Tak myśli poseł Szejnfeld. Tak myśli Platforma. Powinno być jednak inaczej. W czerwcu ubiegłego roku Bronisław Komorowski apelował do wyborców: "aby dali szansę, że przez 500 dni, przynajmniej przez 500 dni, do wyborów parlamentarnych, będzie obowiązywała zasada zgody, która buduje...Zrobimy wiele, zbudujemy naprawdę wiele. To będzie rozpoczęcie budowy już na wszystkich odcinkach przewidywanych, planowanych autostrad w Polsce, to będą kontrakty podpisane na następne 1000 km budowy dróg w Polsce. To będzie dokończenie dzieła podwyżek dla nauczycieli...Te 500 dni to będzie 500 dni normalnej, dobrej, przyzwoitej pracy. Ciężkiej pracy, także w ciężkich czasach, jakie są skutkiem katastrofy powodzi". Oczywiście nie można mówić, że Platforma całkowicie przespała ten okres. Oprócz ustawy żłobkowej, trudno jednak wskazać jakieś inne konkretne dokonania ekipy Tuska. Co więcej nie widać woli, WOLI politycznej do naprawy państwa. Przed wyborami, co naturalne, przyszedłby okres rozliczeń. Z całą pewnością rozliczeń druzgoczących dla Platformy. Z pomocą "przyszła" jednak prezydencja - skuteczny "odwracacz" uwagi. Przynajmniej tak twierdzi prof. Markowski, który nie tak dawno stwierdził, że młodym zaimponuje "europejski", pokazujący się w towarzystwie Merkel i Sarkozy'ego, Tusk. "Medialność" polskiego przewodnictwa w Unii Europejskiej ma jednak swoje granice. Wiem, że Minister Dowgielewicz stawia na "Partnerstwo Wschodnie"(również Bałkańskie???), bezpieczeństwo energetyczne i........to wszystko. Mało jak na pół roku pracy. Te 6 miesięcy ma pomóc w "stworzeniu pozytywnego wizerunku Polski w świecie"(za oficjalną stroną). Myślę jednak, że przede wszystkim ma pomoć Tuskowi w utrzymaniu władzy. Czy rzeczywiście pomoże? Do tego, polska prezydencja musiałaby okazać się sukcesem. W ubiegłotygodniowym "Uważam Rze" pan Marek Magierowski oczywiście w to wątpi: "bo od lipca do grudnia Europa będzie miała tysiąc ważniejszych zmartwień niż polska prezydencja, polskie priorytety, Partnerstwo Wschodnie i bezpieczeństwo energetyczne. A jej głównym zmartwieniem będzie to, żeby się nie rozpaść...Polska prezydencja przypadnie na okres unijnej smuty. Merkel będzie myślała wyłącznie o tym, jak nie tracić władzy w kolejnych landach. Sarkozy będzie myślał wyłącznie o tym, jak nie przegrać przyszłorocznych wyborów prezydenckich. Berlusconi będzie myślał wyłącznie o tym, jak uniknąć kary więzienia za seks z nieletnią Marokanką..." Dodałbym do tego jeszcze kryzys grecki, nie tylko związany ze strefą euro. Być może czeka nas "drugi oddech" kryzysu(obym się mylił). W takim wypadku niewątpliwie medialne wydarzenie może zakończyć się katastrofą. Katastrofą dla ekipy Tuska, bo właściwie przeszłoby bez echa. O polskich priorytetach nikt by już nie pamiętał. Sam Donald Tusk nie mógłby "brylować" na europejskich salonach. Oddaliłby się tym samym od "ciepłej" posadki w Unii, po zakończeniu kariery politycznej w Polsce[być może dostanie za całokształt :)]. Tak więc panie pośle Szejnfeld lepiej być w ostrożnym w wygłaszaniu takich sądów. Nigdy nic nie wiadomo.
www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article
www.prezydencjaue.gov.pl/polskie-przygotowania-do-prezydencji
"Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka