Przykłady, jakich wiele:
I.
"by zrozumieć niezmanipulowany kontekst wypowiedzi wystarczy 3 min oryginalnego wywiadu"
[https://www.wykop.pl/link/3727751/kto-byl-gorszym-sortem-polakow-co-naprawde-powiedzial-kaczynski/]
II.
"nawet jeśli powiedział, to tylko w kontekście… prywatnej opinii"
[http://www.pch24.pl/wara-od-naszych-dzieci--mocne-slowa-jaroslawa-kaczynskiego-na-konwencji-pis,66906,i.html#ixzz61GpLkqVV]
III.
"Interesujące w tym kontekście jest to, że mamy kompleksy wobec Zachodu, ale jako państwo, w którym przeważająca liczba obywateli identyfikuje się z wiarą katolicką, jesteśmy – przynajmniej nam tak się wydaje – jądrem chrześcijańskiej Europy"
[https://www.gazetaprawna.pl/artykuly/1210685,podzial-polskiego-spoleczenstwa-na-elity-i-mohery.html]
xxxxx
Czyli: by zrozumieć fragment wypowiedzi, trzeba I. odtworzyć jej 3 minuty; II. wziąć pod uwagę prywatne życie; III. zrekonstruować etnos wspólnoty? Tak czy siak, mam wziąć pod uwagę kontekst. Już w słownikowej definicji nie takie to proste; kontekst to:
1. «fragment tekstu potrzebny do dokładnego rozumienia danych wyrazów lub wyrażeń» (hm, jak długi fragment?)
2. «zespół czynników współistniejących, powiązanych z czymś» (hm, jak powiązanych z czymś?)
3. «zespół jednostek językowych, które stanowią otoczenie danej jednostki» (hm, jak bardzo rozległe otoczenie?)
4. «zespół odniesień niezbędnych do zrozumienia utworu literackiego, dzieła naukowego itp.» (hm, kto ustali, co jest niezbędne?)
A skoro tak ważna w mojej pracy kategoria kontekstu zasłużyła na "itp.", to szukam trochę głębiej:
"W badaniach socjolingwistycznych pojawiają się w związku z kontekstem między innymi następujące określenia: sytuacja komunikacyjna, konsytuacja, czynniki pozajęzykowe, tło aktu mowy, tło kulturalne, warunki towarzyszące komunikacji, zbiór sensów towarzyszących etc"
[http://uwm.edu.pl/polonistyka/pliki/article/161/SPrzybyszewski_Kontekst.pdf]
xxxxx
Im bardziej szukam, tym bardziej wiem, że dziś mamy kłopot nie z kontekstem - kategorią stareńką i bardzo zacną.
Mamy dziś kłopot z kontekstem "właściwym", "niezmanipulowanym", "macierzystym". Czy oznacza on:
1) zrekonstruowanie ważnych okoliczności zdarzenia (miejsce, czas, medium)?
2) wzięcie pod uwagę rzeczywistej kondycji uczestników rozmowy i przynależnego im kodu kulturowo-językowego, ale też preferencji... kulinarnych?
3) cofnięcie się do "pozostających w temacie" wypowiedzi wcześniejszych o tydzień, ale może o miesiąc, rok, dekadę, a może wiek wieków?
4) cofnięcie się nie do adekwatnych wypowiedzi, ale do adekwatnych zdarzeń z przeszłości?
5) itd., itd.
A może, zastanawiam się wraz z syberyjską o szemranym rodowodzie, odtworzyć naprawdę "niezmanipulowany kontekst wypowiedzi" oznacza nie tylko historyczne, obyczajowe, kulturowe wyposażenie "interpersonalnych" uczestników komunikacji, ale i ich "dobrą wolę", czyli gotowość na słuchanie, rozumienie? Może trzeba wziąć pod uwagę realne znaczenie tego, co powiedzieli i co usłyszeli? Ale i znaczenie etymologiczne? Ile tych subtelności, jak cienka jest tafla, po której chodzimy chcąc zrozumieć, co X, Y, Z naprawdę powiedział. Jak dużo kaleczącego nas szkła. I dlaczego... W tym akurat czasie... I - czy mówił, często obraźliwie i nieludzko, o mnie?
xxxxx
Oczywiście, nie pierwszy raz "ludzki charakter się zmienił” (Virginia Woolf).
Oczywiście, „na temat znaczenia zawsze można się spierać” (Jonathan Culler).
W sumie powtarzali, co nie nowe, a tak dla "humane" charakterystyczne.
Nowe wszakże też się ujawniło, bo o znaczeniu zaczęła decydować nie prawda zdarzenia, bytu, pojęcia (w sumie banalnie oczywista prawda: X, Y, Z powiedział, co powiedział i szlus), bo:
1) zbyt trudna, bo wymagająca dotarcia do źródeł i wysiłku aksjologicznego
albo (o zgrozo!)
2) zbyt prostacka, z gruba ciosana, nieprzyzwoita?
O znaczeniu decydować miała interpretacja, czyli narracja o zdarzeniu, bycie, pojęciu. Oczywiście - nie byle jaka interpretacja, ale ta pozostająca w domenie inteligentnego i sprytnego interpretatora. A że interpretatorem mógł zostać każdy, to poszło...
Oczywiste jest i to, że podjęto próbę poskromienia swawolnej dowolności interpretacji/narracji. To wtedy (l. 90. - dekonstrukcja) do myśli humanistycznej wprowadzono dogmat (terror?) kontekstu.
Wcześniej (l. 70. - semiologia) kontekst miał pełnić funkcję pomocniczą jako jeden z elementów "ramy komunikacji", byśmy - tkwiąc w tragicznym pomieszaniu języków, najżarliwiej nawet się spierając i najoczywiściej się myląc - mieliśmy szansę nadal dyskutować o tym samym. To kontekst - oczywiście odnaleziony, celnie wskazany i właściwie w dyskusji/interpretacji użyty - miał ograniczyć „nieograniczoną semiozę” i „arbitralność odczytań”, którymi żywiły się wszelkiej maści opowieści, polityki, strategie, projekty. Uważano, że kontekst kulturowy, ale i np. historyczny, może sens wydobyć, podtrzymać, odnowić. Uważano, że dzięki "słusznemu" kontekstowi mamy szansę poskromić jazgot współczesnej Wieży Babel i zbliżyć się do trudnej prawdy faktu.
Tak było kiedyś.
Okazało się, że i kontekst może być nieograniczony. Niczego już nie prostuje, niczego nie stabilizuje i nie objaśnia. Uwolniony, jak interpretacja, przypomina "matkę kłączy", pleniącą się w każdym z możliwych (i niemożliwych) kierunków.
W czasach postmodernizmu i dekonstrukcji, gdy interpretacja zastąpiła to co interpretowane, uprawnieniem kontekstu stała się i dowolność, i bezkarność. Wszystko jedno, co czynimy kontekstem, bez sankcji, poza granicami przyzwoitości, poza odpowiedzialnością. No bo kto bogatemu zabroni?
Uwolniwszy się od odpowiedzialności za kontekst, niczego już nie musimy interpretować. Z niczego nie mamy się tłumaczyć. Za nic brać odpowiedzialności. A zwłaszcza za słowa, bo czymże są te wypowiedziane, jak nie pochodną bylejakiego kontekstu? Przez wraże siły zostaliśmy ze słów (czyli znaczeń) wywłaszczeni? Czasem nader ochoczo uczestniczymy w wywłaszczaniu:
1) najpierw z faktu
2) potem z interpretacji faktu
3) na koniec z kontekstu interpretacyjnego pozwalającego wrócić od interpretacji do faktu.
Nastał czas terroru nie-interpretacji i wszechwładzy nie-kontekstu.
Nie mamy mieć podstawy, do której można by się odwołać, nie mamy mieć punktu zerowego dyskusji. Poddawany interpretacji fakt (zdarzenie, byt, pojęcie) został nie tylko rozmyty, ale i unieważniony.
Czyli: interpretujemy (powołując się na dowolny nie-kontekst) nie-fakt.
Czyli: nie interpretujemy. Upajamy się rolą interpretatora, dyskutanta, komentatora, a mając w dużym nieposzanowaniu interpretowane, jesteśmy... manipulatorami?
nie obrażam, czasem coś za szybko napiszę; albo - emerytką jeszcze nie jestem, więc nie hejtuję:)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo