Człowiek (znaczy ja) stara się trzymać w ryzach ortografię i interpunkcję, poprawia i redaguje, ale najczęściej za trzymany w ryzach styl człowiek (znaczy ja) oberwie....
A jak po raz enty zasiedziały na S24 wrzuci szybką notkę o tym samym, z jednakim poświstem zaczepnym o to samo, z przewidywalnym zestawem tych samych gości, to dyskusja wre, że ha...*
Wychodzi na to, że nie przebiję się na S24 ani tą moją syberyjską, ani innymi wątkami.
Niestargetowana tu jestem.
Nic to. Nie narzekam. Przeciwnie.
Te "inne wątki" z reguły (nie zawsze przecież) są nie tylko moje, więc uruchamiam je jakby w tle i przywiązana do nich za bardzo nie jestem. Po prostu pomagają odreagować nadmiar agresywnych bodźców.
A temat syberyjskiej damy z podtekstem politycznym jest tylko i wyłącznie mój, a że kocica ma swoje lata, a i serducho ma nienajgorsze, to sobie do jej historii wracać będę.
Zasłużyła dama syberyjska na obecność nie tylko niewątpliwym urokiem i wiekiem, ale i tym, że co i raz subtelniejsze wątki podsuwa. Jest zatem (co za udany kompromis) i długoletnim moim towarzyszem, i personą naprawdę wybitną w niezobowiązującym dialogowaniu ze światem.
O korzyściach z niestargetowania
Gdy pierwszy kot syberyjski, dumny wyżynny kocur o czarnym włosie, z nami zamieszkał, na rynku nie było karmy celowanej dla rasy. Dlaczego nie było? Bo rasa podejrzana, nie do końca uznana, niezbyt popularna - nie wiem. Żeby nie nakręcać teorii spiskowej dodam tylko, że i teraz celowanej karmy dla syberyjskich chyba nie ma i że ciągle korzystam z ofert dla kotów "zbliżonych" do moich kalibracją (wymiar, włos, wiek).
Ten brak, czy choćby niedobór oferty okazał się absolutnie nieistotny. Moje kocice nie narzekają. Przeciwnie.
Żeby nie przedłużać: skoro karmy dla damy syberyjskiej rynek nie zaproponował, a permanentnie głodny kot nie odpuszcza, tj. drze pysia i łazi krok w krok, mogłam zrobić jedno: znaleźć dużą puszkę, sypnąć "po garści" karmę różnych firm, więc różnych cen i z różną zawartością emulgatorów czy innych paskudztw, wymieszać, dać do michy. Niech paskuda nienajedzona sama sobie wybierze, co chce. Niech sama zadecyduje. Wolność wszak u mnie i swoboda.
Najpierw zjadała, jak leci. Wymiatała wszystko, zwłaszcza że pojawiła się znajda stodołowa, "chomik-odkurzacz", zasysająca do najdrobniejszego okruszka to, co w misce podano. Miała więc syberyjska dama konkurencję i wybrzydzać nie mogła także na kąski obstalowane dla kotów mniejszych i o krótkiej sierści.
Całkiem długo trwało to niewybrzydzanie, nieco może i zastanawiające u damy z rodowodem "od królowych", ale - wiadomo - dobre zawsze się kiedyś kończy.
Od jakichś trzech lat nie ma zmiłuj. Co rano syberyjska się drze i truchta za mną, choć miska niemal pełna, więc muszę demonstracyjnie na kocich oczach zsypywać resztki, które pominęło arystokratyczne podniebienie, by zrobić miejsce na kolejną porcję żywieniowej mieszanki. A i znajda, gdy pokonała straszny, sierocy syndrom głodu, podjęła grę w napełnianie pełnej michy.
Bo michę mają jedną, co oznacza, że w razie podania jakiegoś rarytasu (saszetka, a zwłaszcza mięso prawdziwe) uskuteczniają "płodozmian": raz ja uszczknę, raz ty, tak na zmianę.
Już kończę etiudową narrację.
Jestem pewna, że niestargetowanie to warta odnotowania i pielęgnowania korzyść.
Ja zbieram bonusy z wszystkich możliwych promocji.
Moje kocice korzystają z najpełniejszej z możliwych oferty.
Jedyny w swoim rodzaju dźwięk "z puszki" to znakomity wabik w przypadku przedłużającej się kociej eskapady w nieznane.
Pełnowartościowe jedzonko, którym miejskie pysie pogardziły, zsypuję do mniejszej puszki i wiozę wiosną dla wiejskich łazęg.
* zajrzałam na dyskusje, ależ wysyp notek w temacie i okołotematowych
ps. uprzedzająco proszę adminów, by do "zwierzątek" notkę włożyli
nie obrażam, czasem coś za szybko napiszę; albo - emerytką jeszcze nie jestem, więc nie hejtuję:)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości