Nowoczesna miała być tą lepszą alternatywą dla zdegenerowanej Platformy. Centrowi wyborcy mieli wreszcie przestać głosować (wbrew własnej woli) na "mniejsze zło". Petru miał wysadzić Platformę i przejąć jej elektorat. Tak było jeszcze przed wyborami. Samozwańcze koronowanie się Petru na przywódcę opozycji antypisowskiej musiało zaboleć Schetynę-przewodniczącego najliczniej reprezentowanej partii opozycyjnej w Sejmie. Podchody w podbieranie sobie radnych, to MIAŁ BYĆ przejaw toczonej przez obu panów(i partie) zimnej wojny. W kontrze do "totalnego" Schetyny, pojawił się w pewnym momencie umiarkowany "światełko w tunelu" Petru. I nawet wspólny marsz organizowany(formalnie) przez KOD, nie mógł ukryć tej wzajemnej niechęci liderów. To normalne, że jak się w polityce mówi "A", to trzeba powiedzieć "B". Nic bardziej mylnego. Petru i Nowoczesna (po raz kolejny) udowadniają, że są tylko Platformą-bis. Może mi ktoś wyjaśni, jaki jest sens polityczny, w głosowaniu razem z Platformą za odrzuceniem audytu rządów PO-PSL? Elektorat centrowy nie rozciągnie się jak guma, obie partie czeka albo konflikt, albo koalicja. Przecież Nowoczesna szła do wyborów z hasłem: stop arogancji władzy. Petru zapowiadał "zmianę" tego chorego układu. A kiedy PIS pokazuje objawy choroby, to Petru razem z "trędowatym"(Platforma) głosuje przeciw i każe pokazywać książeczkę lekarską z kartą zabiegową, bo nie wierzy kolegium medycznemu. Przecież Nowoczesnej uciekła idealna szansa na dobicie rannej Platformy. Czyżby mocodawcy III RP nie życzyli sobie "sztucznego" konfliktu w "rodzinie"? Walka z PIS ponad wszystko? Nawet za cenę "zgniłego" kompromisu?
"Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka