Najlepiej nie mieć nic wspólnego z SOR-em, czyli szpitalnym oddziałem ratunkowym. Przyznam, że mi się nie zdarzyło i oby trwało to jak najdłużej, a najlepiej wcale tam nie trafić. Artykuł mówi o tym jak to wygląda w Warszawie, więc współczuję zwykłym Warszawiakom, którym zdarza się tam trafić.
"Jeśli nie ma się znajomego lekarza w szpitalu albo chociaż pielęgniarki, nie będzie się traktowanym, jak należy. I to jest największe zło, bo okazuje się, że jeśli jest się zwykłym pacjentem, to jest się nikim – powiedział mi szef jednego z warszawskich szpitalnych oddziałów ratunkowych (SOR).
Pewnie anonimowo. Ja się nie boję mówić publicznie, bo tak to wygląda. Część osób z premedytacją wykorzystuje znajomości i trafia na SOR, choć doskonale wiedzą, że nie mają stanu zagrożenia życia, a często nawet zdrowia."
Jednym słowem, bez znajomości ani rusz. Służba zdrowia jest deficytowa, a mimo wszystko uważam, że część pieniędzy jest marnotrawiona i właściwie tylko ministerstwo, czy NFZ wiedzą ile pieniędzy mają, na co je wydają, a nam wypada wierzyć lub nie.
Nie korzystam ze służby zdrowia za często, choć może powinnam, bo w końcu oddaję dwie składki zdrowotne co miesiąc, a takich jak ja są setki tysięcy. Płacimy, a gdy przychodzi nam odwiedzić przychodnię, czy SOR, to okazuje się, że nikt nie ma dla nas czasu, nikt się nami nie przejmuje, oprócz najbliższej rodziny, która i tak niewiele może.
Jedni są obsługiwani ponad miarę, a dla innych nie starcza podstawowej opieki i to jest jakiś koszmar, z którym nikt sobie nie poradził, jakby w ogóle nie istniał. Nie winię lekarzy, bo próbują pracować w takich, a nie innych warunkach, które ktoś dla nich stworzył. Co jakiś czas czytam, że zmarł lekarz na dyżurze i albo jest za mało lekarzy, albo zarabiać chcą więcej i chwytają wszystko, jak leci nie zaważając na zdrowie.
Trafić na przemęczonego lekarza, to zgroza, a dzieje się tak, bo może organizacja szwankuje, bo może system jest skostniały i nie dostosowany do realiów? VIP-y mają wszystko i wydaje im się, że jest dobrze i nie trzeba niczego zmieniać. Może taki VIP, jeden z drugim raz, czy dwa dla sprawdzenia spróbowaliby "zagrać" zwykłego pacjenta i poddać się procedurze czekania przez kilka, czy kilkanaście godzin na swoją kolej i być może coś by się wtedy ruszyło. Czy jest szansa, że to się kiedyś zmieni? I pacjent nie będzie intruzem, bo czasem mam wrażenie, że tak właśnie jest. Intruz burzący dobre samopoczucie służby zdrowia.
Dla mnie życie jest czymś najlepszym, co mogło mi się przytrafić kiedykolwiek
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo