i dojechałam do mojej chałupki...
Wszystko jest, działa, woda, prąd, much mało, śladów po gryzoniach właściwie żadnych.
Cieplutko i bezpiecznie, bo słoneczko, kominek.
I powietrze.
Tak dużo słońca, powietrza, po upiornych tygodniach w betonie oddycham.
Straszliwie sucho. Kolejny rok bez śniegu, prawie bez deszczu.
Tartaku nie słychać. Nie pracują? Nie ma klientów?
Sąsiad przyszedł, jak zawsze nieważki, a chce oddać dwadzieścia złotych, co to dałam we wrześniu. Nie musi oddawać.
Postał, pokołysał się, poszedł coś ważnego zrobić.
"Sołtyska" przybiegła, mamy tu przecież naszą małą narrację z kasą w tle.
Winorośl nie podcięta. Coś już przekwitło, coś w rozkwicie. Konwalie się rozrosły, świdośliwy przetrwały.
Łażę od krzaczka do drzewka, od płotka do stodoły. Coś się zawaliło...
Huśtawka już wyniesiona. Solidna, solidne drewno, solidne gwoździe...
Nie tylko budulec jest ważny, ale i spoiwo. Wiązania są ważne i gwoździe.
Jak to było? "Wszelako – że gwoździe… z żelaza!” (Do waleriana Pomiana Z.).
U Norwida krzyże są kolone igłą...
Nie kazał martwej, drobnej i lichej materii usunąć się i przepoczwarzyć, by rozbłysło oczekiwane światło ducha.
Znał warsztatowe walory sztuki: rzemieślnik-mistrz ujmował słowa w palce niczym glinę, powróz, stal, żelazo, kształtował ze słów kształty sprzętów przydatnych człowiekowi, mógł też dłońmi objąć – jako użyteczną i dobrą – świata, życia i śmierci istotę.
Sołtyska bez maski, my bez masek. Zwyczajna ta sołtyska, najzwyczajniejsza z Polek i Polaków.
Telewizor się zepsuł, to wzięła ode mnie, ot, wiadoma pożyczka dopytana po fakcie, ale nie umiała programów zaktualizować. Ciekawe, bez telewizora, a wie, że władza w jej i moim imieniu wieńce na cmentarz zaniosła, że na Placu Defilad się w naszym imieniu zadumała, bez dystansu, bez...
Wieś jak wieś, też zwyczajna, bez dowozu, bo bus tylko przez kilka miesięcy przywrócony, bez sklepu, ale chleb i to, co podstawowe, dowożą, z nadania jeszcze litewskiego, więc mieszanka ludzka, unici, Czesi, my, z lasami wspólnotowymi, ale już podzielone, z właścicielem/odpowiedzialnością. Sosna, grabina, trochę dębów.
I chałupka moja zwyczajna, może i licho zabezpieczona, ale wystarczająco, by mi pakietu nie wciśnięto po chamsku.
I po drodze na wieś lasy, a w lesie śmiecie; ludzkie ślady, czyli odpady, resztki.
Na wiacie solidna karteczka, zalecenia dla miastowych: maseczki, dystans, mycie rąk... No i kubiki, pnie i gałęzie.
Nikogo poza mną, synem i dwulatką, upychającą szyszki i gałązki do kieszeni bluzy i do mojej torby.
Nikogo, tylko jakaś pani z nadzoru, w kombinezonie, z tą głupią maseczką, nos w nos z pniami z wycinki, coś odnotowała w kajecie, pojechała...
Nic specjalnego.
Nic.
Tylko powietrze.
Prawda, @kwoto wolna, wolny "tutejszy"...
PS. dla precyzji:
1. chałupka bez skrzynki odbiorczej, z gustowną wycieraczką, ale na wycieraczce nie zostawią; więc mają wtykać w szpary; tyle że chałupka zabezpieczona przed intruzami, bo szpary w niej nieduże i nawet gdy dwójkami przyjdą z pakietem (jeden będzie wpychał, a drugi dopychał?), to nie zmieszczą przesyłki.
Dom jej nie przyjmie. Takie pierwszeństwo. Nie - nie pokwituje (bo to olewają), ale - nie przyjmie!
2. właśnie słucham, że ten drugi to będzie od "potwierdzania", że pierwszy dostarczył; w razie gdyby sprawa była o to, że ktoś nie dostał pakietu (ulotki?); czyli: nie będzie dopychał w szparę, ale będzie pilnował pierwszego... No, no... super; klasa; zarządzaj i kontroluj zarządzone; po to te dwójki... Dynamicznie jest, jak lubią.
nie obrażam, czasem coś za szybko napiszę; albo - emerytką jeszcze nie jestem, więc nie hejtuję:)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura