Malgor Malgor
374
BLOG

polonistyka uniwersytecka a ustawa 2.0 wicepremiera Gowina

Malgor Malgor Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Ustawa 2.0 ("reforma" szkolnictwa wyższego) wzbudza kontrowersje. Między innym dlatego, że zanegowanie dotychczasowego dorobku wielopokoleniowych zespołów reformą nie jest.

Do wicepremiera Jarosława Gowina, bardzo aktywnego w promowaniu ustawy (i dumnego z jej "eksperckiej" genezy), od dawna słano - wyrażające sprzeciw, ale p.w. wątpliwości - petycje, apele, listy otwarte zarówno z dużych ośrodków, jak i tych lokalnych, zarówno z zakresu nauk ścisłych, jak też humanistycznych itd. Były też - i nadal trwają - spektakularne akcje nauczycieli i studentów, dowodzące, że wspólnota akademicka uważnie śledzi procedowanie "reformy". Wszystko łatwo w sieci znaleźć, łącznie ze śladami wybiórczych reakcji (inną wszak wagę ma dla wicepremiera list "komitetu kryzysowego", a inną apel prof. Andrzeja Nowaka).

Od ponad roku w szkolnictwie wyższym przeprowadzane są przekształcenia cząstkowe (np. ilość pracownika naukowo-dydaktycznego na studenta): chodzi o ranking, ale oczywiście i o dotacje. Władze, najbardziej dziekańskie, w pocie czoła próbują nadążyć za kolejną "reformą", w której, co naturalne, i luk, i niedociągnięć, i absurdów pełno. Na bieżąco sondują "stan posiadania" i prognozują skutki, na cito proszą o kolejne dane, wczytują się w niuanse. A śruba centralizacji się coraz bardziej zaciska.

Jako nauczyciele akademiccy jesteśmy pod kolejnym butem: ustawa 2.0 to nowe kryteria parametryzacyjne, nowe zasady awansowania, nowa "wycena" naszej jakości (wymuszono np. aktywność we wskazanej przez ministerstwo bazie, jedynie dopuszczalnej jako gwarancja naszej naukowej jakości [https://orcid.org]; nie dowiedzieliśmy się, jakie kryteria zadecydowały o wyborze tej akurat bazy i w czym jest ona lepsza od np. academia.edu). Wreszcie - nowe moduły dydaktyczne dla studentów. No właśnie - póki co, na temat ostatni nic nie wiemy.

Aktualnie rektorzy są na etapie opracowywania statutów; wzbudzające emocje dostosowanie statutów wyższych uczelni do nowych regulacji ustawowych ostatecznie zadecyduje o "być albo nie być" ośrodków naukowo-dydaktycznych, dydaktycznych czy naukowych (finansowanie, możliwość nadawania stopni i tytułów oraz powołania szkół doktoranckich itd.). Statuty zadecydują i o czymś jeszcze: o naszym, pracowników, losie (nowe umowy, nowe powierzenia).

Zastrzeżenia czy obawy wobec ustawy 2.0 dotyczą tak wielu kwestii (od pozycji rektora, wprowadzenia nowego ciała w postaci rady, poprzez zasady procedowania tytułów i stopni, dopuszczenie awansu "bez dorobku naukowego", po listę dyscyplin, listę wydawnictw, status pracowników "od nauki" i "od dydaktyki", wynagrodzenia itd.), że chcąc kontynuować dyskusję na S24 proponuję ograniczyć ją do 1 ważnej kwestii.

Chodzi mi o miejsce filologii uniwersyteckiej, kształcącej wszak nie tylko "pięknoduchów' i "darmozjadów" (darujmy sobie płytkie epitety), ale i - w dużej mierze - kształcącej nauczycieli z poziomu podstawowego i średniego. A zatem chodzi mi o to, że "reforma" 2.0 będzie miała przełożenie na to, jak ukształtowany, w co wyposażony nauczyciel do naszych dzieci pójdzie (sprawę "reformy" min. Anny Zalewskiej muszę tu pominąć, podobnie jak komponent "ekspercki" ustawy).

Przybliżę rzecz.

Ustawa Gowina niezwykle drastycznie ingeruje w dotychczasową strukturę uniwersytetów p.w. w zakresie organizacji jednostek: wydziałów, instytutów, ośrodków, katedr. Uczelnia (z uwagi na jej zasoby kadrowe, ale i tzw. potrzeby lokalne) decydowała (i ma decydować w 2.0) o wyodrębnieniu wydziałów i ich strukturze. Zmiana zasadnicza w "reformie" polega na tym, że wydziały muszą być według dyscyplin. I już. Dotychczasową różnorodność struktur wewnątrzuniwersyteckich zastąpić ma odgórna urawniłowka.

Znów, żeby uporządkować dyskusję, proponuję przyjrzeć się jednemu z wariantów organizacji wydziału nauk humanistycznych. Przykładowe WNH obecnie skupia instytuty zbieżne dziedziną (nauki humanistyczne), i dopiero w ramach instytutu - poprzez specyfikę katedr - jest podział na literaturoznawstwo, językoznawstwo, nauki o sztuce, historia, metodologia itd. Dzięki takiej organizacji na jednym wydziale jest np. i historia, i filologie, i klasyka, i historia sztuki. W ramach np. filologii następuje polaryzacja wg dyscyplin: Rada Instytutu to poloniści-historycy literatury, poloniści-językoznawcy, poloniści-metodycy. Razem procedujemy, projektujemy, dyplomujemy, nadajemy stopnie itd.

Znów przybliżając - uniwersytecka filologia polska. Kierunek wszak ważny, bo narodowy. Podlegający akredytacji (łatwo sprawdzić, które polonistyki akredytację uzyskują, które są więc warte tego, by rodzic-sponsor brał je pod uwagę).

Akredytowana filologia polska na uniwersytecie obecnie jest (lepiej: może być) instytutem, w ramach którego wszystkie katedry odpowiadają za badania, ale i za dydaktykę (w zakresie literaturoznawstwa, językoznawstwa, metodologii, metodyki, edytorstwa itd.). Struktura instytutu nie jest zabetonowana (katedry mogą powstawać, mogą być zamykane, zmieniają domeny i skład osobowy), podobnie dynamiczny jest (czy powinien być) program studiów (od podstawy, po fakultety czy specjalizacje). Instytut filologii polskiej na uniwersytecie nie jest też izolowaną od innych instytutów (także z innych wydziałów i uczelni) wyspą. Poprzednie zmiany w szkolnictwie wyższym naprawdę nauczyły nas współpracy w ramach uczelnianych, międzyuczelnianych i międzynarodowych projektów.

Przechodzę do sedna:

Środowisko akademickie nie bez podstaw obawia się, że narzucona w ustawie zasada organizacji wydziałów wg dyscyplin spowoduje destrukcję filologii uniwersyteckiej jako kierunku.

Teraz językoznawca, literaturoznawca, dydaktyk, edytor, translator itd. wspólnie, w ramach instytutu, opracowują ofertę dydaktyczną dla studenta, który później będzie np. nauczycielem.

Oglądałam i ja "Dzień świra". Nie idźmy drogą Marka Koterskiego. Bądźmy poważni.

Chodzi przecież o to, by otrzymać belfra maksymalnie "kompletnego" w danej dyscyplinie, wolnego od kompleksów i iluzji, nadążającego za rabanem cyfrowym i ideologicznym.

Jako polonista, nauczyciel naszych dzieci (i dalej: jako uczący dzieci historyk czy anglista) student - bo o niego też powinno w ustawie 2.0 chodzić - dostać powinien ofertę niezaśmieconą, maksymalnie pełną, mimo że permanentnie ograniczaną rozporządzeniami ministerialnymi i rektorskim skąpstwem. Chodzi o to, by belfra-polonistę kształcili nie cwaniacy i cynicy biegli w punktozie, ale specjaliści w polonistycznej dziedzinie, a że ta traktowana powinna być bardzo poważnie, jest standardem, że np. na zajęcia o literaturze powszechnej czy kulturowym kontekście delegujemy kolegów-polonistów z instytutu mających konieczne kompetencje (np. drugi kierunek, doświadczenie stażowe).

Podsumowując.

Zakładamy, że uniwersytecka filologia polska nie przestanie istnieć, ale nie wiemy, jakie będą mieć kompetencje zespoły naukowo-dydaktyczne, budowane przez dziesiątki lat, próbujące ocalić relację mistrz-uczeń, mające często wartość wyjątkowych, cenionych na świecie szkół badawczych.

Rozumiemy, że "ścieżki dyscyplinowe" powinny być wzmocnione, ale organizowanie procesu naukowo-dydaktycznego wg dyscyplin skutkować może destrukcją filologii jako całościowego modułu.

Zbywanie naszych obaw przez wicepremiera zwyczajowym "lęk przed nowością", "zasklepienie" czy "niewiedza" świadczy bądź o braku szacunku dla środowiska, bądź braku rozeznania, jak bardzo jest to środowisko otwarte na zmiany.

Rozumiemy, że i szkolnictwo wyższe powinno podlegać reformom, ale dekonstrukcja, podważenie czy unieważnienie dotychczasowego dorobku wielopokoleniowych zespołów, reformą nie jest.

Jeśli zechcą Państwo skomentować czy uzupełnić notkę, serdecznie zapraszam

Malgor
O mnie Malgor

nie obrażam, czasem coś za szybko napiszę; albo - emerytką jeszcze nie jestem, więc nie hejtuję:)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo