czułość...
Mój temat, od dawna. Śledziłam obecność czułości jako motywu po współczesność. Od arcydzielnego wiersza Norwida pomieszczonego w Vade-mecum:
Czułość – bywa jak pełny wojen krzyk,
I jak szemrzących źródeł prąd,
I jako wtór pogrzebny...
*
I jak plecionka długa z włosów blond,
Na której wdowiec nosić zwykł
Zegarek srebrny – – –*
Ale i wcześniej, wszak gdy Mickiewicz kazał Konradowi jednym tchem powiedzieć w bluźnierczej Improwizacji: "czuły jestem, silny i rozumny", było to powtórzenie nie nieco staroświeckiego leksemu, ale postawy - znanej oświeconym, innej od czułostkowości ("oburkliwości") "poetów czułych", dającej się zatem inaczej zdefiniować. Postawy wobec siebie, a przede wszystkim wobec innych. Odnosząc tę postawę do dwóch strof wiersza Norwida, radzę dostrzec ją w pierwszej strofie, w której "pełny wojen krzyk" sąsiaduje ze "szmerem" strumienia.
Mickiewicz, Norwid, Słonimski, Krynicki, Stachura, Wojaczek, Świrszczyńska, Poświatowska, Pollakówna, Ferenc, Jastrun, Pasierb, Iwaszkiewicz, Sebyła, Czechowicz, Wat, Miłosz, Różewicz, Karpowicz, Zagajewski i inni - tak różni, a przecież wszyscy oni "używali" w swych wierszach czułości nie tyle jako leksemu, czasem zbliżonego do liryzmu, wzruszenia czy miłości, ale jako szczególnej i tajemniczej dyspozycji, która pozwala istnieć komuś innemu od "ja", nie tylko celebruje to "inne", ale i strzeże je, otacza czujną pamięcią i odpowiedzialną wyobraźnią. Jak bardzo tajemnicza jest ta dyspozycja świadczy Norwidowski ciąg porównań, czy też jedna rozbudowana metafora, węzłowo chwytająca abstrakcyjne pojęcie czułości w doznania podlegające zmysłom, więc mające jakiś kontur, kształt, formę.
Ileż tu znakomitych cytatów, ileż dojrzałości i piękna. To np. Grochowiak:
Będziesz mi wierna, dostojna czułości,
Po czas jałowy – i po dalsze czasy;
Aż tam, gdzie widzę szczupłą głowę starca
O moich nozdrzach i z moim uśmiechem,
Złożoną miałko w pielęgniarskie dłonie
Lub już owianą płomieniem gromnicy.
Ale mnie czułość dalej nie opuści;
Przecież zetleje już kamień nagrobny;
Z tych świec, co moje, wiatr rozkruszy knoty,
Z tych łez, co dla mnie, piasek się zawiąże,
A wciąż – przez niebo – będzie szedł znużony
Zamiatacz modlitw z posiwiałą miotłą.
[Przecież mnie czułość nigdy nie opuści…]**
I np. Herbert, przedostatni wiersz w pożegnalnym tomiku:
Cóż ja z tobą czułości w końcu począć mam
czułości do kamieni do ptaków i ludzi
powinnaś spać we wnętrzu dłoni na dnie oka tam
twoje miejsce niech cię nikt nie budzi***
------
Pisał Hans Urs von Balthasar:
A skoro rozbicie jest doświadczeniem, jest wiedzą, wówczas owa całość, która się rozpada czy rozpadła może być właśnie tylko przedmiotem wiary, może nawet wiary wbrew rozumowi.****
Nie wiem, czy o tych słowach von Balthasara myślała Olga Tokarczuk, tytułując wygłoszony 7 grudnia "esej noblowski". Wiem wszakże, że Czuły narrator to znakomita i domykająca fraza, w intencji noblistki odnosząca się nie tylko do nobilitowanej przez naszą nowoczesność figury opowiadacza, ale i tego, co w opowieści powinno się zmieścić - wartego opowieści świata, którego stanem dzisiejszym jest rozbicie tak wielkie, że całość musi być przedmiotem wiary, nawet wbrew rozumowi...
Wiary? A może właśnie czułości?
Tokarczuk nie tylko świetnie rozumie, że figura wyposażonego w "duszę istnienia" opowiadacza pozwala spoić zapamiętane zdarzenia z dzieciństwa z historią dziejącą się "teraz i tutaj". Tokarczuk znakomicie korzysta ze współczesnych narratologicznych dominant, wedle których jesteśmy opowieścią, bo zaczynamy się wraz z wypowiedzeniem "ja" i "jestem". I jeszcze coś Tokarczuk wydobywa i podkreśla: z faktu, że wszyscy możemy być, a więc jesteśmy narratorami, nie wynika, że każda opowieść jest wartościowa, że ma szansę zbliżyć się do prawdy, a zatem do świata.
Czułość, co wprost powiedziała Tokarczuk, jest od empatii poważniejsza. Wypełnieniem czułości nie jest "współbycie" z drugim, zacierające kontury tego co mną, a co innym. Wypełnieniem czułości - i tu czułość rozumiem jednak inaczej niż Tokarczuk (vide Ps.) - jest nie władztwo nad całością, ale pamięć autentycznych zdarzeń i odpowiedzialna troska o drobiazgi. W czułości, która wyrasta ponad empatię i - co oczywiste - nie ma nic z sentymentalnej rzewności, jest wreszcie tęsknota, czyli inna od intelektu, ale i intuicji wiedza istnienia. Wiedza - tylko? aż? - ludzka, nie boska...
Tokarczuk głupio powtarza, co mówiono przez wieki, że "brakuje nam języka, brakuje punktów widzenia, metafor, mitów i nowych baśni", by opowiedzieć dziejący się radykalnie szybko dzisiejszy świat. Takie twierdzenie uznać trzeba za nadal widać modną grę w tzw. niewyrażalne.
Ale gdy w miejsce narratora pierwszoosobowego, figury tyleż heroicznej, co alienującej, wprowadza Tokarczuk kategorię narratora czwartoosobowego, odkrywa - jako pisarka i humanistka - istotną jakość własnych opowieści.
Przeprowadza swój wywód starannie. Literatura dziś - mówi - to agora, w której głos mającego dotąd władztwo pisarza i głos aspirującego do władztwa czytelnika to dwa równoważne, a nawet wymienne dopływy doświadczeń. Sięga po starą, ba - nobilitowaną formę paraboli, dzięki której możemy przekroczyć status pojedynczych i wyspowych bytów. Nie wkroczymy wszakże wraz z parabolą do mitu! Wraz z opowieścią możemy - mówiąc właśnie parabolicznie - literaturę do mitu upodobnić, bo tylko mit wie, tylko on nie stawia pytań i nie żąda odpowiedzi. "Wielka konstelacyjna forma świata", którą chce opowiedzieć Tokarczuk, to forma z ograniczoną mocą sprawczą ludzkości. Stąd marzenie o opowieści uniwersalnej, uwalniającej z celi ego pierwszoosobowe i zbliżającej się maksymalnie do tak obolałego, a przecież ciągle pięknego świata, staje się u Tokarczuk marzeniem o mocnej, prawdziwej narracji, która "potrafi zawrzeć w sobie zarówno perspektywę każdej z postaci, jak i umiejętność wykraczania poza horyzont każdej z nich, który widzi więcej i szerzej, który jest w stanie zignorować czas."
Pozostaje dodać: to stare marzenie. Utopijne. Tragiczne...
Pisał Czechowicz: dla artysty nie ma drogi innej, niż pisanie przed Bogiem. Nie "zamiast", nie "niby". Przed...
-------
* C. Norwid, Czułość, w: tenże, Vade-mecum, oprac. J.F. Fert, Lublin 2003, s. 107.
** S. Grochowiak, [Będziesz mi wierna, dostojna czułości...], w: tenże, Wiersze wybrane. Wybór dokonany przez Autora, Warszawa 1978, s. 189, s. 250.
*** Z. Herber, Czułość, w: tegoż, Wiersze zebrane, oprac. R. Krynicki, Kraków 2008, s. 699. (tom Epilog burzy, Wrocław 1998).
**** H.U. von Balthasar, W pełni wiary, przeł. J. Fenrychowa, Kraków 1991, s. 147.
Ps. Mówiła: To punkt, perspektywa, z której widzi się wszystko. Widzieć wszystko to uznać ostateczny fakt wzajemnego powiązania rzeczy istniejących w całość, nawet jeżeli te związki nie są jeszcze przez nas poznane. Widzieć wszystko oznacza też zupełnie inny rodzaj odpowiedzialności za świat, ponieważ staje się oczywiste, że każdy gest „tu” jest powiązany z gestem „tam”, że decyzja podjęta w jednej części świata poskutkuje efektem w innej jego części, że rozróżnienie na „moje” i „twoje” zaczyna być dyskusyjne.
nie obrażam, czasem coś za szybko napiszę; albo - emerytką jeszcze nie jestem, więc nie hejtuję:)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura