słowa w czasach zarazy trzeba ważyć, trzeba ostrożnie się nimi dzielić.
Coś jednak muszę powiedzieć syberyjskiej i znajdzie, bo od lat z nimi rozmawiam, a teraz, ilekroć zerkną na ekran laptopa, to gadać ze mną nie chcą. Do koszyczka włażą, upychając puszyste cielska w za małej przestrzeni, łypiąc na mnie ślepiami wrogo, szukając rozpaczliwie azylu, by odgrodzić się ode mnie, a zatem od zainfekowanego wirusem świata.
Muszę przyznać ze wstydem, że tchórzliwe i podatne na zastraszenie są te moje kocice. Czy w sposób naturalny boją się koronapaskudy, bo bezlitosna dla seniorów, tajemnicza, ekspansywana? Czy też uległy sączącej się zewsząd dezinformacji, bo żadnej pandemii nie ma, bo to ciemne siły kapitalizmu i lewactwa chcą nas z pieniędzy, wolności i godności wydrenować?
Tak czy siak, moja wina. Zaniedbałam je, tj. nie zadbałam wystarczająco o ich wiedzę i rozsądek (żeby rozumiały, kto, za ile i po co choróbskiem wyimaginowanym straszy), ale i nie zatroszczyłam się (jeśli choróbsko nie jest wyimaginowane) o ich profil duchowy. Bo niech tylko ciało się boi, ale duch ma być spokojny, gotowy, radosny...
Moje kocice nie są młódkami, ale są ciągle zbyt doczesne. Za mało ufności i wiary mają, widzą raczej horyzont niechybnej, ale przecież zawsze za wczesnej i zbyt bolesnej śmierci. Późniejszej chwały wiecznej i perspektywy pełnej komunii nie doceniają. Ech, kocice-lewaczki-liberałki z nich zrobiłam... Na garnku Sorosa albo i Kremla przecież jestem... Przecież to i ja te fejki, te teorie rozsiewam!
https://www.spidersweb.pl/rozrywka/2020/03/11/koronawirus-teorie-spiskowe-skad-wirus/
https://wpolityce.pl/swiat/490597-rybinska-w-sieci-fake-newsy-o-koronawirusie/
https://www.tygodnikprzeglad.pl/wirus-dezinformacji/
XXXX
Mogę nie mówić kocicom nic. Olać. Wyszydzić. Paluchem wskazać, zostawić z ich strachem i marną wolą życia. Niech się w koszykach strachu po wąsiki zanurzą, bo zaraz i wiadoma "kawa z pianką" się skończy. Niech sobie samotnie truchleją, niech ze zjeżoną sierścią trwają w odosobnieniu i stresie. Lewaczki. Bezbożne. Nieświadome intrygi. Same ze strachem swym głupim i narzuconym przez manipulatorów, a choćby "ekspertów" niech sobie radzą...
Mogę i dla siebie koszyk/pudło znaleźć, upchnąć się w nim, zawrzeć wieko. O, właśnie - takie niby kocice cwane, takie zapobiegliwe, do koszyków, pudełek czy szaf włażą. Prychają na siebie, bo strzegąc swojej przestrzeni wrogiego intruza widzą w niedawnej przyjaciółce. Takie sprytne, a nie rozumieją, jak bardzo wieko, przykrywka, czyli zamknięcie azylu jest ważne!*
XXXX
Ale że wzięłam je na dobre i złe oraz wiem, że to, czego dziś doświadczamy, nie jest sytuacją wyimaginowaną, że nie jest "na tydzień, dwa", to powiem:
strach nie jest zły. Złe, głupie, nieskuteczne czy podłe może być to, co zrobimy z własnym lub cudzym strachem.
strach to nie tchórzostwo, tak jak brawura nie jest odwagą.
strach w ryzach, strach kontrolowany, racjonalizowany i spożytkowany, to wieko azylu.
strach to bufor (kordon?) między nami a tym, co nowe, nieznane, niekiedy śmiertelnie groźne.
Bo dlaczegóż to, powiedzcie, mam się strachu własnego wstydzić i wyszydzać strach kocic?
Strach (pozostanę przy tym słowie) to przecież jedna z podstawowych emocji, jedna z pierwotnych cech. Co więcej: zostaliśmy w tę cechę wyposażeni nieprzypadkowo, mamy zatem ważne powody, by o tę cechę dbać. Dbać, czyli trzymać ją w ryzach i kontrolować, nie zaś eliminować czy ignorować.
Długo by pisać o tym, że strach (ten kontrolowany, racjonalny i w ryzach) jest dobry i pożyteczny, bo chroni (mózg każe, ciało słucha) przed niebezpieczeństwem, motywuje do niezbędnych działań, nakazuje nie podejmować zbędnie ryzkowych. Strach pozwala więc ocaleć w sytuacjach nowych, wyjątkowych, niewyobrażalnych. Pozwala się przygotować, zanim to, co doraźne nie zmieni się w to, co długotrwałe.
Psychoanalizie "leczącej z lęku" ani siebie, ani kocic moich nie poddam. Za późno dla nas na sztuczki Lacanowskie**. Poradnika, jak radzić sobie ze strachem, też nie mam zamiaru pisać. I nie dlatego, że wszystko jest napisane, ale dlatego że strach to nie lęk, to nie panika. Ze strachem nie ma co - tzn. nie ma powodu! - walczyć.
Są świetnie prosperujący spece od metod, treningów, pomagaczy usprawniających układ współczulny. Wszyscy wiemy, że przemysł "antystresowy" i kompensacyjny działa bardziej niż sprawnie i z zyskiem, jasne że p.w. własnym. Dodam, że naprawdę to mamy kłopot z wykorzystaniem układu przywspółczulnego, czyli dobrego korzystania z chwil relaksu i błogostanu***.
XXXXX
W odczuwaniu boskości, w obcowaniu z boskością są jednako obecne: mysterium tremendum (przedmiot pełen grozy, wywołujący lęk) i mysterium fascinans (przedmiot pociągający, kontemplowany w ekstazie).
Nieco prowokująco powiem więc kocicom, że skoro dziś nie o boskość chodzi, a o ziemskie choróbsko - podłe i zaborcze - to właśnie strach pozwoli i nam przeżyć, czyli - żyć dalej.
Prze-żyć nie tydzień czy dwa, ale te dane nam przez Stwórcę lata, a choćby miesiące.
Prze-żyć "teraz, tutaj". Gdy Brama Niebieska się - na chwilę - otworzy i niektórych wpuści na łąki, pagórki, to zostaniemy rozliczeni właśnie z tego "teraz, tutaj" świata, życia i obowiązków.
XXXX
Powiem im też, że to nie strach i działanie pod jego rygorem, ale panika i manipulacja emocjami jest zła. I jeszcze: że panika wcale nie musi wynikać ze strachu.
Długo by pisać, komu zależy na panice i jak się ją wywołuje. O, jakiż to nęcący, jakiż świetny i biorący dziś temat!
Długo by pisać i o tym, jak przeciwskuteczne mogą być decyzje mające (w zamyśle) zapobiegać panice. I długo by pisać, jaką siłę ma informacja (lub jej brak) oraz sposób jej podawania (lub zatajania) dla zachowań indywidualnych, ale przede wszystkim zbiorowych.
XXXX
Strach - mniej nacechowany niż lęk ("nie lękajcie się...") czy bojaźń (trwoga) - jest bliski życia i jego spraw. Jak troska, jak czułość.
A że kocice nie chcą nadal ze mną gadać, to napisałam na kartce i podsunęłam pod struchlałe pysie to, co pewnie nieoryginalne, ale cóż ja, skromna opiekunka kocic, mogę oryginalnego zaproponować?
Nie mam pretensji, że odczuwają strach, bo napotkały coś, co je przerasta, niepokoi, nawet przeraża. Ale to "coś" powinno je także zmobilizować i zmienić, bo przecież nadal musimy żyć, razem, na naszej małej przestrzeni. A że nie mam innych sposobów, by wyszły ze skorupy strachu (pudełka, koszyczka), to podsuwam im kartkę:
korzystać ze sprawdzonych, wiarygodnych informacji
myć łapy i to, co w łapach trzymane
siedzieć na parapecie, nie czmychać, gdy odbieram zamówioną w sieci dostawę
pazurki piłować
na mszę - online
spektakl teatralny - online
czytać ze mną książki
słuchać mojej muzyki
oglądać podrzucone przez syna filmy
jeść i pić z umiarem, by podrzucający wiktuały i te inne, niewymowne, się nie podźwignął
korzystać z małych radości i satysfakcji
nie marudzić
nie pyszczyć
nie mądrzyć się i nie knuć...
I jeszcze: obdzwaniać znajomych, w tym i tych dalszych, bo może coś można... A choćby i nic nie było można zrobić, od siebie, to - jeśli dzwonienie nie jest na pokaz - zawsze milej, mniej samotnie...
Jednym słowem: używać czasu dodatkowego i potraktować go "na miarę", bo skoro stało się i dziać się będzie to nowe, resetujące, to sporo się i w naszej małej koegzystencji zmieni.
A na Salonie - nie gadać z głupolami mądralami cwaniakami dewotami prorokami etc.
XXXXX
Notka uzupełniona. Uupełnienie w zakresie "o czym" jest notka: i o koronapaskudę chodzi, czyli o strach - mój strach! - przed nią. Mogę wersalikami napisać: I O KORONAPASKUDĘ CHODZI, CZYLI O STRACH - MÓJ STRACH! - PRZED NIĄ.
* oczywiście, Gaston Bachelard (Poetyka przestrzeni: szuflada, kufry i szafy); nie wklejam linku, bo dziwny...
** ot, z biegu: http://psychoanaliza-poznan.pl/lacan
*** www.salon24.pl/u/malgor/994637,salonowa-dama-syberyjska-czyli-uklad-przywspolczulny-kawalek-szczesliwego-ciala
nie obrażam, czasem coś za szybko napiszę; albo - emerytką jeszcze nie jestem, więc nie hejtuję:)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości