sentymentalnie się robi; i pustawo; mam się tłumaczyć z prywaty? nie tłumaczę się;
wklejam stare, konieczne tu foto z bloga i kolejny fragment "przewrotki";
końcówka poprzedniego fragmentu (8 i 9 cząstka):
Pamiętała straszne opowieści... Ale - co tutaj oczywiste - ani trochę się nie bała.
10.
- Coś wam przyniosłam - rzekła, wyciągając z kieszonki spódniczki zawiniątko. Nie pamiętała o nim aż do tej chwili. Oto, gdy rano szykowała się do kolejnej wycieczki do parku, coś kazało jej sięgnąć po świecę i zapałki leżące w jednej z szuflad sekretery. Nie były jej do niczego potrzebne, ale zawinęła je w płócienną szmatkę i schowała do kieszeni. Teraz dzięki nim rozpaliła suche gałązki, a potem ostrożnie położyła na ziemi.
Zwierzęta czekały na taki znak. Po kolei każde z zakamarków futra wyjmowało jakiś niepozorny, wydawałoby się nieprzydatny przedmiot i kładło obok świecy. Czego tu nie było! Kozik, garnuszek z przyprawami, lusterko, szpula sznurka, garść gwoździ, krzesiwo, dwa guziki, trzonek od łopatki, kolorowe paciorki, zasuszone liście i płatki, kawałek tkaniny o gęstym splocie, woreczek nasion gryki, metalowa puszka z pozytywką, poduszeczka z igłami, cyrkiel... I mimo że Zwierzęta nie wiedziały, dlaczego wybierając się w podróż wzięły te przedmioty ze składzików przy swoich norkach czy gniazdach i nie wiedziały, jakie mogłoby być ich nowe przeznaczenie, rozumiały, że najważniejszym z przedmiotów jest przyniesiony przez Hana, przewiązany tasiemką rulon.
Miria wzięła go z łap Wilka, delikatnie wygładziła i położyła w blasku ognia. Był to spory skrawek starego papieru czy wyprawionej skóry, na którym zostały nakreślone kontury i zaznaczone wzniesienia, obszary wodne i lesiste. Wyblakłe kolory i zatarte linie utrudniałyby odczytanie mapy, gdyby Zwierzęta umiały mapy czytać. Jednak żadne z nich, nawet mądra Nerwa, co to i głupiutkie książki czytała, nie miało takiej ważnej umiejętności. Inaczej Lutka. Nie jeden raz wieczorami siadała z Tatą na oświetlonej lampą podłodze i na dużych białych arkuszach najpierw kreślili ołówkami kontury tajemniczych krain, potem zapełniali kolorowymi kredkami poszczególne fragmenty przestrzeni odróżniając lądy od mórz oraz niziny od wyżyn, następnie szkicowali fantazyjne postacie mieszkańców, jeszcze później Tata podpisywał bajeczne światy przemyślnymi nazwami: Iluzją, Wandalią, Amorią czy Senilią... Po skończonej pracy, wodząc dłońmi po rysunkach, opowiadali barwne historie o waśniach, sojuszach, przyjaźniach i odkryciach... Opowiadali razem, bo opowieść zaczynał Tata, Lutka dorzucała następny jej fragment, kolejny znów Tata, potem znów Dziewczynka.. Mama zaś przynosiła dzbanek kompotu lub powidła z owoców zebranych w Babcinym sadzie, a zamkniętych w słoiczkach, siadała na podłodze i pilnowała, by historie się kończyły, a czasem - by nie kończyły się smutno. Słuchała ich też kiedyś Babcia...
Lutka wiedziała więc dobrze, że na mapie ważne są barwy, odległości i proporcje oraz że bajecznym istotom odpowiada właściwe im miejsce. Teraz pochyliła się usiłując zrozumieć zatarty rysunek. Odcienie zieleni oznaczały skupiska drzew, łąk czy sawann. Odcienie żółci oznaczały wyżyny i pasma górskie. Odcienie błękitu oznaczały rzeki, jeziora i morza. Odcienie czerni oznaczały kopalnie i podziemia. Mieszanki zieleni i błękitu oznaczały bagna, a żółci i czerni pustynie. Na mapie przyniesionej przez Hana nie brakowała żadnego z krajobrazów, ale wszystkie były wyblakłe, przyprószone czasem... Lutka mocą wyobraźni usiłowała odwzorować świat, przypominający nieregularny owal, w którym przeważały roślinne zielenie, okolone przez żółcie wyżyn i pomarańcze gór, poprzecinane strugami błękitnych potoków i szafirowych rzek. Na zewnątrz owalu z prawej strony rozciągały się granatowe, rozległe oceany, zaś z lewej brunatne pustynie, szare lub czarne kopalnie i podziemia. Lutka nie dostrzegała żadnych napisów, sylwetek czy znaków, mogących dodatkowo objaśnić mapę... Gdy chciała oznajmić pozostałym, że mapa jest mało interesująca i że zatarty czasem rysunek nie skrywa tajemnic, stojąca cały czas blisko niej Miria chwyciła płachtę, strzepnęła nią energicznie niczym żaglem i ponownie położyła na piasku. I oto oczom Lutki ukazał się znacznie ciekawszy widok: kolory i linie nabrały intensywności, wzniesienia się wypiętrzyły, podziemia zapadły, rzeki zaiskrzyły kaskadami, lasy zafalowały listowiem, a przede wszystkim w jednym z fragmentów mapy pojawiły się litery.
11.
Lutka śledziła zmiany. Uważnie wodząc wzrokiem po kolejnych fragmentach płachty, dostrzegła, że w prawej dolnej części świata utrwalonego na mapie widniał srebrny wizerunek drzewa o wysokim prostym pniu i rozłożystej koronie oraz wizerunek drewnianej chatki, której spadzisty, ceglasty dach sięgał podstawy gałęzi drzewa. Był tu też napis: Jesionowo. Znała to słowo... Pochyliła się jeszcze mocniej nad mapą i zobaczyła, że otwarte drzwi domku wiodą przez małą sionkę do kuchni. Na wprost wejścia stał sosnowy, przykryty kwiecistą serwetą stół, a przy nim cztery sosnowe krzesła, po prawej jego stronie była kaflowa kuchnia na drewno, ponad nią wisiała duża półka ze słojami oraz wiklinowymi koszami o różnych kształtach i splotach. Z sionki i kuchni wiodły dwa przejścia do pokoju. Lutka dojrzała biały kaflowy kominek, małe biureczko na nogach maszyny do szycia, dębowy kredens z porcelaną, przykryte wzorzystą kapą łóżko, a na ścianach kolorowe obrazy w drewnianych ramach, zaś na małym stoliku mosiężną lampę ze szklanym kloszem.
Lutka znała to miejsce. Mieszkała z Tatą i Mamą w małym mieszkanku w uroczej dzielnicy miejskiej, a ponieważ rodzice byli zajęci bardzo ważną pracą na bardzo ważnej uczelni i w bardzo ważnej firmie, rzadko wyjeżdżali poza miasto. Właściwie - wyjeżdżali jedynie w wakacje, spędzając je w atrakcyjnych miejscowościach nad morzem lub w górach. Ale wcześniej, gdy Lutka była naprawdę dzieckiem - teraz miała już osiem lat! - odwiedzali tę małą wieś. Patrząc na wyłaniający się z mapy obraz, Lutka zaczęła sobie przypominać i domek, i podwórko, i sad, i wysokie jesiony na obrzeżach gospodarstwa, i cierpliwie pielęgnowane leśne jeżyny. W okienkach chatki wisiały grube zasłony i koronkowe firanki, a na parapecie siedziały dwie białe kocie mordki wyglądające z zaciekawieniem na duży taras i dalej, ku widniejącej na horyzoncie linii lasu. Na pobliskich drzewach i krzewach wisiały wietrzne dzwonki, do gałęzi poprzyczepiano wystrugane z drewna ptaszki i karmniki, podtrzymywane przez starą pergolę pnącza winorośli uginały się od gron. Wszystko było więc, jak wtedy... Wszystko, poza jedną ważną różnicą. Lutka wiedziała, czego na obrazie brakuje. Ani w domku, ani w sadzie, ani na podwórku czy ścieżce wiodącej do lasu Lutka nie dostrzegła sylwetki Babci.
Gdy razem z rodzicami odwiedzała wieś, była zbyt mała, by zwracać uwagę na rysy jej twarzy czy kolor jej włosów. Pamiętała za to doskonale przesadzanie małych roślinek, zbieranie jabłek, wiśni i porzeczek, przestawianie dziwnych, starych sprzętów i bibelotów, regularne ustawianie przed domem misek dla zwierzęcych łazęg. Jesionowo bowiem było miejscem, w którym zwłaszcza kocie sieroty znajdowały zasobny kąt. Tata Lutki nauczył babcine kocice, by nie boczyły się na przybyszy ze świata i często zdarzało się, że gdy na tarasie baraszkowało i stadko kocich sierot, i rudy Włóczynoga, i smukła Szara, Babcine kocie damy niczym opiekunki w przedszkolu wodziły od niechcenia wzrokiem za rozbrykanym stadkiem. Także teraz kocie mordki wyglądały przez okienko jakby w oczekiwaniu na pojawienie się gości potrzebujących spokojnego kąta.
PS.
pięć linków do pięciu poprzednich notek-przewrotek:
https://www.salon24.pl/u/malgor/1136187,notka-przewrotka-5-czyli-co-tutaj-oczywiste
https://www.salon24.pl/u/malgor/1135933,notka-przewrotka-4-czyli-osiagnely-swoj-cel
https://www.salon24.pl/u/malgor/1135639,notka-przewrotka-3-czyli-tam-musi-byc-cos
https://www.salon24.pl/u/malgor/1135327,notka-przewrotka-2-czyli-baju-baju-przed-wielkim-restartem-salonowym
https://www.salon24.pl/u/malgor/1135158,sprobuje-inaczej-cos-warta-ta-proba
i niezmienne uzupełnienie prośby o komentarze:
jest skierowana do życzliwych (i mniej życzliwych);
nieżyczliwych też o coś poproszę: idźcie dalej...
nie obrażam, czasem coś za szybko napiszę; albo - emerytką jeszcze nie jestem, więc nie hejtuję:)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości