czyli: wiewóra, nie wiewiór; trochę płaczliwa, na pewno figlarna, absolutnie nie kampowa...
czyli: Dziewczynka musi się zmienić, bo po coś wysłałam ją w drogę i po coś ją zatrzymałam...
czyli: grozy w tej opowiastce nie było; może będzie; a może nie powinno być?
ale i morału chyba nie przewidziałam... powinnam?
a imiona? problematyczne, z zewnątrz; nie brzmią dobrze, zwłaszcza gdy na nowo czytam, poprawiając, zakurzony plik...
-----
dziś wklejam tylko jedną cząstkę (7); dla przypomnienia - poprzedni fragment kończył się tak:
Zielonooka uśmiechnęła się i klasnęła w dłonie. Iskierki-puszki zbiegły się ponownie w obłok i niczym świetlna poduszka zawisy nisko nad ziemią tuż obok stóp Dostojnych. Stojący na wzgórzu zaś czekali.
7.
- Są dla was. Każde dla każdego, każde dla bezimiennego. Bądźcie spokojni, same was znajdą. Od was zaś zależy, czy będą przy was bezpieczne i czy dzięki nim będziecie szczęśliwsze. Wszystkie w Gromadzie Leśnych i Polnych, nawzajem dla siebie ważnych, dla siebie wyjątkowych - powiedziała głośno Wojowniczka i zanurzyła dłoń w obłok.
Iskierki-puszki rozbiegły się na boki i zdawało się, że szukają swych właścicieli. Podlatywały blisko oczu, nosków i pyszczków Stworzeń, a kiedy okazało się, że zbłądziły, zbliżały się do kolejnych, aż do skutku. Skoro osiągnęły cel, skoro znalazły swoje Stworzenie, osiadały na jego lewym ramieniu. Zwierzęta przekrzywiały głowy, by się im przyjrzeć, zaś odważniejsze sięgały łapkami, by je schwycić. Dziewczynka należała do odważniejszych. Gdy jedna z iskierek wreszcie spoczęła na jej lewym ramieniu, delikatnie ujęła ją w dłoń i spojrzała badawczo. Trzymała maleńki okruch błękitnego światła, drgający w rytm muzyki i roztaczający sandałowo-cynamonową woń. Już wiedziała, jak ma na imię. Dotąd była Dziewczynką beztrosko biegającą po parku, z przekory zapuszczającą się w zakamarki, czyniącą psoty niczym inne małe ludzkie stworzenia. Teraz stała się roztropną i mądrą Lutką o dużych piwnych oczach wyzierających rezolutnie spod gęstej grzywki, Lutką o gęstych brązowych włosach spiętych w koński ogon sięgający ramion, Lutką Opiekunką słabszych, Przywódczynią mniej zaradnych.
- Ha! Mówiłam! To wielki dzień! - zabrzmiało tuż obok i Lutka przypomniała sobie o towarzyszce, dzięki której przybyła na wzgórze.
Już znała imię Wiewiórki - Miria. Znała też imiona wszystkich zgromadzonych na wzgórzu Stworzeń: Wilk to Han, Kret to Tor, Sroka to Barea, Zając to Cieo, Ważka to Kira, Salamandra to Zoa, Niedźwiedź to Natu, Sarna to Pada, Borsuk to Wenga, Ślimak to Andoi, Sokół to Tako, Sowa to Nerwa, Chrabąszcz to Inu, Jeż to Rga, a Mrówkowy Korowód okazał się Azem... Wszyscy, absolutnie wszyscy stali się Imienni. Wszyscy, absolutnie wszyscy poznali swe prawdziwe imiona inne od tych, które sami sobie i innym tej pory przypisywali. Wraz z imionami otrzymali też ważne zadania w Gromadzie: Miria miała dar przewidywania przyszłości i tłumaczenia snów, Han miał pilnować hierarchii, Tor miał nawadniać ziemię, Barea miała odnajdywać zgubionych, Cieo miał pocieszać strapionych, Kira miała ponaglać maruderów, Zoa miała planować rozbudowę osady, Natu miał dbać o spokojny sen mieszkańców, Pada miała przekazywać wieści z najdalszych kresów, Wenga miał przygotowywać i rozdzielać mikstury, Andoi miał projektować sprzęty i naprawiać naczynia, Tako miał ostrzegać przed niepogodą, Nerwa miała rozstrzygać spory, Inu miał mieć w pieczy klucze do bram, Rga był budowniczym mostów i płotów, a Az miał przenosić i karmić chorych. Lutka natomiast miała roztropnie łączyć świat ludzi i świat zwierząt.
Wzgórze rozbrzmiewało gwarem rozmów i śmiechu, a tumult pozdrawiających się współgrał z melodią szumu drzew, szmeru strumieni, świergotu ptaków, rzewnego brzmienia skrzypek. Niemal zapomnieli, że jeszcze przed chwilą byli bezimienni, samotni i zagubieni... Niemal nie pamiętali, że chwilę wcześniej byli bezdomni, oddzielni, nawet sobie wrodzy. Niemal nie zauważyli, że połączyła ich zgodna droga na wzgórze, gdy Wilk kroczył obok Sarny, a Sokół obok Zająca. Ta wspólna droga przygotowała ich do najważniejszego wydarzenia w ich dotychczasowym życiu. Ściskając dumnie iskry niemal zapomnieli i o Dostojnych, którzy przybyli z ciemności, przekroczyli Kamienną Bramę i przynieśli im w darze drewnianą szkatułkę.
PS.
trzy linki do trzech poprzednich notek-przewrotek:
https://www.salon24.pl/u/malgor/1135639,notka-przewrotka-3-czyli-tam-musi-byc-cos
https://www.salon24.pl/u/malgor/1135327,notka-przewrotka-2-czyli-baju-baju-przed-wielkim-restartem-salonowym
https://www.salon24.pl/u/malgor/1135158,sprobuje-inaczej-cos-warta-ta-proba
i niezmienne uzupełnienie prośby o komentarze:
jest skierowana do życzliwych (i mniej życzliwych);
nieżyczliwych też o coś poproszę: idźcie dalej...
foto (przycięte, przepraszam): Vincent van Gogh, Gwiaździsta noc, 1889; olej, płótno, 73,7 × 92,1 cm, Museum of Modern Art, Nowy Jork; https://niezlasztuka.net/o-sztuce/vincent-van-gogh-gwiazdzista-noc/
nie obrażam, czasem coś za szybko napiszę; albo - emerytką jeszcze nie jestem, więc nie hejtuję:)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości