Kirgizja. Koniec barbarzyńcy.
Najpierw był Issyk Kul, a następnie Song Kul. Pierwszy raz usiadłam na koniu i galopowałam po stepach. Zrozumiałam, dlaczego Kirgiz nigdy nie schodzi z konia. Mieszkając w sąsiedztwie kirgiskich rodzin i przyglądając się ich codziennemu życiu miałam okazję do licznych spotkań i rozmów. Wiele się nauczyłam podczas moich pobytów w jurtach. Doiłam kobyły i przygotowywałam kumyz. Robiłam masło i specjalną maszynką na korbkę oddzielałam śmietanę od mleka. Widziałam jak zabija się barana i jak z każdej jego części gotuje się tradycyjne dania. Wypowiadałam magiczne ,,omin” przed każdym posiłkiem. Byłam częstowana gotowanymi gałkami ocznymi, końską macicą, mięsem świstaków i baranim mózgiem pieczonym w czaszce. Jak nakazuje zwyczaj pięcioma palcami jadłam narodowe danie – beszbarmak. Przez krótki okres czasu miałam nawet kirgiskiego narzeczonego – dziewięcioletniego Ormona. Wieczorami przy domowej roboty alkoholu słuchałam kirgiskich pieśni.
Uwierzyłam, że ludzie mogą być bezinteresownie dobrzy i że mogą chcieć pomagać innym. Dzięki Kirgizom poznałam znaczenie słowa: ,,gościna”. Oni powiedzenie „Gość w dom, Bóg w dom” traktują dosłownie i z największym szacunkiem. Od osób, które miały bardzo mało wielokrotnie dostałam bardzo dużo.
Kirgiz w makijażu
Po powrocie, po kilku latach byłam zszokowana zmianami. Kirgizja utraciła swoje pierwotne piękno. Stała się kolejnym rozwijającym się państwem, w którym ludzi dzieli się tylko na bogatych ibiednych. Krajem, który w pogoni za nowoczesnością i pieniądzem traci własną tożsamość kulturową.
Młode kobiety w krótkich spódniczkach, obcisłych bluzeczkach i w butach na wysokich obcasach szybko przemierzają drogę do pracy, szkoły czy domu. Mocno wymalowane twarze zwracają uwagę, ale chyba raczej ilością nałożonych kosmetyków niz naturalnym pięknem ciemnej karnacji i brązowych oczu otoczonych czarnymi rzęsami. Na pierwszy rzut oka wyglądają jak Europejki. Eleganccy mężczyźni nie nakrywają już głowy, a jedynie żelują włosy. Nawet Ci, od których wykonywana praca nie wymaga garnituru, zamiast tradycyjnego kołpaku (wełnianej biało-czarnej czapki) noszą czapeczki bejsbolowe.
Z dawnego spokoju nie pozostało już nic. Wszędzie pośpiech i ruch. Na ulicach kierowcy drogich niemieckich samochodów trąbią na siebie na wzajem w dzikim szaleństwie. Teraz prawie każdy Kirgiz ma 140 koni lecz już pod maską swojego błyszczącego cacka. Z ulic zniknęły wiekowe samochody zniszczone przez rdzę i częste stłuczki.
Mimo bogactwa, które widać w centrum miast wystarczypojechać na ich obrzeża, aby zobaczyć biedę. Ludzie są coraz bardziej sfrustrowani.Pieniędzy nie wystarcza na nic. Nawet dzieci zmuszone są do pracy na bazarach i wośrodkach turystycznych. Wiele kobiet, również zamężnych, pracuje w hotelach jakoprostytutki. Nie mają wyjścia, bo innej pracy nigdzie nie dostaną, a często mają dzieci, na któretrzeba zarabiać. Takimi maluchami najczęściej zajmują się dziadkowie, a matki widują je razna kilka miesięcy. Mężczyźni często wyjeżdżają do pracy w Rosji. Tam przede wszystkim są wolnemiejsca pracy, a do tego zarabia się dużo więcej niż w Kirgizji. Ceną jest pozostawienierodziny minimum na pół roku. Młodzi znający jakiś język obcy starają się wyjechać zagranicę do pracy lub na staż. Niewielu z nich wraca do kraju. Na emigracji miotają się pomiędzytęsknotą za rodzinąiprzyjaciółmi, a możliwością godnego życia.
Beszbarmak wyszedł
W Kirgizach, którzy pozostają w kraju odradza się nacjonalizm. Biały człowiek na ulicy to ,,Amerykaniec” oczywiście z wypchanym pieniędzmi portfelem. Zbiorowa turystyka zepsuła Kirgizów. Teraz nawet za udzielenie informacji żądają pieniędzy. Praktycznie w żadnej restauracji nie można kupić baraniny i takich dań jak beszbarmak, z których kiedyś słynęła miejscowa kuchnia. Wszędzie za to są budki z kebabami i hamburgerami. Aby zobaczyć mężczyznę polującego z sokołem ubranego w tradycyjny strój trzeba jechać na specjalnie w tym celu zorganizowany pokaz.
Biurokracja w dalszym ciągu jest na poziomie państwa komunistycznego. Policja szuka każdego powodu, aby wyłudzić pieniądze, tak od Kirgizów jak, i turystów. Kirgizja znajduje się na narkotykowym szlaku przemytniczym z Afganistanu do Europy, dlatego ONZ starając się zwalczać ten typ przestępczości otworzyło siedzibę w Biszkeku. Mimo to nawet w centrum stolicy na skwerach w parkach rosną krzaczki marihuany.
Chińska inwazja
Innym zagrożeniem wynikającym z bezpośredniego sąsiedztwa są Chiny. Kirgizja jak i reszta świata została zalana chińskimi produktami. Na jednym z najbardziej znanych i największym z bazarów w Azji Centralnej w Osh jest tylko jedna alejka, przy której stoi kilka budek z tradycyjnymi ubraniami, czapkami, batami i tym podobnymi sprzętami. Wydaje się jednak, ze są to tylko pamiątki dla turystów, a miejscowi rzadko, kiedy zwracają na nie uwagę. Jedzenie, tekstylia, elektronika i sprzęt AGD pochodzą z importu zza wschodniej granicy. Wszystkie drogi budowane są przez Chińczyków. Sąsponsorami licznych budynków mających tablice upamiętniające przyjaźń kirgisko-chińską, w tym np. muzeum przyrodnicze w Ala Archy. Czy jednak jest to przyjaźń bezinteresowna? Czy aby na pewno z korzyścią dla Kirgizji?
Ubywa dzikich zakątków, gdzie ludzie żyją zgodnie z prawami natury. Nam ludziom z rozwiniętej i wciąż intensywnie rozwijającej się Europy łatwo powiedzieć, że chcielibyśmy zatrzymać rozwój innych krajów dla ich dobra. Zatraciwszy swoje tradycje walczymy o cudze. Dopatrujemy się w nich magii i uroku. Czyjednak my sami wrócilibyśmy do czasów ciężkiej pracy na roli, do strojów ludowych, i tylko i wyłącznie tradycyjnej kuchni? Każdy chce żyć godnie i w jak najlepszych warunkach, niem ożemy więc wymagać odinnych, aby ciągle mieszkali w jurtach i paśli bydło. Mimo to pijąc jaśminową herbatę myślami wędruję nad zielone brzegi jeziora Song Kul, widzę ośnieżone góry i zachwycam się prostotą, pięknem takiego życia. Cieszę się, że było mi dane zobaczyć dawną Kirgizję, która już nigdy nie powróci.
Dominika Kustosz
mandragon.pl/