Obiecałam syberyjskiej wierszyk. Długo zwlekałam. Dziś będzie.
Samochwalę się, bo co obiecane, to dotrzymane, w dodatku na czasie, bo wierszyk grudniowy. Ale i dlatego na czasie, że napisał go poeta wykorzystujący (demaskujący?) „tępą propagandę”, a że ona ostatnio w szpicy narracyjnej, to trzeba zacząć porządek robić, z nią.
No, wiadomo nie od dziś, że tępa propaganda to kiepska propaganda.
Bo (tak mówią wiedzący wszystko lepiej) jest i ta niekiepska, czyli nietępa, czyli niezbędna do skutecznego komunikowania się. Z ludem. No.
Są więc nietępi, czyli skuteczni propagandyści. Ach, ci to potrafią przekonać, zaczarować, pociągnąć za sobą ku dziełom, cnotom, wartościom! Lud takich lubi? No, niektóry lud tak ma, że lubi. Lud zważył, rozważył. I wybrał...
Ale po kolei. Najpierw wierszyk. Mimo że nie mojego poety (bo wtedy jeszcze za mało liryczno-metafizyczny) i taki... nieambitny, bo kulinarny - oczywiście ważniejszy jest od tępej czy nietępej propagandy! Niegłupi wierszyk. Niezły poeta...
A propaganda, w tym i ta nietępa, potem. I do przypisów niech idzie. Do przypisu pójdą propagandyści, bo mają wybiórcze statystyki, a przede wszystkim wybiórczą pamięć.
Wracam do naszych baranów... Z 3 części się tekst SKŁADA (to ważne słowo: składa się, a nie dzieli...); epicki jest, więc ma fabułę (tylko metodologiczny pedant chce, by poezja fabuły nie miała), a w niej - konkret czasu i przestrzeni, czyli to, co zakotwicza metafizykę, Tajemnicę. Jest i intryga: w kolejności i rozpiętości części, w obrazach, w parentezach, w przerzutniach, w napięciu między tym, co w oczach i co w suwerennej wyobraźni czy w pamięci:
Stoję przy stole w kuchni, kroję baleron
na kolację dla rodziny, dobrze,
że mam rodzinę, dobrze, że zdobyłem
dla niej baleron, dobrze, że dochrapałem się własnej
kuchni, w której mogę kroić
ten baleron;
nagle
coś ze mną niedobrze, muszę
się oprzeć, biały stół tańczy
w oczach, rozpływa się rośnie
w śnieżny (dlaczego wszystkie
przewidzenia) step, po którym,
trzymając się (muszą
być takie) za ręce, idą przed
(melodramatyczne) siebie
moje dzieci;
otrząsam się, przecieram oczy, sięgam po baleron,
którego sporo jeszcze zostanie na jutro*
----
Wiadomo: jest lodówka, mięcho, więc ku dobremu idzie! Sukces jest! Dobrobyt! Dobrostan! Szybujemy w rankingach!
Ale – wróć….
To wiersz „kalendarzowy”, a w tytule datowanie – 15.12.79. Późny Gierek… Dobrze nam było? No, Miało być. Cel taki. Gwarantowany. Jak dziś dochód. Czy emerytura. Ot, po prostu - micha... A może miska? Wypasiona, bo z baleronem, pokrojonym...
Zdarzała się rodzina i zdarzała się osobna kuchnia, a w niej lodówka (nader ważna dla poety, patrz: Alba lodówkowa), w niej cymesik, baleron, czyli przez władzę zagwarantowane (na łeb) mięcho życia, przeżycia, radochy, satysfakcji. No, sukces! Szkatułkowy sukces.
Czub propagandy prościutki: od kiedy/póki rzucali/rzucają mięcho, dobrze i cicho było/będzie.
Chwalono/będzie się chwalić łaskawego pana. Od mięcha, pana; od lodówki, pana… Od sukcesu, pana... Od propagandy, pana...
Ale jest i pointa, a w niej, że sukcesu (niewątpliwego, wiadomo, baleron...) nie wolno skonsumować samemu, od razu. Trzeba zostawić na potem, a może i dla innych...
Są jednak w tej kuchennej fabule i inne nieoczekiwane ("nagle") wtręty, mgliste metafory z innego czasu, z innego pejzażu. Z innego świata. Z innej rodziny… Też przyprawiają o zawrót głowy. No i "zawracają z" (po "zawrocie od") drogi mięsnego sukcesu tępego propagandzisty...
Jakiś zimowy step i jakieś dzieci („moje”) trzymające się („melodramatycznie”) za ręce...
Pamiętam, skąd te dzieci i step, i chętnie porozmawiałabym o „ziemi tak pustej, tak niezaludnionej”, o „jakiegoś króla podejrzanych dzieciach”. Porozmawiałabym też o wcześniejszym, tanecznym ("biały stół tańczy") rezonansie pamięci: "rozpiętej szeroko jak krzyże [...] czerni ramion, bieli ramion i rąk"...
Syberyjska dobrze wie, że kiedyś umiałam rozmawiać o poezji. Dziś - nie umiem. Muszę na nowo się uczyć.
A o propagandzie, w dodatku tępej? Co najwyżej w przypisach.**
* Stanisław Barańczak, 15.12.79: Zawrót głowy od sukcesów, w: Wiersze zebrane, Kraków 2014, str. 236.
** Ot. Ulubiony minister wykrzyczał niedawno, że to ona winna jest. Śmierci. No, tak powiedział! Minister. Od edukacji i nauki powiedział, że "w przestrzeni publicznej to państwo jesteście winni tego, że ludzie nie chcą się szczepić. (...) Tępa propaganda pro szczepionkowa i tępa propaganda covidowa jest tak samo szkodliwa, jak głupoty antyszczepionkowców”…
Nie powiedział mój ulubiony minister, że ma tępa propaganda i 2-gą nóżkę: "cały ruch antyszczepionkowy wymyśliła Rosja”…
No. Zapomniał. Propagandyści mają wybiórczą pamięć… i wybiórcze statystyki.
Czytam np. dziś, że w szpitalu tymczasowym w W-wie do 70 proc. pacjentów to osoby niezaszczepione – ale dla medyków nie jest to "żadnym zaskoczeniem".
Musi w tymczasowym inna statystyka obowiązuje, bo 5 dni temu (wg Kraski, co to Czarzasty się zdziwił): „Na 10 osób, które chorują, jedna osoba jest zaszczepiona, a dziewięć niezaszczepionych? Na 100 osób hospitalizowanych 95 osób niezaszczepionych. Przy zgonach - 94 niezaszczepione na sto".
Wiadomo, odmieniają się statystyki, bo jest już po 13 grudnia. A skoro po 13 grudnia, to idzie ku lepszemu. A 15 grudnia będzie może jeszcze bardziej optymistycznie?
https://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artykuly/8310199,czarnek-szkoly-zostaly-przygotowane-najlepiej-jak-bylo-to-mozliwe.html
https://gospodarka.dziennik.pl/news/artykuly/8303982,antyszczepionkowcy-rosja-propaganda-mateusz-morawiecki.html
nie obrażam, czasem coś za szybko napiszę; albo - emerytką jeszcze nie jestem, więc nie hejtuję:)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura