc kto jest autorem tej prawdy objawionej mogłem sobie pozwolić skryć jego nick pod enigmatycznym loginem #"wybitny" fizykalista# i dzięki temu miałem (i mam nadal) okazję obserwować pewne socjologiczne zjawisko.
Autor tej bzdury o różnicy potencjałów nie zorientował się w podstępie i wylał na moją głowę całą cysternę pomyj i brudu, poczynając od takiej frazy:
Waldemar.m, jak zwykle, kulą w płot! Obwieścił, że w fizyce "prawdą objawioną" jest, iż warunkiem koniecznym dla przepływu prądu jest róznica potencjałów między końcami przewodnika.
Gdy ujawniłem autora, to on zamiast usunąć swój paszkwil, zdobył się tylko na jedno zdanie:
Waldemar.m słusznie wytknął mi błąd
I mimo tego, że wytłuścił swoje oświadczenie, dyskusja pod jego notką idzie w tym samym kierunku co pod moją (czyli ubolewania nad słabością umysłową konia, a nie cygana), świadcząc o tym, że nie wszystko takie proste z tą różnicą potencjałów.
Jak widzicie, reaguję spokojnie na te ataki, gdyż dużo czytam i wiem co na ten temat mówił A.Einstein:
Wybitne umysły są zawsze gwałtownie atakowane przez miernoty, którym trudno pojąć, że ktoś może odmówić ślepego hołdowania panującym przesądom, decydując się w zamian na odważne i uczciwe głoszenie własnych poglądów.
Człowiek zna tylko dwa przemysłowe źródła prądu elektrycznego:
- generatory;
- akumulatory.
Zacznijmy analizę od tych pierwszych.
Generator: magnes (lub elektromagnes) i ramka (czyli część obwodu galwanicznego). Jedno przesuwa się względem drugiego, a w tym czasie płynie prąd.
I gdzie tu różnica potencjałów?
Powiedzmy, że obwód miał 2 kilometry. Po jakim czasie prąd, który wypłynął z generatora dopłynie do niego drugim końcem obwodu?
Przecinamy przewód tak, żeby odcinek od generatora miał długość 1 km. Czy będzie nim płynął prąd elektryczny?
Dla zobrazowania sytuacji wykonałem pewien eksperyment. Przebiegał on w 3 etapach co przedstawiłem na ilustracji do tej notki.
I etap
Połączyłem zaciski baterii Kodak woltomierzem, który pokazał 9,36V.
II etap
Przebiegał w dwóch etapach. Naprzemiennie łączyłem bieguny baterii przez woltomierz z ziemią. To połączenie było bardzo krótkie. Woltomierz ani drgnął, czyli pokazywał zerowate 0V.
III etap
Połączyłem zaciski baterii Kodak woltomierzem, który pokazał tylko 8,87V.
Obserwacja: Pomimo tego, że woltomierz milczał, gdy łączyłem zaciski naprzemiennie z ziemią, to jednak prąd opuścił baterię unosząc z sobą część zgromadzonego w niej ładunku.
Wniosek: Woltomierz nie jest instrumentem, który może zarejestrować rzeczywisty potencjał między dowolnymi punktami. Woltomierz rejestruje przepływ prądu w zamkniętym obwodzie galwanicznym.
W akumulatorze gromadzi się większy ładunek na jednej z elektrod i dlatego dwie elektrody tego samego akumulatora różnią się między sobą potencjałem, który możemy zarejestrować tylko w postaci przepływającego prądu (patrz rysunek segerna):

Natomiast w generatorze nie mamy do czynienia z nagromadzeniem ładunku, i dlatego uprzywilejowany kierunek prądu elektrycznego wywołujemy geometrycznym położeniem magnesów i ramki w generatorze, co pokazano na rysunku prądnicy trójfazowej.
Nie wie o tym komentator-maxwellista Zajtenberg i dlatego wyskoczył jak filip z konopii:
Kiedyś próbowałem Waldemarowi tłumaczyć, że potencjał elektryczny istnieje tylko dla przypadku gdy pole magnetyczne nie zmienia się w czasie. To prosta konsekwencja równania Maxwella:
(i tu uraczył mnie jakimś dziwolągiem faceta, który nawet nie wiedział, jak jest zbudowany atom).
Widocznie tego było mu mało, gdyż kontynuował:
Jako przykład podałem zwojnicę do której wsadza się (lub wyciąga) magnes. Przy zamkniętym obwodzie, przez chwilę - gdy magnes zmienia położenie, prąd płynie "w kółko".Iw którym miejscu obwodu potencjał ma być najwyższy?
Jak mnie pytają, to ja odpowiadam;
Gdy wsadzasz magnes w zwojnicę, to linie sił magnesu nawijają się na przewód zwojnicy i zyczyna płynąć prąd. W zależności od położenia geometrycznego linii sił magnesu w stosunku do przewodu zwojnicy, prąd popłynie jednym lub drugim końcem przewodu zwojnicy.
Prąd będzie miał swój początek. Obwód przed początkiem prądu i do miejsca jego generowania będzie miał zerowy potencjał.
Wniosek jest jednoznaczny: Tam gdzie płynie prąd, tam potencjał jest najwyższy.
Panie Zajtenberg! Przyjmij Pan do wiadomości, że od czasu Maxwella minęło już ponad 150 lat. Czas zmienić sobie Bożka.
I jeszcze jedna myśl, od drugiego Bożka fizykalistów (Einsteina) specjalnie dla Pana i autora prawdy objawionej, który wpuściła Pana w maliny:
Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy, ponieważ wiedza jest ograniczona.
P.S.: Niech się Pan nie załamuje z tego powodu, że dał się Pan podpuścić jak dzieciak. Są typy ciekawsze niż Pan. Dam jeden przykład (enrique):
Ha, większość otaczających nas obwodów to obwody prądu zmiennego. A tam praktycznie zawsze mamy przesunięte w fazie napięcie i natężenie.
Czyli na dowolnym fragmencie obwodu mamy zwykle tak, że kiedy prąd akurat nie płynie, to różnica potencjałów jest. A kiedy różnica potencjałów znika, to prąd sobie w najlepsze posuwa.
Takiego idiotyzmu nawet hamerykańcy nie głoszą!!!
Inne tematy w dziale Technologie